W północ się odzieję - Terry Pratchett - Recenzja

Terry Pratchett to bez cienia wątpliwości człowiek legenda. Słynący z poczucia humoru Brytyjczyk napisał dziesiątki znanych na całym świecie książek tłumaczonych na wiele języków. Jednym z ostatnich jego dzieł jest napisane w 2010 roku, a w Polsce wydane 17 maja 2011, (nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka) „W północ się odzieję”. Książka została niezwykle ciepło przyjęta przez czytelników i krytyków oraz otrzymała wiele różnych nagród, jak choćby Nagrodę SFWA (Amerykańskiego Stowarzyszenia Pisarzy Fantasy i Sci-fi) za najlepszą powieść fantasy przeznaczoną dla dzieci i młodzieży. Czy zasłużenie?

Na wstępie przyznam, że „W północ się odzieje” jest pierwszą książką autorstwa Terrego Pratchetta jaką miałem okazję przeczytać. Niesie to za sobą szereg konsekwencji: nie mogę w prawdzie porównać tej powieści do jej poprzedniczek, z drugiej jednak strony, fakt ten zapewnia mi w miarę obiektywny (jeśli można w ogóle mówić o obiektywizmie w wypadku recenzji) jej osąd.

Fabuła książki opowiada o 16-letniej czarownicy, Tiffany Obolałej. Dziewczyna całe swe dnie spędza na pomaganiu mieszkańcom jej rodzinnej wioski, Kredy. Jej praca sprowadza się głównie do tak „pasjonujących” zajęć jak: opatrywanie ran, pomoc przy porodach czy obrzędach pogrzebowych. Mimo swej przyjaznej natury, dziewczyna żyje na marginesie społeczeństwa. Ludzie obawiają się jej i trzymają na dystans tak długo, jak to tylko możliwe. W rezultacie Tiffany jest osobą samotną i pozostawioną samą sobie w walce z problemami dnia codziennego. Co gorsza, okazuje się, że panna Obolała „przypadkiem” budzi ze snu łaknącego krwi czarownic demona o imieniu Przebiegły...

 

Opowiedziana w książce historia rozczarowuje. Autor poskąpił jej dynamizmu i rozmachu, a całość jest wręcz nieprzyzwoicie naiwna. Rozumiem, że to powieść dla młodszego czytelnika, ale Hobbit potrafił przedstawić ludzkie (i nie tylko) motywacje w bardziej realistyczny i przyziemny sposób, pozostając przy tym książką dla dzieci i młodzieży. Gdyby tego było mało, autor zbyt powoli wprowadza główny wątek fabularny. Można odnieść wrażenie, że mniej więcej do połowy książka pozbawiona jest wartych uwagi wydarzeń.

Słabiutka fabuła nie jest jednak, na całe szczęście, jedyną cechą jaką książka może zaoferować swym czytelnikom. Gwoździem programu jest tu bowiem z całą pewnością wyśmienity, choć nieco absurdalny humor. Autor wspina się momentami na niedostępne zwykłemu śmiertelnikowi wyżyny abstrakcyjnego dowcipu. Za przykład niech posłuży „pikny wielki ciut chłopecek” czyli olbrzym bez spodni. Nie byłoby w tym może nic zabawnego, gdyby nie komentarz autora: „Prawdę mówiąc, stwierdzenie, że nie ma spodni, było niewystarczające. Jego brak spodni wypełniał świat. (…) Zdecydowanie był to wizerunek człowieka bez spodni i z całą pewnością nie kobiety”. To tylko jeden z przykładów, a pozostają jeszcze ożywiony ser Horacy, sklep ze sztucznymi kurzajkami dla czarownic, specyficzny rodzaj świniobicia i wiele innych. Na koniec tego wątku wspomnę jeszcze o Nac Mac Feeglach, malutkich elfach (prawdopodobnie solidnie oberwałbym od nich za to określenie) z zamiłowaniem do wszczynania burd, picia dużych ilości alkoholu, specyficznego poczucia moralności oraz porozumiewania się językiem, który przywodzi na myśl góralską gwarę. Jeśli przepadacie za tego typu absurdalnym humorem, to jest to książka dla was.

Ku mojemu zaskoczeniu, Terry Pratchett postanowił umieścić w swym dziele także poważniejsze wątki, takie jak przemoc w rodzinie czy próba linczu. Dodam, że robi to w taki sposób, by nie zrażać młodszego czytelnika i nie epatować go zbyt ponurymi wizjami. Używa delikatnego, metaforycznego języka, a całość podsumowuje morałem w postaci przedstawienia konsekwencji złego czynu oraz nakreśleniem właściwego wzorca zachowań.

Na zakończenie wspomnę jeszcze o stylu w jakim pisze Pratchett. Jak być może zauważyliście w przytoczonym przeze mnie wyżej fragmencie, jest on odrobinę chaotyczny, szalony i momentami wymaga dość dużego skupienia, by można było nadążyć za galopującym szaleńczo strumieniem myśli autora. Ostrzegam, że książka napisana jest bardzo specyficznym piórem, które bez wątpienia pasuje jednak do zwariowanego stylu całości.

„W północ się odzieję” jest powieścią piekielnie trudną do jednoznacznej oceny. Jeśli cenicie sobie głównie wielowątkową, skomplikowaną fabułę, to nie jest to pozycja dla was. Jeśli natomiast szukacie książki lekkiej i zabawnej, warto zastanowić się nad jej zakupem. Dodatkowym argumentem przemawiającym za dziełem Pratchetta jest fakt, że jeśli macie dzieci/młodsze rodzeństwo, możecie śmiało przeczytać powieść razem z nimi. Pod wieloma względami przypomina ona bowiem filmowego Shreka, dzieci otrzymają ciekawą, kolorową baśń, a ich starsi opiekunowie wyłapią drobne smaczki i mrugnięcia okiem, które poprawią im humor na resztę dnia.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.