Mroczna Połowa - Stephen King - Recenzja

Pasją i jednocześnie źródłem zarobkowym Thaddeusa Beaumonta jest pisarstwo. Jak duża część jego kolegów po fachu posiada swoje literackie alter ego, czyli Georga Starka personifikującego mroczną część duszy (jak się później okazuje, nawet i ciała) protagonisty. Co ciekawe, książki tworzone pod pseudonimem rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, a powieści Thada zna jedynie garstka osób. Można by rzec, że początkującemu autorowi powinno być wszystko jedno – ważne, żeby wpływy na konto się zgadzały. Beaumont również wychodzi z takiego założenia, jednak wraz z rosnącą popularnością Stark zaczyna mu ciążyć. Pojawiają się fani, którzy za wszelką cenę próbują zdemaskować prawdziwe oblicze Georga. To przelewa czarę goryczy i jedynym rozwiązaniem jest oficjalne pogrzebanie literackiego pseudonimu. Ale on nie do końca chce zniknąć… Alter ego Thada postanawia powrócić do świata żywych i zemścić się na tych, którzy doprowadzili do jego pochówku.

Stephen King w Mrocznej Połowie sięga po sprawdzony wzorzec Dr.Jekylla i Mr.Hyde’a modyfikując go do swoich potrzeb. W odróżnieniu od oryginału, nie mamy tu do czynienia z rozdwojeniem jaźni. Beaumont i Stark to dwie samodzielnie funkcjonujące części tej samej całości. Już w prologu autor prezentuje rozwiązanie zagadkowych morderstw, o które oskarżany jest lekko niezgrabny Thad. W wieku młodzieńczym przechodzi operację usunięcia nowotworu mózgu. Przynajmniej tak wszyscy próbowali mu wmówić. Prawda była nieco inna i, ku zdziwieniu lekarzy na sali operacyjnej, zamiast zmienionej chorobowo tkanki ujrzeli fragmenty ludzkiego ciała. Diagnoza brzmiała: przyszły pisarz miał brata bliźniaka, którego wchłonął w łonie matki. To wydarzenie na stałe zmienia jego życie.
Postaci Beumonta nie można rozpatrywać w oderwaniu od jego literackiego alter ego.  Thad to fajtłapa, wiecznie potykający się o salonowe meble. Nie grzeszy tężyzną fizyczną, jednak jest wcieleniem dobroci. Stark uosabia cechy, których mu brakuje. Męski, silny, pozbawiony skrupułów i mordujący z zimną krwią. Obaj są jak ogień i woda. Niebo i Ziemia. Wraz z rozwojem historii postać Georga ulega znacznemu ociepleniu. Autor próbuje wyjaśnić motywy jego postępowania – wskazuje na to, że pseudonim walczy jedynie o swoje być, albo nie być. Niestety, na świecie może pozostać tylko jeden.

W porównaniu do innych powieści S.Kinga Mroczna Połowa uplasowała się gdzieś w okolicach średniej. Nie jest lekturą w żaden sposób przełomową, wybitną czy zapadającą w pamięć. Do pisarskiego stylu nie można mieć zastrzeżeń. Ci, którym proza króla grozy wcześniej nie była obca, mogą poczuć się jak u siebie. Długie opisy codziennych czynności i mozolne wprowadzanie w meandry fabuły stały się jego wyznacznikiem. Taka forma prowadzenia opowieści może po prawdzie niektórych nużyć, szczególnie w przypadku niepotrzebnie rozciągniętego początku „Mrocznej Połowy”. Bez ubytku dla fabuły można by go było odrobinę skrócić. Gdyby nie znajomość prozy Kinga, zapewne porzuciłbym lekturę po pierwszych stu stronicach. Postępując w ten sposób, czytelnik straciłby okazję do obcowania z ciętym, niepozbawionym ironii i sarkazmu językiem. Językiem, który jednocześnie rozbawia, ale i przeraża opisując dość makabryczne sceny w końcówce powieści.

Dla stałych czytelników pisarz, do czego już zdążył wszystkich przyzwyczaić, w fabułę wplótł kilka odniesień do innych dzieł swojego autorstwa. Bohaterzy odwiedzaja min. Ludlow (Cmętarz Zwieżąt vel Smętarz dla zwierzaków), jak i Castle Rock (Cujo, Sklepik z Marzeniami). Wnikliwi odnajdą również wzmiankę o pewnym morderczym bernardynie grasującym po jednym z tych małych miasteczek. Autor wielokrotnie puszcza oko do czytelnika.

Można zaryzykować stwierdzenie, że pomysł na historię autor zaczerpnął z własnego życiorysu i odpowiednio ją ulepszając opisał w Mrocznej Połowie. S.King część swoich powieści napisał pod pseudonimem Richard Bachman m.in. Rage, Wielki Marsz czy Ostatni bastion Barta Dawesa. Głównie były to historie napisane na początku jego literackiej kariery. Cechą charakterystyczną „bachmanów” (jak przyjęło się mówić) były szczątkowe opisy, a większy nacisk położono na akcję. W recenzowanej pozycji czytelnik ma okazję z krótkich fragmentów poznać prozę Georga Starka, która do złudzenia przypomina prozę alter ego S.Kinga.  Trzeba przyznać, że nie jest to pierwszy przykład na to, że autor potrafi bawić się swoim wizerunkiem i nie trzeba być geniuszem, aby wpaść na interesujący pomysł.  Wystarczy mieć dystans do swojej osoby i z uwagą obserwować, co się wokół nas dzieje. Według oficjalnego życiorysu Bachmanowi usunięto nowotwór mózgu. Brzmi znajomo?


Ludmo


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.