Gra o tron - George R. R. Martin - Recenzja

Muszę przyznać, ze rzadko zdarza się, by książka wciągnęła mnie tak bardzo, że przestaje się dla mnie liczyć granica miedzy nocą a dniem i ważne staje się tylko to, by czytać dalej. Wspominam o tym dlatego, że książce Martina udało się wejść do grona tych nielicznych pozycji, które u mnie ten stan wywołały. Pozostaje pytanie dlaczego? Odpowiedź jednak nie jest prosta.

Sama pozycja liczy sobie 772 strony, co, biorąc od uwagę fakt, że jest to zaledwie początek zaplanowanej na siedem tomów sagi pt. „Pieśń Lodu i Ognia”, samo w sobie było dla mnie zaskoczeniem. Mając to na uwadze, podszedłem do książki z nieco mieszanymi uczuciami. Wszystkie wątpliwości rozwiały się jednak po jakichś pierwszych dwustu stronach, gdy, nieco zirytowany brakiem światła, podszedłem do okna stwierdzając, że słońce dawno zaszło.

Fabuła w skrócie rysuje się następująco: po obaleniu szalonego króla Aerysa Torgareyna zasiadającego na Żelaznym Tronie, rządy w zjednoczonych Siedmiu Królestwach sprawuje najdzielniejszy z buntowników - Robert Braethon. Krainy Zachodu przez dziesięć lat cieszyły się spokojem, jednakże czas ten dobiega końca, gdy w niewyjaśnionych okolicznościach umiera Królewski Namiestnik - Jon Aaryn. Król wyrusza na północ, by o objecie urzędu prosić swego wieloletniego przyjaciela i kompana z czasów wojny o sukcesję. Tymczasem potomkowie szalonego króla przetrwali i zamierzają upomnieć się o swoje. Ponadto od północy nadciągają dzikie ludy. Jednak w tamtejszych mrokach czai się jeszcze groźniejszy wróg, o którego istnieniu krążą jedynie legendy. Nikt nie przypuszcza, że zawierają one w sobie mrożąca krew w żyłach prawdę, a Nocna Straż od wieków strzegąca Muru - granicy ludzkiego świata, za którym rozciąga się nieznane - będzie musiała już wkrótce stawić mu czoło w nierównej walce. Nierównej tym bardziej, że wróg włada magią - sztuką zapomnianą przez ludzi. A to wszystko to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

 

W tych zawiłych okolicznościach poznajemy ród Starków z Winterfall: Eddard „Ned’ Stark, jego żona Cathelyn, dwie córki, czterech synów - w tym bękart z nieprawego łoża. Obok nich śledzimy losy potomkini smoczego króla, księżniczki Daenerys Torgareyn oraz perypetie brata królowej, Tyriona, który jest postacią dość... nietypową.

Pomimo tego, że książka zaczyna się dość spokojnie, akcja z każdą stroną nabiera tempa i rozmachu. Losy bohaterów krzyżują się, przeplatają i oddziałują wzajemnie na siebie właśnie wtedy, gdy się tego kompletnie nie spodziewamy. Zaskakiwanie czytelnika to jeden z atutów Martina. Rzadko kiedy mamy do czynienia z liniowością fabuły. Autor jest mistrzem intrygi i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie następny rozdział, przy czym w tym przypadku „rozdział” jest nazwą umowną, ponieważ akcję powieści śledzimy, oglądając sytuacje na przemian, z perspektywy kolejnych bohaterów, tak, że tytułowa gra o tron wyłania się nam stopniowo z sieci spisków, układów, intryg, zbrodni i perypetii przedstawionych osób. Przez cały czas towarzyszy nam trzecioosobowy narrator znający myśli, uczucia, a także i przeszłość bohaterów, co pozwala nam jeszcze lepiej wczuć się w ich sytuację. Taka kompozycja w połączeniu z mnogością głównych bohaterów pozwala autorowi nawet na... uśmiercenie jednego z nich.

Martin serwuje nam średniowiecze w całej jego brutalnej okazałości i, choć „Gra o Tron” bez wątpienia jest powieścią fantasy, to jednak w miarę jej czytania odbiorca coraz dobitniej uzmysławia sobie, jak wyglądały wieki średnie. Szczegółowość opisu rodów, uczt, balów, polowań, turniejów rycerskich, czy wreszcie napędzających książkę intryg, sprawia, że mamy pełny obraz tego, jak funkcjonowało średniowieczne królestwo i zdajemy sobie sprawę, że często monarcha był jedynie pionkiem w świecie zakulisowych układów, zakazanych namiętności, spisków i knowań. Tu każda postać ma swoje cele, motywy działania, pobudki. Tu każda postać „żyje własnym życiem”, sprawiając, że książka wciąga, porywa i wytrąca z czasoprzestrzeni na długie godziny. Nic nie jest takie jakie się wydaje, nikt nie jest tym, kim zdaje się być, każdy ma na sumieniu ciemne sprawki i grzeszki, zaś honor jest domeną słabych. To wszystko w połączeniu z łatwo przyswajalnym stylem, jakim została napisana książka, oraz ciekawymi, rozbudowanymi dialogami sprawia, że „Grę o Tron” polecam każdemu, kto tylko ma ochotę na kawałek porządnej lektury. Dla wielbicieli klimatu lektura obowiązkowa.


Matimak


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.