Zrodzony ze srebra - Patricia Briggs - Fragment #1

– To był taki żarcik. W walijskim nie ma chyba żadnych krótkich słów.

- Mercy – wydyszał.

Serce zabiło mi mocniej i szybciej, jakbym przeczuwała złe wieści. Usiadłam.

 

- Samuel? – powtórzyłam do ciszy po drugiej stronie.

- Przyjedź...

Mamrotał wyrazy, jakby ledwo co mówił po angielsku, a przecież znal ten język dużo dłużej, niż ja, z moimi trzydziestoma wiosnami życia.

- Już jadę – Sięgnęłam po dżinsy. – Gdzie?

- W składziku przy rentgenie. – Ledwie wydukał.

 

Domyśliłam się, że mówi o kanciapce przy sali przyjęć na pogotowiu w szpitalu Kennewick General, gdzie pracował.

- Zaraz będę.

Rozłączył się bez słowa.

Działo się coś bardzo złego. Ale cokolwiek to było, dobrze, że czekał w składziku, z dala od oczu ludzi. Gdyby dowiedzieli, że jest wilkołakiem, nie musiałby się już ukrywać.

W przeciwieństwie do Adama, Samuel nie przyznał się oficjalnie do wilkołactwa. Nikt nie pozwoliłby wilkołakowi praktykować w medycynie... Co miało swój głęboki sens, zresztą. Mało który wilkołak byłby w stanie znieść ciągłą woń krwi i strachu. Ale Samuel był lekarzem od bardzo dawna. I to bardzo dobrym lekarzem.

Wybiegając z domu, potknęłam się o siedzącego na ganku Bena. Zaskoczona, straciłam równowagę i spadłam ze schodków, lądując na żwirze.

Wiedział, że wychodzę, nie starałam się tego ukryć. Mógł usunąć mi się z drogi, lecz tego nie uczynił. Może nawet celowo ustawił się w ten sposób. Nie drgnął nawet, kiedy na niego spojrzałam.

Rozpoznałam tę minę mimo, że wcześniej jej nie widywałam. Byłam kojotem, wybranką jego Alfy, kimś tego niegodnym, w ich mniemaniu.

- Słyszałeś na pewno o dzisiejszej sprzeczce? – zagadnęłam.

Położył uszy i oparł pysk na przednich łapach.

- W takim razie powinieneś też wiedzieć, że ktoś wykorzystuje więź, żeby mieszać mi w głowie. – Miałam trzymać to w tajemnicy, dopóki nie porozmawiam z Samuelem, ale upadek ze schodów wytrącił mnie z równowagi.

Zamarł, a jego postawa znamionowała nie tylko niedowierzanie, ale wręcz zgrozę.

A więc to możliwe. Szlag. Szlag. Szlag. A miałam nadzieję, że nie, że sobie to wymyśliłam. To ostatnie, czego mi było trzeba.

Czasami odnosiłam wrażenie, jakby obie więzi, i ta partnerska i ta stadna, starały się jedna przez drugą zagarnąć moją duszę. A choć to porównanie było tylko przenośnią, efekty były równie przerażające, co gdyby działo się tak naprawdę. Świadomość, że ktoś wykorzystuje ten bajzel, żeby mną manipulować, była jak cholerny lukier na torcie.

Na szczęście miałam coś do zrobienia, co pozwalało mi oderwać myśli od tego koszmaru. Podniosłam się i otrzepałam.

Zamierzałam porozmawiać o tym z Adamem bezpośrednio, ale taki scenariusz też miał plusy. Dobrze, żeby Adam dowiedział się, że część stada... aktywnie wyraża swoją niechęć do mnie. A jeśli Ben mu o tym powie, Adam nie wejdzie do mojego umysłu i nie odkryje, że problem tkwi nie tylko w przejmowaniu kontroli nad moimi myślami, ale też jakie uczucia budzą we mnie same więzi i stadna i partnerska.

- Przekaż Adamowi, co ci powiedziałam – kazałam Benowi.

Wiedziałam, że to zrobi. Ben był okropny i odpychający, ale był też prawie że przyjacielem – podobne, koszmarne przeżycia łączą ludzi.

- Przeproś go w moim imieniu i powiedz, że zamierzam się chwilowo przyczaić... – Adam zrozumie, że chodzi o trzymanie się z dala od stada - ...dopóki nie wymyślę, co z tym zrobić. A teraz jadę po Samuela, więc kończysz swój dyżur.


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.