11
ROZDZIAŁ 1
SKRYTOBÓJCY I SPRZYMIERZEŃCY
W Imardinie panuje błędne przekonanie, że prasy drukarskie
zostały wynalezione przez magów. Każdy, kto
nie zna zasad działania pras ani magii, za sprawą efektownych
odgłosów wydawanych przez maszynę oraz jej
konwulsyjnych ruchów może łatwo odnieść wrażenie, że
funkcjonuje ona dzięki alchemii. Wykorzystanie magii nie
jest jednak konieczne, pod warunkiem że znajdzie się ktoś
chętny do obracania koła i obsługi dźwigni.
Cery poznał istotę sprawy lata temu dzięki Sonei. Wynalazca
maszyny zaprezentował ją w Gildii, gdzie została
skwapliwie wykorzystana jako szybki i tani sposób na
kopiowanie ksiąg. Następnie usługi drukarskie zaoferowano
mieszkańcom Domów nieodpłatnie, a osobom
z pozostałych klas społecznych za odpowiednią cenę.
Pogląd, że drukarstwo było sztuką opartą na magii, był
rozpowszechniany po to, by zniechęcać innych do oferowania
takich usług na własną rękę. Mit został obalony,
gdy dostęp do Gildii uzyskali ludzie z niższych klas społecznych,
co zaowocowało pojawieniem się sporej liczby
maszyn drukarskich w całym mieście.
Zdaniem Cery’ego złą stroną takiego stanu rzeczy był
rozkwit popularności romansów przygodowych. Jeden
12
z ostatnio wydanych opisywał perypetie zamożnej dziedziczki,
którą pewien przystojny Złodziej wybawił od jej
opływającego w luksusy, lecz nudnego życia. Pojedynki
były absurdalnie niewiarygodne, prawie zawsze na miecze,
a nie na noże, a w światku przestępczym można było spotkać
stanowczo zbyt wielu przystojnych mężczyzn kierujących
się niepraktycznymi zasadami honoru i lojalności.
Powieść przedstawiała kobiecej części Imardinu daleki od
prawdy obraz półświatka.
Oczywiście Cery nie pisnął o tym ani słowa kobiecie,
która leżała teraz w łóżku przy jego boku, a ulubione
fragmenty tej powieści czytywała mu co wieczór, odkąd
pozwoliła mu zamieszkać u siebie w piwnicy. Cadii daleko
było do zamożnej dziedziczki. A ze mnie żaden oszałamiająco
przystojny Złodziej. Od śmierci męża była samotna
i pogrążona w smutku, a pomysł ukrywania w piwnicy
Złodzieja stanowił miłą odmianę.
A on… on nie miał się już gdzie ukryć.
Odwrócił się w jej stronę. Spała, oddychając spokojnie.
Zastanawiał się, czy naprawdę mu wierzyła, że jest
Złodziejem, czy też nie miało to dla niej znaczenia, bo po
prostu pasował do świata jej wyobraźni. Nie był ognistym,
młodym Złodziejem z powieści. Brakowało mu wigoru na
opisywane w niej przygody, czy to łóżkowe, czy pozostałe.
Robię się słaby. Wystarczy, że wejdę po schodach, a serce
mi wali i dostaję zadyszki. Zbyt wiele czasu spędziliśmy
w dusznych kryjówkach, a zbyt mało na doskonaleniu umiejętności
walki.
Z sąsiedniego pokoju dobiegł go odgłos głuchego uderzenia.
Uniósł głowę i spojrzał na drzwi. Czyżby Anyi
i Gol się zbudzili? Sam wątpił, czy uda mu się z powrotem
usnąć. Zawsze miał problemy ze snem, kiedy czuł się jak
13
w klatce. Wyślizgnął się z łóżka, automatycznym ruchem
wciągnął spodnie i podniósł płaszcz. Wsuwając jedną
rękę w rękaw, drugą sięgnął do klamki i cicho ją nacisnął.
Kiedy otworzył drzwi, ujrzał Anyi. Stała pochylona nad
Golem, z nożem, w którym odbijały się światła lamp, gotowa
do ataku. Serce podskoczyło mu w piersi z niepokoju
i niedowierzania.
– Co…? – zaczął.
Na dźwięk jego słów Anyi odwróciła głowę z pozazdroszczenia
godnym refl eksem młodej osoby.
To nie była ona.
Równie szybko dziewczyna znów spojrzała na Gola i zamierzyła
się nożem, jednak wyciągnięte w górę ręce chwyciły
nadgarstek zabójczyni i zatrzymały go. Gol poderwał
się z łóżka. Cery już był za drzwiami, ale zatrzymał się, gdy
nowa myśl przezwyciężyła zamiar powstrzymania kobiety.
Gdzie jest Anyi?
Okazało się, że na drugiej pryczy rozgorzała już kolejna
walka, tyle że tym razem to intruz był przygwożdżony do
materaca i próbował odepchnąć ręce trzymające nóż tuż
nad jego piersią. Cery’ego ogarnęła fala dumy. Jego córka
musiała obudzić się na tyle szybko, by złapać zabójcę i obrócić
jego atak przeciw niemu.
Próbowała wbić nóż w pierś napastnika, lecz jej twarz
wykrzywiał grymas wysiłku. Mimo drobnej budowy zabójca
miał dobrze rozwinięte mięśnie nadgarstków i szyi.
Dziewczyna nie wygra tej próby sił. Przewagę dawała jej
szybkość. Zrobił krok w jej stronę.
– Wynoś się stąd, Cery – warknął Gol.
Napastnik odepchnął ramiona Anyi, gdy na chwilę
straciła koncentrację. Wydostała się poza zasięg jego
rąk. Zeskoczyła z łóżka i przyjęła postawę do walki,
14
błyskawicznie wyjmując z rękawa długi, cienki nóż. Zabójca
jednak nie ruszył w jej kierunku. Jego wzrok powędrował
ku Cery’emu.
Złodziej nie miał zamiaru zostawiać tej walki Anyi
i Golowi. Być może kiedyś będzie musiał opuścić przyjaciela,
ale jeszcze nie dziś. I nigdy nie opuściłby córki.
Odruchowo założył drugi rękaw płaszcza. Udając wystraszonego,
zrobił krok w tył, jednocześnie sięgając do
kieszeni i wsuwając dłonie w zakładane na nadgarstki
paski od swojej ulubionej broni: dwóch noży. Ich pochwy
były przymocowane do wnętrza kieszeni, tak aby ostrza
były gotowe do cięcia od razu po wyjęciu.
Zabójca przyskoczył do Cery’ego. Anyi rzuciła się na
niego jednym susem. Cery zrobił to samo. Tego napastnik
się nie spodziewał. Nie spodziewał się również dwóch
noży, w których zakleszczyła się jego broń. Ani dobrze
wycelowanego ostrza, które prześlizgnęło się po miękkiej
skórze na szyi. Zamarł z zaskoczenia i przerażenia.
Cery uskoczył w bok i uniknął strumienia krwi, który
trysnął, gdy Anyi cofnęła nóż, wybiła ostrze z dłoni zabójcy
i dobiła go pchnięciem w serce.
Bardzo skutecznie. Dobrze ją wyszkoliłem.
Z pomocą Gola, oczywiście. Cery odwrócił się, żeby
sprawdzić, jak radzi sobie przyjaciel, i z ulgą zobaczył
napastniczkę leżącą w rosnącej kałuży krwi.
Gol spojrzał na niego i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Dyszał ciężko. Tak jak ja, uświadomił sobie Cery. Anyi
schyliła się i przebiegła rękami wzdłuż ciała napastnika,
przeszukując jego ubranie, po czym potarła palce.
– Sadza. Zszedł kominem do domu nad nami. – Podejrzliwie
spojrzała na stare kamienne schody prowadzące do
drzwi piwnicy.
15
Cery’emu zrzedła mina. Bez względu na to, jak ci dwoje
się tu dostali, a przede wszystkim – jak ich znaleźli, to
już nie jest bezpieczna kryjówka. Posępnie spojrzał na
martwych skrytobójców, zastanawiając się nad pozostałą
garstką osób, do których mógłby się zwrócić o pomoc,
oraz nad tym, jak się z nimi skontaktować.
Usłyszał delikatne westchnienie. W drzwiach stała
owinięta jedynie w prześcieradło Cadia i szeroko otwartymi
oczami wpatrywała się w martwych skrytobójców.
Wzdrygnęła się, lecz gdy na niego spojrzała, jej osłupienie
przerodziło się w rozczarowanie.
– Chyba w takim razie nie zostaniesz na kolejną noc?
Cery pokręcił głową.
– Przepraszam za ten bałagan.
Skrzywiła się na widok krwi i ciał, zmarszczyła brwi
i rzuciła okiem na sufi t. Cery niczego nie usłyszał, ale
Anyi w tej samej chwili podniosła głowę. Wszyscy wymienili
pełne niepokoju spojrzenia, nie chcąc nic mówić,
dopóki ich podejrzenia nie okażą się słuszne.
Cery usłyszał ciche skrzypnięcie, stłumione przez podłogę
nad ich głowami.
Anyi i Gol jak najciszej zabrali buty, tobołki i lampy, po
czym ruszyli za Cerym do drugiego pokoju, zamykając za
sobą drzwi i blokując je starą skrzynią. Cadia zatrzymała
się pośrodku pomieszczenia, westchnęła i opuściła prześcieradło,
żeby się ubrać. Anyi i Gol szybko się odwrócili.
– Co mam robić? – szepnęła Cadia do Cery’ego.
Pozbierał resztę swoich ubrań, wziął lampę i chwilę się
zastanowił.
– Chodź z nami.
Wyglądała raczej na zmartwioną niż podekscytowaną,
kiedy przeciskali się przez klapę w podłodze, prowadzącą
16
na dawną Złodziejską Ścieżkę. Korytarze były tu pełne
gruzu i niezbyt bezpieczne. Ten odcinek podziemnej sieci
został odcięty od pozostałej części, gdy Król przebudował
pobliską drogę i w miejsce starych slumsów postawił nowe
domy. Choć miejsce leżało poza granicami terytorium
Cery’ego, Złodziej opłacił człowieka, który wykopał nowe
prowadzące do niego przejście, stare ścieżki zaś zostawił
w takim stanie, by wyglądały na opuszczone i w razie odnalezienia
nikogo nie skusiły. Takie miejsce przydawało
się, by coś ukryć, na przykład skradzione przedmioty,
czasem jakieś zwłoki.
Nigdy jednak Cery nie planował, że będzie tam ukrywał…
siebie. Cadia przyjrzała się zawalonemu gruzem
korytarzowi z mieszaniną przerażenia i ciekawości. Cery
podał jej lampę i wskazał kierunek.
– Jakieś sto kroków dalej zobaczysz kratę, wysoko na
lewej ścianie. Za nią będzie alejka biegnąca pomiędzy
dwoma domami. W ścianie są rowki, które ułatwiają wspinaczkę,
a krata powinna otwierać się do wewnątrz. Idź do
jednego z sąsiadów i powiedz, że ktoś włamał się do twojego
domu. Jeśli znajdą ciała, powiedz, że to włamywacze,
i podsuń myśl, że jeden zaatakował drugiego.
– A jeśli ich nie znajdą?
– Zaciągnij ciała do tunelu i nie wpuszczaj nikogo do
piwnicy, póki nie wywietrzeje zapach.
Wyglądała na jeszcze bardziej zmartwioną, ale przytaknęła
i wyprostowała się. Jej odwaga wzruszyła go do bólu.
Miał nadzieję, że nie dopadną jej kolejni zabójcy ani nie
zostanie w żaden inny sposób ukarana za udzielenie mu
pomocy. Przysunął się do niej i mocno pocałował.
– Dziękuję – powiedział cicho. – To była sama przyjemność.
17
Uśmiechnęła się, a w jej oczach na chwilę zabłysły
iskierki.
– Uważaj na siebie – powiedziała.
– Zawsze uważam. A teraz już idź.
Odeszła pośpiesznie. Nie mógł ryzykować i odprowadzić
jej wzrokiem. Gol poprowadził ich naprzód, a Anyi
trzymała się z tyłu, gdy przemierzali zawalone korytarze.
Zrobili kilka kroków i usłyszeli za sobą jakiś trzask. Cery
zatrzymał się i odwrócił.
– Cadia? – mruknął Gol. – Krata się zatrzasnęła po jej
wyjściu na ulicę?
– Z takiej odległości byśmy nie usłyszeli – rzekł Cery.
– To nie był dźwięk kraty opadającej na cegły czy kamień
– wyszeptała Anyi. – To było… coś drewnianego.
Po chwili usłyszeli stukot. Odgłos grzechoczących
cegieł i kamieni. Po plecach Cery’ego przebiegł dreszcz.
– No dalej. Pospieszcie się. Tylko po cichu.
Gol wysoko uniósł lampę, ale na ziemi walało się tyle
gruzu, że tylko chwilami udawało im się biec. Cery miał
ochotę przeklinać, żałując, że nie zlecił dokładniejszego
sprzątania. Na prostym odcinku tunelu Gol zaklął,
poślizgnął się i zatrzymał. Wychylając się zza ramienia
dryblasa, Cery zauważył, że trafi li w miejsce, gdzie niedawno
zawaliło się sklepienie, i znaleźli się w ślepej uliczce.
Zawrócili szybko i pośpieszyli z powrotem w kierunku
poprzedniej krzyżówki.
Anyi westchnęła, gdy dotarli do zakrętu.
– Zostawiamy ślady.
Cery spojrzał pod nogi i zobaczył odciski stóp na zapylonym
podłożu. Nadzieja na to, że pościg ruszy tropem
prowadzącym w ślepą uliczkę, legła w gruzach, gdy zdał
18
sobie sprawę, że ślady Gola prowadzą właśnie do bocznego
korytarza, niezbicie dowodząc, że zawrócili.
Ale jeśli nadarzy się kolejna okazja do zostawienia fałszywego
tropu…
Niestety, nie nadarzyła się. Kiedy wreszcie dotarli do
przejścia prowadzącego do głównej części Złodziejskiej
Ścieżki, ogarnęła go ulga. Ponownie pożałował, że nie
przewidział takiej sytuacji: zamaskował wejście do odciętych
tuneli, ale nie zadał sobie trudu, by ukryć wyjście od
środka, na wypadek gdyby ktoś się w nich znalazł.
Gdy zamknęli za sobą drzwi, rozejrzeli się po czystszym,
lepiej utrzymanym korytarzu, w którym się znaleźli.
Nie mieli jak zablokować drzwi i uniemożliwić ścigającym
wyjście ze starych tuneli.
– Dokąd teraz? – spytał Gol.
– Na południowy wschód.
Teraz podążali już szybciej, zasłonili jednak lampy, aby
drogę oświetlał im jak najcieńszy promień światła. Cery
wolałby iść po ciemku, słyszał jednak historie o pułapkach
mających chronić terytoria innych Złodziei, zastawianych
przez przedsiębiorczych rabusiów lub tajemniczych Glizdów.
Mimo to tempo narzucone przez Gola było ryzykownie
szybkie i Cery się obawiał, że przyjaciel nie będzie
w stanie uskoczyć, gdy natknie się na coś niebezpiecznego.
Wkrótce Cery dyszał ciężko, bolało go w piersi i coraz
bardziej chwiał się na nogach. Gol wypuścił się nieco naprzód,
lecz po chwili zwolnił i odwrócił się. Zaczekał na
Cery’ego, lecz miał zachmurzoną twarz i nie szedł dalej,
mimo że Cery już go dogonił.
– Gdzie jest Anyi?
Serce boleśnie podskoczyło w piersi Cery’ego. Pośpiesznie
się obrócił, lecz za plecami miał tylko ciemność.
19
– Tu jestem – usłyszeli ściszony głos, po czym Anyi cicho
wyłoniła się z mroku. – Zatrzymałam się, żeby sprawdzić,
czy usłyszę pościg. – Minę miała ponurą. – Idą za nami.
Więcej niż jeden. – Machnęła ręką, szybko do nich podchodząc.
– Pośpieszcie się. Nie są daleko.
Cery podążył za Golem, który ruszył naprzód. Wielkolud
nadał jeszcze szybsze tempo. Wybrał krętą trasę, ale
nie udało im się zgubić prześladowców – co dowodziło, że
znają te korytarze tak dobrze, jak on i Cery. Gol zbliżył się
do korytarzy pod Gildią, jednak perspektywa spotkania
z magami nie odstraszyła ścigających, którzy najwyraźniej
nie mieli zamiaru pozwolić im uciec.
Dochodzili właśnie do tajnego wejścia, przez które Cery
przechodził do tuneli pod Gildią. Nie odważą się tam za
mną wejść. Chyba że nie wiedzą, dokąd te korytarze prowadzą.
Jeśli za nami pójdą, odkryją, że Gildia nie strzeże
swoich tuneli. A to oznacza, że Skellin też się o tym dowie.
Nie dość, że nie będę mógł już nigdy tędy uciec, to jeszcze
będę musiał ostrzec Gildię. Zasypią przejścia i pozbawią
nas najbezpieczniejszej drogi do Sonei i Lilii.
Traktował należące do Gildii korytarze jak ostateczną
drogę ucieczki. Gdyby tylko był inny wybór…
Około dwudziestu kroków od wejścia do Gildii usłyszeli
coś za plecami, a zatem zabójcy byli blisko. Zbyt blisko –
nie będzie czasu na otwarcie ukrytych drzwi. Gol zwolnił
kroku, by spojrzeć na Cery’ego, i pytająco uniósł brwi.
Cery prześlizgnął się obok i pośpieszył w innym kierunku.
Był inny wybór. Bardziej ryzykowny. Groził jeszcze
większym niebezpieczeństwem niż to, któremu umkną.
Ale jeśli ścigający ośmielą się ruszyć ich śladem, to przynajmniej
oni również znajdą się w niebezpieczeństwie.
20
Gol odgadł zamiar Cery’ego i zaklął pod nosem. Ale
się nie sprzeciwił. Chwycił Cery’ego za ramię, żeby ten na
chwilę zwolnił, i ponownie zajął miejsce na przedzie.
– Szaleństwo – mruknął, po czym pędem ruszył w kierunku
Miasta Glizdów.
Minęła już ponad dekada – prawie dwie – odkąd dziesiątki
dzieci z ulicy zadomowiły się w tunelach, po tym
jak zniszczono ich dzielnicę. Szybko stały się bohaterami
budzących grozę historii opowiadanych w spylunkach
i żeby straszyć niegrzeczne dzieci. Mówiło się, że Glizdowie
nigdy nie wychodzą na światło dzienne, że opuszczają
tunele tylko nocą, przechodząc kanałami i przez piwnice,
żeby podkradać jedzenie i robić ludziom psikusy. Niektórzy
wierzyli, że mieszkańcy tuneli zamienili się w patykowate,
blade istoty o wielkich ślepiach, dzięki którym widzą
w ciemnościach. Inni powiadali, że wyglądają jak zwykłe
dzieci ulicy, ale gdy otwierają usta, okazuje się, że mają
długie kły. Panowało jednak zgodne przekonanie, że zapuścić
się na terytorium Glizdów to jak prosić się o śmierć.
Od czasu do czasu pojawiali się tacy, którzy postanawiali
przekonać się o tym na własnej skórze. Większość nigdy
nie wracała, nieliczni jednak pojawiali się z powrotem,
krwawiąc z ran zadanych w ciemnościach przez bezszelestnych,
niewidocznych napastników.
Mieszkańcy tych okolic zostawiali Glizdom podarki,
mając nadzieję na uniknięcie podziemnych ataków na
swoje domy. Cery, którego terytorium w jednym końcu
zachodziło na tereny Glizdów, polecił swoim ludziom co
kilka dni zostawiać w jednym z tuneli jedzenie w worku,
na którym umieszczono obrazek małego gryzonia, ceryniego,
od którego wziął swoje imię.
21
Minęło już trochę czasu, odkąd sprawdzał, czy nadal
wypełniają jego polecenie. Jeśli nie, to prawdopodobnie
i tak nie będę miał okazji ich za to ukarać.
Wkrótce zauważył oznaczenia ostrzegające o wkroczeniu
na terytorium Glizdów. A potem już ich nie widział.
Za plecami słyszał przyspieszony oddech Anyi. Czy ścigający
ich ludzie ośmielili się nadal podążać ich śladem?
– Nie rób tego – powiedziała Anyi, ciężko dysząc, gdy
zwolnił, żeby obejrzeć się za siebie. – Są… tuż… za…
nami.
Zabrakło mu tchu, żeby zakląć. Wdychane i wydychane
powietrze sprawiało ból. Bolało go całe ciało, a nogi
chwiały się, gdy zmuszał je do dalszego biegu. Pomyślał
o niebezpieczeństwie, w jakim znalazła się Anyi. To ją
pierwszą zabiją, jeśli ich dogonią. Nie mógł na to pozwolić.
Coś złapało go za kostki i runął naprzód.
Ziemia nie była tak płaska ani twarda, jak się spodziewał,
ale ruszała się, falowała i wydawała z siebie stłumione
przekleństwa. To był Gol – niewidoczny w całkowitych
ciemnościach. Lampy zgasły. Cery przeturlał się na bok.
– Zamknij się – ktoś szepnął.
– Posłuchaj go, Gol – nakazał mu Cery. Gol zamilkł.
Odgłos kroków dobiegający z korytarza stał się głośniejszy.
Z ciemności wyłoniły się ruchome światła, przebijające
się przez zasłonę z niedbale utkanego materiału, ale
Cery nie pamiętał, żeby ją mijał. Musiała zostać opuszczona,
kiedy ją minęliśmy. Kroki stały się wolniejsze, po czym
ustały. Z innej strony dobiegł ich odgłos kolejnych szybkich
kroków. Światła zaczęły się oddalać, gdy trzymający
je ludzie pobiegli dalej.
Po długiej chwili ciszę przerwały westchnienia. Po
plecach Cery’ego przebiegł dreszcz, gdy zdał sobie sprawę,
22
że jest otoczony przez kilka osób. Nagle pojawił się wąski
promień światła. To była jedna z lamp. Trzymał ją ktoś
obcy.
Cery podniósł wzrok i zobaczył młodego, mierzącego
go wzrokiem mężczyznę.
– Kto? – spytał mężczyzna.
– Ceryni ze Strony Północnej.
– A ci?
– Moi ochroniarze.
Mężczyzna uniósł brwi, po czym pokiwał głową. Odwrócił
się do pozostałych. Cery rozejrzał się i zobaczył
jeszcze sześciu młodych mężczyzn, z których dwóch
siedziało na Golu. Anyi przykucnęła, gotowa do walki,
a w rękach trzymała noże. Dwóch młodych mężczyzn
po obu jej stronach stało w bezpiecznej odległości, choć
wyglądali na gotowych do przyjęcia kilku cięć, jeśli przywódca
każe im ją unieszkodliwić.
– Odłóż to, Anyi – powiedział Cery.
Usłuchała, nie spuszczając z nich wzroku. Przywódca
skinął na dwóch mężczyzn, którzy zeszli z Gola, ten zaś
stęknął z ulgą. Cery wstał, odwrócił się w stronę przywódcy
i wyprostował się.
– Szukamy bezpiecznego przejścia.
Usta młodzieńca drgnęły w nieznacznym uśmiechu.
– Teraz się nie da. – Uderzył się kciukiem w pierś. – Wen.
– Odwrócił się i powiedział do pozostałych: – Znam to
imię. Ten, co zostawia jedzenie. Co robimy?
Wymienili spojrzenia, wymamrotali coś, on zaś pokręcił
głową:
– Zabić? Uwolnić?
– Robal? – powiedział jeden z nich, a Wen chwilę się
zastanowił.
23
Kiwnął głową.
– Robal – powiedział zdecydowanym tonem.
Wtedy wszyscy skinęli głowami, choć Cery nie był
w stanie określić, czy podjęli tę decyzję wspólnie, czy też
po prostu zaakceptowali wybór Wena.
Wen zwrócił się do Cery’ego.
– Wszyscy idziecie z nami. Zabieramy was do Robala.
– Oddał Golowi lampę i spojrzał na jednego z ludzi,
którzy wcześniej siedzieli na wielkoludzie. – Powiedzcie
Robalowi.
Młody mężczyzna pośpiesznie zniknął w ciemności
za plecami Wena. Gdy Wen zaczął iść w tym samym
kierunku, Anyi wyciągnęła rękę i wzięła swoją lampę od
trzymającego ją wyrostka. Dwóch chłopaków pośpiesznie
dołączyło do przywódcy, a pozostali zajęli pozycje na
tyłach.
Szli w milczeniu. Na początku Cery’ego ogarnęła fala
ulgi, bo wreszcie nie musiał biec, choć nogi nadal mu
drżały, a serce biło zbyt szybko. Zauważył, że Gol wygląda
na równie zadyszanego. Kiedy mniej więcej doszedł do
siebie, znów zaczął się martwić. Nigdy nie słyszał o tym,
żeby ktokolwiek spotkał Glizda o imieniu Robal. Chyba
że… chyba że Robal nie jest człowiekiem, tylko jakimś
stworem, któremu rzucają intruzów na pożarcie.
Przestań, powiedział sobie. Gdyby chcieli nas zabić, nie
ukryliby nas przed pościgiem. Zadźgaliby nas w ciemności
albo zaprowadzili w ślepy zaułek.
Kiedy pokonali pewien dystans, ktoś odezwał się
w ciemności przed nimi, a Wen odburknął coś w odpowiedzi.
Po chwili mężczyzna wyszedł z cienia, a grupa się
zatrzymała. Nieznajomy uważnie przyjrzał się Cery’emu
i skinął głową.
24
– Jesteś Ceryni – powiedział. Wyciągnął rękę. – Jestem
Robal.
Cery również wyciągnął dłoń. Nie był do końca pewny,
co oznacza ten gest. Robal złapał ją na chwilę, po czym
puścił i kiwnął palcem.
– Chodźcie ze mną.
Przyszła pora na kolejną podróż. Cery zauważył, że
w powietrzu jest coraz więcej wilgoci, a od czasu do czasu
z bocznego korytarza lub zza ścian dobiegał ich odgłos
płynącej wody. Weszli do przestronnego pomieszczenia,
w którym słychać było szum wody, i wszystko nabrało
sensu.
Otaczał ich las kolumn, z których każda się rozszerzała,
tworząc sklepione przejście łączące się z kolejnym. Cała
sieć tworzyła niski sufi t przypominający udrapowany materiał
albo sieć farena. Nie było pod nim podłogi, a jedynie
odbijająca światło powierzchnia wody. Ich przewodnik
szedł właśnie po czymś, co wyglądało na szczyt grubej
ściany. Woda przepływała po obu jej stronach. Było za
ciemno, żeby ocenić głębokość.
Na szczęście ścieżka była sucha i w ogóle nie była śliska.
Cery obejrzał się za siebie i zauważył, że woda wpływa do
tuneli, które musiały schodzić jeszcze głębiej pod miasto,
sądząc po nachyleniu ich konstrukcji. Po obu stronach
widać było inne szczyty ścian, ale były za daleko, żeby na
nie przeskoczyć. Jedyne światło pochodziło z lamp, które
nieśli ze sobą.
Ku jego zaskoczeniu, na wodzie nic się nie unosiło. Od
czasu do czasu mijały ich jedynie oleiste plamy, głównie
pachnące mydłem i olejkami. Na ścianach jednak były
plamy pleśni, a w powietrzu czuć było niezdrową wilgoć.
25
Przed nimi pojawiło się skupisko świateł i Cery wkrótce
zaczął dostrzegać zarys jakiegoś dużego pomostu
łączącego dwie ściany. Siedziało na nim kilka osób,
a w ogromnym pomieszczeniu odbijało się echem ściszone
szemranie. Za pomostem Cery dostrzegł ciemne
kręgi na jaśniejszym obszarze i wreszcie doszedł do
wniosku, że to kolejne tunele, tym razem położone wyżej,
z których woda wylewała się do ogromnego podziemnego
zbiornika.
Pomost zaczął skrzypieć pod ich stopami, gdy weszli na
niego za Robalem. Cery popatrzył na ludzi i zauważył, że
nikt nie ma więcej niż dwadzieścia kilka lat. Dwie młode
kobiety karmiły malutkie dzieci, a jakiś maluch był uwiązany
sznurkiem do najbliższej kolumny, pewnie po to, żeby
nie czmychnął z pomostu do wody. Wszyscy patrzyli na
Cery’ego, Gola i Anyi szeroko otwartymi z zaciekawienia
oczami, ale nikt się nie odezwał.
Robal spojrzał na Cery’ego i wskazał na ujścia wody.
– Ta płynie z łaźni w Gildii – powiedział. – Dalej na
południe są rury kanalizacyjne, a te na północ to i kanały,
i odpływy z kuchni. Ale tutaj woda jest czystsza.
Cery przytaknął. To nienajgorsze miejsce, żeby się tu
osiedlić, jeśli komuś nie przeszkadza mieszkanie pod ziemią
i wszechobecna wilgoć. Rozejrzał się na obie strony
i zauważył inne pomosty, na których było jeszcze więcej
Glizdów, oraz łączące je wąskie mostki.
– Nie miałem pojęcia, co tu jest – przyznał.
– Tuż pod twoim nosem – uśmiechnął się Robal, a Cery
uświadomił sobie, że miał on całkowitą rację. Ta część
terytorium Glizdów znajdowała się tuż pod terenami Cery’ego.
Odwrócił się w stronę mężczyzny.
26
– Twoi ludzie ukryli nas przed tymi, którzy chcieli nas
zabić – rzekł. – Dziękuję. Nigdy nie naruszyłbym waszego
terytorium, gdybym miał inny wybór.
Robal przechylił głowę.
– A tunele Gildii?
A zatem wie, że mam do nich dostęp. Cery pokręcił
głową.
– Wtedy ujawniłbym je wrogom. Musiałbym ostrzec
Gildię, a nie sądzę, żeby spodobało mi się takie rozwiązanie
tej sprawy. Podejrzewam, że ty też nie byłbyś zadowolony,
gdyby zaczęli tu węszyć.
Mężczyzna uniósł brwi.
– Fakt. – Wzruszył ramionami i westchnął. – Gdybyśmy
pozwolili znaleźć was temu, kto wysłał za wami pościg,
znalazłby również i nas. Kiedy zabierze to, co należy do
was, nic już go nie powstrzyma przed zagarnięciem tego,
co należy do nas.
Cery z uwagą przyglądał się Robalowi. Glizdowie lepiej
niż się spodziewał orientowali się w tym, co się dzieje
na świecie. Mieli rację co do Skellina. Kiedy zajmie terytorium
Cery’ego, będzie chciał kontrolować również
Glizdów.
– Skellin albo ja. Nie za duży wybór – powiedział Cery.
Robal pokręcił głową i zachmurzył się.
– Nie zostawi nas w spokoju, tak jak ty. – Skinął głową
w kierunku tuneli. – Będzie ich chciał, żeby mieć dostęp
tam, dokąd prowadzą.
Do Gildii. Cery’ego przeszedł dreszcz. Przywódca Glizdów
po prostu dobrze się domyślał czy raczej znał dokładne
plany Skellina? Złodziej już otwierał usta, żeby zapytać,
ale Robal zwrócił się w jego stronę i utkwił w nim wzrok.
27
– Pokazałem ci je, więc już wiesz. Ale nie możecie zostać
– powiedział. – Wyprowadzimy was w bezpiecznym
miejscu, ale to wszystko, co możemy zrobić.
Cery skinął głową.
– To i tak znacznie więcej, niż oczekiwałem – odparł,
starając się, by jego ton wyrażał jak największą wdzięczność.
– Jeśli będziesz musiał wrócić, wypowiedz moje imię,
a przeżyjesz, ale i tak znów cię stąd wyprowadzimy.
– Rozumiem.
Robal patrzył Cery’emu w oczy jeszcze przez chwilę, po
czym skinął głową.
– Dokąd chcecie iść?
Cery spojrzał na Anyi i Gola. Córka wyglądała na zaniepokojoną,
a Gol był blady i wyczerpany. Dokąd mieliby
pójść? Nie za wiele zostało im przysług do wykorzystania
i żadne miejsce, do którego mogliby łatwo dotrzeć, nie
było bezpieczne. Nie mieli już sprzymierzeńców, którym
mogliby zaufać ani których nie narażaliby na niebezpieczeństwo.
Poza jednym. Cery odwrócił się z powrotem
do Robala.
– Zabierzcie nas tam, skąd przyszliśmy.
Mężczyzna powiedział coś do chłopaków, którzy uratowali
Cery’ego i jego towarzyszy. Robal gestem nakazał
Cery’emu, żeby za nimi poszli, a potem odszedł bez pożegnania.
Cery potraktował to jako zwyczaj wśród Glizdów
i również się odwrócił.
Wędrówka poza terytorium Glizdów przebiegała wolniej,
za co Cery był bardzo wdzięczny. Teraz, gdy strach
i ulga mijały, czuł się zmęczony. Ogarnęło go przygnębienie.
Gol również powłóczył nogami. Przynajmniej Anyi
mogła się jeszcze pochwalić młodzieńczą wytrzymałością.
28
Cery zaczął rozpoznawać ściany, które mijali, po czym ich
przewodnicy wtopili się w ciemność. Lampa, którą niósł,
zabulgotała i zgasła, kiedy skończyła się w niej oliwa. Gol
nie protestował, gdy Cery wziął jego lampę i poprowadził
ich w kierunku przejścia do tuneli pod Gildią.
Kiedy prześlizgnęli się przez wejście i zamknęli za sobą
drzwi, Cery poczuł, jak opada z niego napięcie i ustępuje
lęk. Wreszcie byli bezpieczni. Odwrócił się do Anyi.
– To gdzie jest ten pokój, w którym spotykasz się z Lilią?
Wzięła lampę i poprowadziła ich długim, prostym
tunelem. Skręcili i doszli do grupy pokojów połączonych
krętym korytarzem. Cery’ego przeszedł dreszcz na niemiłe
wspomnienie, kiedy to Mistrz Fergun uwięził go
w ciemnościach. Jednak te pokoje były inne: starsze, a ich
układ był jakby celowo mylący. Anyi wprowadziła ich
do odkurzonego pokoju, w którym meble zastępowało
kilka małych, drewnianych skrzyń, a siedzenia – sterta
podniszczonych poduszek. Po jednej stronie znajdował
się murowany komin. Postawiła lampę, po czym zapaliła
kilka świec w niszach wydrążonych w ścianach.
– To tutaj – powiedziała. – Przyniosłabym więcej mebli,
ale nie byłam w stanie wnieść niczego większego i nie
chciałam przyciągać uwagi.
– Nie ma łóżek. – Gol ze stęknięciem usadowił się na
jednej ze skrzynek. Cery uśmiechnął się do starego przyjaciela.
– Nie martw się. Coś wykombinujemy.
Ale wyraz twarzy Gola nie złagodniał. Cery zmarszczył
brwi, zauważywszy, że przyjaciel przyciska ręce do boku
pod koszulą. A potem zobaczył ciemną plamę, błyszczącą
w świetle świec.
– Gol…?
29
Wielkolud zamknął oczy i zachwiał się.
– Gol! – krzyknęła Anyi i jednocześnie z Cerym podbiegła,
by go podtrzymać. Złapali go, zanim spadł ze skrzyni.
Anyi przyciągnęła kilka poduch.
– Połóż się – nakazała. – Obejrzę to.
Cery nie był w stanie powiedzieć ani słowa. Strach
sparaliżował mu umysł i gardło. Skrytobójczyni musiała
dźgnąć Gola w trakcie walki. A może nawet zanim się
obudził? Cery widział jedynie, jak Gol uniknął kolejnego
pchnięcia.
Anyi zmusiła go, żeby położył się na poduszkach, odsunęła
jego rękę i uniosła koszulę. Zobaczyła małą ranę na
brzuchu, z której powoli sączyła się krew.
– Tyle czasu. – Cery pokręcił głową. – Czemu nic nie
powiedziałeś?
– Nie było tak źle. – Gol wzruszył ramionami i skrzywił
się. – Nie bolało, dopóki nie zaczęliśmy rozmawiać
z Robalem.
– Założę się, że teraz boli – powiedziała Anyi. – Jak myślisz,
głęboko sięga?
– Raczej nie. Nie wiem. – Gol zakaszlał z bólem.
– Może być gorzej, niż wygląda. – Anyi przysiadła na
nogach i podniosła wzrok na Cery’ego. – Pójdę po Lilię.
– Nie… – zaprotestował Gol.
– Wyszliśmy z domu Cadii zaledwie kilka godzin
przed świtem – powiedział Cery. – Lilia może być już na
Uniwersytecie.
Anyi przytaknęła.
– Możliwe. Ale nie dowiemy się, póki nie sprawdzimy. –
Popatrzyła na niego, pytająco unosząc brwi.
– Idź – odparł.
Wzięła jego rękę i przycisnęła do rany. Gol jęknął.
– Uciskaj i…
– Wiem, co robić – odpowiedział Cery. – Jeśli jej nie
będzie, to przynajmniej weź coś czystego, z czego będzie
można zrobić opatrunek.
– Wezmę – odparła, biorąc do ręki lampę.
Wyszła, a odgłos jej kroków stawał się coraz słabszy, gdy
pośpiesznie znikła w ciemności.
Komentarze
Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!