Ad Infinitum - Michał Protasiuk - Fragment #1

– Panowie, czyż my nie wymagamy zbyt dużo od tego młodego człowieka? Davidzie, ile masz lat, dwadzieścia sześć? – Nobliwy starzec zajrzał w papiery i poprawił okulary na pomarszczonym nosie. – Zachłanność jest przywilejem młodości i spróbujmy rozumować w ten sposób. Na zdefiniowanie precyzyjnej ścieżki i wygrodzenie terytorium badań przyjdzie czas w przyszłości. Jestem za. Jak reszta komisji?

Wszyscy unieśli dłonie do góry.

I w ten sposób David Katzner zakwalifikował się na lizbońskie stypendium. Była setna rocznica opublikowania przez Einsteina szczególnej teorii względności i Portugalczycy szczycili się ambitnym planem ściągnięcia do siebie na dwa semestry młodych gwiazd fizyki teoretycznej, pracujących nad różnymi aspektami Wielkiej Teorii Unifikacji. W planach znajdował się szereg seminariów, wykładów otwartych, paneli dyskusyjnych, doskonałych momentów do konfrontacji.

 

Coś wielkiego wisiało w powietrzu. Podobno chłopaki z Pekinu szykowały bombę, ale nie zamierzały się chwalić przedwcześnie swoimi wynikami i obecnie wciąż sprawdzały obliczenia. W ten sposób miały się spełnić senne fantazje dziekanów fizyki na całym świecie: w końcu napisane zostaną równania Teorii Wszystkiego. Lizbona właśnie na to liczyła i mogła zainwestować niezłe pieniądze, aby wizję urzeczywistnić. Że Chińczycy właśnie u nich ogłoszą swoje odkrycie – to już byłby niezły prestiż.

Szefem Chińczyków był Kong Wen Huan – chorobliwie ambitny trzydziestosześciolatek, ikona kitajskiej nauki. Cudowny dzieciak, który zaczął mówić, gdy miał sześć miesięcy, rachunek różniczkowy opanował w wieku pięciu lat, a jako piętnastolatek doktoryzował się z T-dualności relacji strun typu IIA z typem IIB. Kong w swoim kraju był herosem, bohaterem czytanek w elementarzach dla dzieci, telewizyjnym ekspertem od wszystkiego, komentatorem rozchwytywanym przez gazety. Jeśli faktycznie on pierwszy zrozumie złożoność ostatecznej teorii i znajdzie akceptację międzynarodowej społeczności fizyków, w przyszłym roku, na jesieni, pojedzie do Sztokholmu po Nobla, a półtora miliardów skośnookich spuchnie z dumy, że oto syn ich narodu dokonał największego odkrycia w historii fizyki, tygrysim skokiem wyprzedzając Galileusza, Newtona i Einsteina. Było się o co bić.

Na czym polegało przełomowe znaczenie prac Konga?

Wielka Teoria Unifikacji była Świętym Graalem fizyków. We wszechświecie występują cztery oddziaływania: grawitacja, elektromagnetyzm oraz dwie siły na poziomie jądra atomu – oddziaływanie słabe i silne. Grawitacja działa w wielkiej skali, dotyczy galaktyk, gwiazd, czarnych dziur; pozostałe – w mikroświecie, na poziomie kwantowym, gdzie jednostkę odległości stanowi jądro atomu. Trzy siły z poziomu subatomowego doczekały się już uspójnienia w postaci modelu matematycznego. Do dziś jednak nie udało się do niego włączyć także grawitacji. Nikt nie potrafił przerzucić mostu pomiędzy światem w skali mikro i skali makro. Złączyć w jedno fizyki kwantowej i relatywistycznej mechaniki Einsteina. Każda z dwu wielkich teorii była prawdziwa, została przetestowana w milionach eksperymentów i nikt do tej pory nie wykazał jej błędności. Tymczasem przy próbie złączenia ich w jedną całość nic do siebie nie pasowało. Pojawiały się niemożliwe do wyeliminowania nieskończoności. Prawda plus prawda dawała w rezultacie fałsz.

Napisać równania Wielkiej Teorii Unifikacji, skwantować grawitację, stworzyć unitarną teorię pola... Zadanie, na którym połamał sobie zęby Einstein, nie dał rady Feynman, Dirac ani Schrödinger. A teraz podobno poradził sobie z tym trzydziestosześcioletni Kong Wen Huan, który wyniki przełomowego odkrycia miał ogłosić społeczności naukowców podczas zimowego semestru w Lizbonie.


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.