Radosław Rusak

Paweł Majka i Radosław Rusak zgotowali nam w zeszłym roku całkiem miłą niespodziankę, dostarczając książkę, która podchodziła do tematyki trzeciej wojny światowej w nieco inny sposób, niż zwykło się to robić we współczesnej fantastyce. Panowie odpuścili sobie maski przeciwgazowe i napromieniowane pustkowia, skupiając się na chaosie typowym dla pierwszych dni konfliktu konwencjonalnego. Nie znaczy to bynajmniej, że przez cały czas towarzyszył nam klekot karabinów i huk dział. Sceny batalistyczne się zdarzały, owszem, ale z reguły w dość małej skali, a największy nacisk i tak położono na grę wywiadów i tajemniczy spisek wokół cennych zabytków pokroju Szczerbca, które Amerykanie z jakiegoś powodu postanowili wykraść z terenów państw należących do Układu Warszawskiego. Dzięki Trzeciemu frontowi dowiemy się wreszcie po co.

Nie ukrywam, że na widok słów „trzecia wojna światowa” z reguły tracę zainteresowanie, bo przed oczami staje mi niemożliwie wyświechtany motyw konfliktu nuklearnego i smutnych panów, ganiających się w maskach przeciwgazowych po szaroburych ruinach. W tym przypadku obawy były tym większe, że Paweł Majka ma już na koncie powieści post-apokaliptyczne (przyzwoite, jeśli mnie pamięć nie myli). Na szczęście Czerwone żniwa poszły zupełnie inną drogą i chwała im za to. Zanim przejdę do rzeczy, wspomnę, że nad książką pracował nie tylko Majka, ale także jego szkolny przyjaciel, Radosław Rusak. Panowie postanowili nawiązać dłuższą współpracę, a niniejsza powieść jest jej początkiem.

Strony: 1