Rage - recenzja

Id Software to firma-legenda. W latach 90-tych każda gra, jaka wychodziła spod ich skrzydeł, z miejsca znajdowała sobie miliony fanów i była wychwalana pod niebiosa. Jej fenomen można porównać do dzisiejszej pozycji Rockstara. Nie należy się więc dziwić, że fani, podjudzani wypowiedziami twórców, z niecierpliwością wyczekiwali premiery RAGE'a. Po wielu perypetiach i licznych obsuwach produkcja trafiła na półki sklepowe w październiku 2011 i z miejsca wzbudziła liczne kontrowersje. Ludzie, którzy spodziewali się po niej niemalże nadejścia nowego Mesjasza, otrzymali bowiem produkt zaledwie przyzwoity, a w dodatku obarczony dziesiątkami bugów (także takich, które uniemożliwiały jego prawidłowe działanie na niektórych konfiguracjach sprzętowych). Dziś, gdy po emocjach nie pozostał już nawet ślad, a produkcja doczekała się licznych patchy, warto przyjrzeć się jej ponownie.

Pierwsze wrażenia są niezwykle pozytywne – wita nas ładnie zrealizowane intro, które w krótki, przejmujący sposób, zaznajamia nas z założeniami fabularnymi. Jest bliżej nieokreślona przyszłość. W stronę Ziemi zmierza wielka asteroida - zderzenie jest nieuniknione. Rządy państw postanawiają wdrożyć program Ark – specjalnych komór, które mają za zadanie przechować zahibernowanych przedstawicieli rasy ludzkiej i „odmrozić” ich, gdy planeta stanie się ponownie zdatna do zamieszkania. W tym momencie intro dobiega końca, a naszym oczom ukazuje się dziwna maszyneria. Wokół rozlega się chłodny, mechaniczny głos, który informuje o zakończeniu wybudzenia. Szybko wydostajemy się z komory i rozglądamy po okolicy. Okazuje się, że inni „mieszkańcy” naszej Arki mieli o wiele mniej szczęścia – wszyscy zginęli. Inicjujemy procedurę rozszczelnienia włazu i wychodzimy na zewnątrz. Kiedy już przyzwyczaimy oczy do intensywnego światła słonecznego, zauważymy, że Ziemia popadła w ruinę. Okolicę zaściełają ruiny budynków i tony złomu. Kilka kroków dalej zostajemy napadnięci przez bandytów, którzy zamierzają pozbawić nas życia. Na szczęście z opresji ratuje nas tajemniczy mężczyzna – zabija psychopatów i zaprasza nas do swojego buggy. W trakcie podróży do pobliskiego miasteczka, pokrótce przedstawia nam sytuację, w jakiej się znaleźliśmy – ludzkość wpadła w łapy Władzy – zaawansowanej technologicznie kliki, która prawdopodobnie odpowiada za cały bałagan.

 

Brzmi nieźle, prawda? Cóż, miłe złego początki. Mówiąc krótko fabuła RAGE’a to kompletna katastrofa. Dobre wrażenia z pierwszej godziny zabawy szybko ulatują w niebyt. Analizując produkcję id Software, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że najpierw stworzono właściwą rozgrywkę, a dopiero potem zatrudniono scenarzystę. Fabuła przypomina nieco zbiór nie powiązanych ze sobą zadań – ot zastrzel jednego gościa, uratuj innego. Problem w tym, że naprawdę ciężko znaleźć w tym jakikolwiek ciąg logiczny. Sprawę pogarsza główny bohater, który przez całą zabawę nie wypowiada ani jednego słowa, a na dodatek cechuje go kompletny brak asertywności – bez mrugnięcia okiem podejmuje się każdego zadania i ładuje się w nawet najgorsze piekło, mimo że tak naprawdę nie ma żadnego powodu, by to robić. Ostatnim gwoździem do trumny „fabuły” RAGE'a jest jej zwieńczenie. To pewny kandydat do tytułu najbardziej płaskiej, wypranej z emocji sceny finałowej w gatunku FPS-ów (no, może z wyjątkiem pamiętnej kaszanki ze stareńkiego MoH: Allied Assault). Jedyna rzecz, jaka wyszła kolegom autorom, to gęsty, postapokaliptyczny klimat. Wyraźnie czuć, że świat stanął na krawędzi, a królujący na drogach bandyci, pędzący na złamanie karku w swoich pojazdach skleconych ze złomu, przywołują skojarzenia z filmowym Mad Maxem – pod tym względem jest naprawdę dobrze.

Podstawową informacją, jaką należy przyswoić, zanim zasiądziemy do gry jest fakt, że wbrew zapewnieniom id Software, mamy tu do czynienia tylko i wyłącznie z FPS-em, a nie z quasi-RPG. Budowa świata gry początkowo daje złudzenie otwartości, ale dość szybko okazuje się, iż w istocie przypomina ogromnych rozmiarów kanion. Jakiekolwiek zejście z wyznaczonej przez autorów ścieżki jest niemożliwe. Schemat gry wygląda następująco: wkraczamy do jednej z kilku niewielkich osad, podejmujemy się wykonania określonego questa (na ogół strzelenia komuś w łeb lub przytargania Bardzo Ważnego Przedmiotu), a następnie udajemy się w drogę do wyznaczonej lokacji. Warto wiedzieć, że trakty świecą pustkami i gdyby nie zmotoryzowani bandyci prawdopodobnie umarlibyśmy z nudów.
By odrobinę uatrakcyjnić podróże, autorzy pozwolili nam zasiąść za kółkiem kilku rodzajów pojazdów. Model jazdy należy do najprostszych z możliwych - należy więc zapomnieć o jakimkolwiek realizmie, a nawet grawitacji. Nie oznacza to jednak, że jazda nie daje frajdy - przeciwnie, śmiganie naprędce skleconymi wehikułami rewelacyjnie wpływa na klimat i budzi wspomnienia z najlepszych sesji Neuroshimy. Co więcej, istnieje także możliwość tuningu, choć sprowadza się on do wymiany ledwie kilku podstawowych podzespołów, takich jak silnik, opony czy zawieszenie. Najważniejsze jest jednak to, że ulepszenia faktycznie wpływają na zachowanie maszyn, co nadaje sens minutom spędzonym w warsztacie.

W momencie, gdy uda nam się wreszcie dotelepać na miejsce akcji, mamy okazję przejść do najistotniejszego elementu RAGE'a, a mianowicie strzelania. Pierwszym co rzuca się w oczy, kiedy kule zaczynają nam świstać koło uszu, jest staroszkolny system walki. Zapomnijcie o kryciu się za osłonami znanym z Gears of War. Gra id Software to powrót do dawnego stylu FPS-ów – liczy się przede wszystkim mobilność, szybkość i siła ognia. Trzeba przyznać, że takie rozwiązanie ma pewien urok, starsi gracze poczują na serduszkach miłe ciepełko i uśmiechną się do lat, gdy komputery działały jeszcze na węgiel. Młodsi będą mieli okazję dowiedzieć się, jak to drzewiej bywało – kto wie, może ten styl zabawy przypadnie im do gustu?

 

Niemiluchy jakie staną na naszej drodze to dość interesująca zgraja. Autorzy włożyli sporo pracy, by zaprojektować ich wygląd i zachowanie w taki sposób, by na długo pozostali w naszej pamięci. Na szczególną uwagę zasługują przedstawiciele kilku gangów, jakie panoszą się po bezdrożach. Członkowie Szakali ruszają do boju z przerażającym wyciem i ostrzeliwują nas ze zmodyfikowanych kusz, a Gadżeciarze chętnie używają bomb zamontowanych na zdalnie sterowanych autkach. Sztuczna inteligencja przeciwników utrzymuje się na zadowalającym poziomie – nie zaskoczą nas co prawda wymyślnymi posunięciami, ale nie popełniają też idiotycznych błędów i dość umiejętnie unikają naszego ognia – odskakują, wspinają się po ścianach i rurach itd.

FPS-a nie uratują nawet najlepiej zaprojektowani oponenci, jeśli sprzęt przeznaczony do walki z nimi będzie kiepskiej jakości. W przypadku RAGE’a sytuacja wygląda niestety dość przeciętnie. Pukawki, jakie wpadną w nasze rządne juchy ręce, to absolutny gatunkowy standard: rewolwer, karabin szturmowy, snajperski, strzelba, wyrzutnia rakiet itd. (przy czym każda dysponuje alternatywną amunicją, np. ppanc lub wybuchającą). Chciałoby się rzec - nihil novi mocium panie. Dobrze chociaż, że giwery sprawdzają się w boju i nie sprawiają wrażenia plastikowych imitacji.

Oprócz popychania do przodu głównego wątku fabularnego możemy także poświęcić czas na garść atrakcji dodatkowych. Najsłabsze z nich są misje poboczne – schematyczne, mało opłacalne, a co najgorsze, zmuszają nas do ciągłego backtrackingu (czyli odwiedzania miejsc w których już byliśmy). Nieco lepiej prezentują się wyścigi. Istnieje kilka rodzajów tego typu imprez – standardowa (w wersji z uzbrojeniem i bez niego), rajd (przejeżdżamy przez bramki i ostrzeliwujemy wrogów) oraz próba czasowa. Zawody samochodowe mogą się spodobać, choć SI przeciwników pozostawia wiele do życzenia – nawet niedoświadczeni gracze bez trudu wywalczą pierwsze miejsce w najdalej trzeciej próbie. Jeśli poczujemy pilną potrzebę przelania nowej porcji krwi, możemy podjąć się udziału w turnieju Mutant Bash TV. Nazwa mówi tutaj niemal wszystko – chwytamy za broń i rozwalamy kolejne fale mutków na specjalnie przygotowanych arenach. Nie jest to może specjalnie emocjonujące, ale możliwość posiekania kogoś krążącym po mapie wirnikiem ma swój chory urok. Ostatnim rodzajem aktywności są wszelkiej maści gry hazardowe, m.in. słynny kowbojski five-finger fillet (jak najszybciej wbijamy nóż pomiędzy palce własnej, położonej na stole dłoni) czy prosta, ale bardzo rajcująca karcianka kolekcjonerska stylizowana na Magic: the Gathering.

Tytułem dziennikarskiej skrupulatności należy wspomnieć o tym, że gra dysponuje trybem multiplayer, dzielącym się na dwa podstawowe rodzaje: Furię drogową i Legendy Pustkowi. Pierwszy z nich to zbiór różnych imprez wyścigowych, a drugi składa się z kooperacyjnych wyzwań stylizowanych na odcinki Mutant Bash TV. Dziś, blisko rok po premierze, serwery gry są już praktycznie martwe, ale wszystko wskazuje na to, że nie mamy czego żałować (doniesienia medialne mówią o monotonii i braku wyrazu).

W chwili premiery RAGE'a jego największym mankamentem były tony niedoróbek technicznych. Gracze skarżyli się na „niebieskie ekrany śmierci”, liczne zacięcia czy niespodziewane wizyty na pulpicie. Na szczęście dziś, po wydaniu kilku łatek, większość z tych problemów to już słusznie miniona przeszłość. Nierozwiązana pozostała chyba tylko kwestia nagminnego pop-upu tekstur. Co prawda w dzisiejszych czasach jest to zjawisko nagminne, ale to co dzieje się w produkcji id Software przekracza wszelkie granice przyzwoitości. Niejednokrotnie przyjdzie nam patrzeć na „gołe” modele broni i otoczenia, które dopiero po pewnym czasie przyobleką się w szczegóły. Jeśli trafimy na jeden z tych rzadkich momentów, gdy szata graficzna działa jak należy, gra robi pozytywne wrażenie – otoczenie jest schludne i ciekawie zaprojektowane, ale nawet wtedy część tekstur sprawia wrażenie żywcem wyrwanych z pierwszego Duke'a (warto spojrzeć na screen z automatem w naszej galerii).

RAGE to klasyczny przykład przeciętniaka, który zaistniał tylko dzięki świetnemu marketingowi i charyzmatycznemu twórcy. Nie oznacza to jednak, że jest to gra na wskroś zła – potrafi wciągnąć, ma dobre momenty, ale w żadnym z nich nie powala na kolana. Jeśli dysponujemy pewną ilością wolnej gotówki, możemy ewentualnie rozważyć zakup, ale z pewnością nie jest to pozycja obowiązkowa.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.