Wędrując ku Północy - recenzja Skyrim Special Edition

Gry Bethesdy starzeją się bardzo dobrze: długo i dostojnie. Kiedy o większości produkcji zapomina się po kilku miesiącach lub maksymalnie roku, dzieła studia z amerykańskiego Maryland cieszą się ogromną popularnością nawet kilka lat po wydaniu. Świetnym tego przykładem jest wydany w 2011 r. The Elder Scrolls V: Skyrim, który po dzień dzisiejszy osiąga znakomite wyniki na Steamie pod względem liczby graczy oraz czasu spędzonego wewnątrz gry. Mimo tego Bethesda podjęła decyzję, że ich słynna produkcja potrzebuje wersji "zremasterowanej". Tak powstała Special Edition: ulepszona i zawierająca w sobie "podstawkę" oraz wszystkie dodatki (Dawnguard, Hearthfire, Dragonborn). W skrócie Skyrim SE.

Nowe szaty króla

Nie ma co się oszukiwać - w obecnych czasach pięć lat postępu technologicznego to cała epoka. Jest rzeczą naturalną, że gra stworzona wg dzisiejszych standardów będzie ładniejsza od produkcji z 2011 r., dlatego jednym z celów wydania Skyrim SE było wizualne uatrakcyjnienie gry. Trzeba przyznać, że nowe wydanie prezentuje się ładniej od pierwotnego, m.in. za sprawą efektu okluzji. W ogólnym rozrachunku niebo wygląda jeszcze bardziej realistycznie, natomiast woda już nie "przepływa" przez stojące na jej drodze przeszkody, lecz stara się je omijać. Są to małe szczegóły, które mogą cieszyć wizualnych estetów, ale czy były rzeczywiście potrzebne?

Gry cRPG - Pod lupą - Wędrując ku Północy - recenzja Skyrim Special Edition - Biała Grań w świetle poranka

Można się kłócić. Pierwotny Skyrim nawet dziś prezentuje się całkiem dobrze, a jeśli zainstalować do tego oficjalny zestaw tekstur HD, a także fanowskie moduły zmieniające efekty pogodowe, chmury i wiele więcej, to okazuje się, że dopisek Special Edition nie jest wcale potrzebny. Problem leżał zupełnie gdzie indziej, a imię jego: konsole. Nowe wydanie zostało stworzone z myślą o użytkownikach PS4 oraz Xbox One, którzy do tej pory nie mogli wkroczyć do północnej prowincji Tamriel, ponieważ pierwotna wersja gry ukazała się tylko na urządzeniach poprzedniej generacji. Nowa, poprawiona wersja konsolowego Skyrima, zaopatrzona również we wsparcie dla modów (niepełne w przypadku PS4), miała przyciągnąć kolejne pokolenie graczy. Wyniki sprzedażowe zdają się bronić tej decyzji.

Na północy (raczej) bez zmian

 

Co zmieniło się poza grafiką? Niewiele. Pewnym udogodnieniem jest przypisanie stanów gry do postaci, lecz poza tym nowe wydanie dzieła Bethesdy posiada te same zalety i wady co wersja z 2011 r. Mamy zatem ogromny świat do eksploracji, mnóstwo zwykłych aktywności jak rąbanie drwa i gotowanie, niezłe systemy alchemii i rzemiosła oraz zupełnie miałką fabułę. Tworzenie historii nigdy nie należało do mocnych stron studia z Maryland i w tym aspekcie deweloperzy nawet nie spróbowali się poprawić. W grze jest wiele pobocznych wątków i zadań, które są naprawdę interesujące, lecz główna oś fabularna nie wybija się ponad poziom sztampowej powieści fantasy. Niestety, nie poprawiono nawet częstotliwości występowania smoków. Pokonanie pierwszego z nich to wielkie wydarzenie, które potrafi mile połechtać ego nawet największych zabijaków. Później walka z tymi potężnymi gadami przestaje sprawiać jakąkolwiek frajdę. Rutyna, rutyna i jeszcze raz rutyna.

Pewnych zmian można spodziewać się jedynie w wątku wojny domowej. Nadmienię, że w związanym z nim misjach kilkukrotnie dochodzi do bitew na większą skalę. Teraz, dzięki usprawnionemu silnikowi gry, w owych potyczkach bierze udział jeszcze większa liczba żołnierzy niż w wersji pierwotnej. Czy przez to bitwy są bardziej spektakularne? Zdecydowanie nie. Nie spodziewajcie się starć na miarę Jacksonowskiej bitwy o Helmowy Jar. Skyrim SE zwiększa po prostu liczbę wrogów do zabicia.

Nowe wydanie ma jednak jeden poważny problem, o którym nie sposób nie wspomnieć: interfejs użytkownika. W porównaniu do pierwotnej wesji gry jest on właściwie identyczny, czyli świetny z perspektywy gracza konsolowego, lecz beznadziejny z punktu widzenia PC-towca. Na szczęście w przypadku oryginalnego Skyrima powstało SkyUI, które stanowiło remedium na wszystkie troski miłośników klawiatury i myszki. Wspomniany mod całkowicie zmieniał interfejs użytkownika, tworząc m.in. zestawienia przedmiotów w ekwipunku, pozwalając na ich sortowanie i nie tylko. Dodatkowo ów moduł zapewniał w menu pewną przestrzeń, w której inni modderzy mogli umieścić ustawienia swoich modułów, z czego oczywiście skrzętnie korzystano. Niestety, Bethesda nie zapewniła wsparcia dla SkyUI, a jego autor nie jest zainteresowany stworzeniem wersji dedykowanej Skyrim SE. Dla gracza PC-towego to znaczący krok w tył.

Gry cRPG - Pod lupą - Wędrując ku Północy - recenzja Skyrim Special Edition - Pęknina nocą

Powrót do domu?

Dla PC-towych graczy, którzy Skyrim SE mogą otrzymać za darmo (warunkiem jest posiadanie na Steamie podstawowej wersji pierwotnej gry oraz wszystkich trzech DLC), nowe wydanie dzieła Bethesdy jest jak powrót do domu po wielu latach wędrówki: to ciągle miejsce znane i lubiane, choć nieco odmienione - zarówno in plus oraz in minus. Nowe efekty specjalne czynią grę piękniejszą, lecz jeśli ceną jest konieczność korzystania z oryginalnego interfejsu użytkownika, to zdecydowanie lepiej wrócić do starego Skyrima na modach. Edycja Specjalna to przede wszystkim gratka dla posiadaczy konsol najnowszej generacji, którzy nie mieli jeszcze okazji odwiedzić pięknej, północnej krainy. Jeśli posiadacie takich wśród rodziny lub znajomych, być może warto pomyśleć o sprezentowaniu im gry przy najbliższej okazji?


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.