Diablo II: Resurrected - recenzja gry na Nintendo Switch

Po wtopie związanej z Warcraft III: Reforged Blizzard stanął przed niełatwym zadaniem próby wskrzeszenia innej swojej marki - Diablo. Na szczęście całkiem rozsądnie powierzono to studiu Vicarious Visions, które stoi za udanym odświeżeniemTony Hawk's Pro Skater. Mając na uwadze to oraz fakt, że Diablo II w odnowionej wersji można zabrać ze sobą wszędzie razem z przenośną konsolą Nintendo, uległem pokusie sprawdzenia, jak po tylu latach wypada ikoniczny już hack and slash. Spakowałem plecak, opuściłem bezpieczną palisadę Obozowiska Łotrzyc i wyruszyłem naprzeciw przygodzie. Gdy uciekłem od pierwszej otwartej skrzynki, wydającej charakterystyczne, niepokojące skrzypnięcie, wiedziałem, że czeka mnie podróż pełna nostalgii.

Podróż niestety zakończyła się szybkim powrotem postaci do miasta, a ja uświadomiłem sobie, jak niecierpliwym stałem się graczem i jak nieelegancko część mechanizmów Diablo II poddała się upływowi czasu. Myślę, że po 20 latach można było pożegnać pasek wytrzymałości. Z wielką chęcią przyjąłbym także powiększony ekwipunek przerobiony na listę znaną z Diablo III, które do tej pory uważam za jeden z niemal idealnych przykładów wykonania interfejsu użytkownika w historii gier przeznaczonych do obsługi przy pomocy pada.

Ciężko nie odnieść wrażenia, że sterowanie jest nieprzemyślane. Rozumiem, że wynika to z chęci pozostania wiernym oryginałowi, jednak Diablo II nie wygląda jakby było projektowane z myślą o konsolach. Wirtualny kursor, którym możemy sterować, jest wielkości pojedynczego pola plecaka gracza, więc trafienie konkretnej pozycji sprawia problemy. Owszem, można automatycznie przeskakiwać używając odpowiednika krzyżaka, jednak musimy wtedy przejść po wszystkich, nawet pustych, "kwadracikach", co jest równie powolne. Dodatkowo, żeby sprzedać przedmiot trzeba dusić odpowiedni przycisk przez około pół sekundy, co przy 40 polach ekwipunku potrafi zająć chwilę. Nie wspominając, że każda transakcja musi zostać potwierdzona przez serwer, jeśli gramy online, co w zależności od jego kondycji może zająć dodatkową chwilę. Nie ma natychmiastowego uzupełnienia brakujących zwojów w księdze. Na szczęście przypadkowo odkryłem automatyczne uzupełnianie paska (przytrzymanie wciśniętej prawej gałki na pasku), więc nie musiałem starannie przeciągać każdej osobnej miksturki. Gorzej, że opcja czasem działa, a czasem nie. Na plus trzeba oddać, że możemy przypisać aż do 12 (!) umiejętności gotowych na natychmiastowe użycie - w przeciwieństwie do koleżanek i kolegów grających na komputerach, którzy wciąż po ponad 20 latach mogą zmapować umiejętności tylko do lewego i prawego przycisku myszy, choć to akurat w nadchodzącym patchu ma ulec zmianie.

 

Zanim udałem się w swoją pierwszą podróż gra zażądała połączenia z Internetem nie zważając na to, że ze względu na mobilność Switcha wolałbym grać offline. Przebywając gdzieś pośrodku przygotowanych do zimy mazowieckich pól, udało się przelać pół szklanki danych z telefonu w kierunku konsoli tylko po to, aby zobaczyć, że serwery nie odpowiadają, co skutecznie uniemożliwiło mi zabawę. Na szczęście początkowe bolączki wydają się zażegnane i stabilność nie powinna już sprawiać problemów. Po uporaniu się z normalnym poziomem trudności sprawdziłem inną postacią tryb online i przez całe dwa akty udało mi się dołączyć do dwóch graczy, z którymi nie za bardzo było jak się skomunikować ze względu na brak czatu. Biorąc pod uwagę brak wyszukiwarki gier i ograniczone możliwości ich tworzenia nie dziwi, że dużo łatwiej znaleźć chętnych na nieoficjalnym Discordzie. Niestety, split screenu, który świadczył o mocy Diablo III nie ma i nie będzie, lokalny co-op odszedł w zapomnienie, a cross-play to pieśń przyszłości. 

Sam port cierpi na kilka mniej lub bardziej frustrujących problemów technicznych. Spadki płynności występują, choć nie są aż tak częste, a restart gry z reguły poprawia sytuację. Gorzej sprawa wypada z dźwiękiem, który niekiedy jest przerywany. Dodatkowo można by popracować nad feedbackiem audiowizualnym gry, ponieważ często nie wiem, czy użyłem umiejętności, a jeśli nie użyłem, to z jakiego powodu. Najbardziej irytujący jest jednak problem z wczytywaniem gry, która chyba nie do końca poprawnie rejestruje, kiedy wznowić rozgrywkę. Najemnik i połowa armii przywołańców potrafi być nieżywa w momencie wyjścia z teleportu. To samo dotyczy postaci gracza, dzięki czemu istnieje szansa, że pierwsze co zobaczymy po wczytaniu, to ekran śmierci. 

Abstrahując od wersji Resurrected, Diablo II to nadal kawał porządnej gry, która potrafi bawić nawet dzisiaj. Owszem, część umiejętności jest niezbalansowanych, bez właściwego builda postać szybko okaże się słaba, jednak radość ze znalezienia legendarnego łupu przyćmiewa wszystkie wady. Gra nawet teraz zaraża Syndromem Jeszcze Jednego Poziomu, choć rozgrywka jest dużo wolniejsza niż to, do czego przyzwyczajony jest współczesny gracz. 

Czy świetnie się bawiłem przy Diablo II: Resurrected? Tak. Czy będę do niego wracał? Prawdopodobnie nie. Szkoda, że postacią stworzoną z myślą o grze online nie da się opcjonalnie grać bez dostępu do sieci. Po rozwiązaniu pozostałych problemów technicznych liczę na aktualizacje balansu i zawartości, które zachęciłyby mnie do powrotu. A na pewno nic nie zachęciłoby bardziej niż nowa klasa postaci, prawda?


Sonky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.