Wiedźmin - recenzja

Tydzień temu w Europie, a kilka dni temu także w Azji i obu Amerykach miała miejsce premiera gry cRPG, na którą czekał cały świat. Gry, która miała stać się kamieniem milowym w rozwoju role-playingowej rozrywki i która miała ustanowić nowe standardy tego gatunku. Mowa oczywiście o Wiedźminie, największym polskim przedsięwzięciu w dziedzinie gier komputerowych. Czy Wiedźmin spełnił pokładane w nim nadzieje?

Jak zapewne wie każdy fan prozy Andrzeja Sapkowskiego, główny bohater gry, wiedźmin Geralt z Rivii, jest postacią wykreowaną przez w/w autora w dwóch tomach opowiadań oraz pięcioksiągu poświęconemu przygodom Geralta. Kim są wiedźmini? Wszyscy, którzy nie znają prozy AS-a powinni zapamiętać, że wiedźmini to kasta zrzeszająca wojowników, których zadaniem jest ochrona ludzi przed potworami. Jej członkowie nie są jednak zwykłymi przedstawicielami ludzkiej rasy - za młodu zazwyczaj porywani, przechodzili w twierdzy Kaer Morhen szkolenie oraz próby genetyczne, dzięki którym są szybsi i sprawniejsi od przeciętnego zjadacza chleba; z powodu nadnaturalnych umiejętności wiedźmini są często nazywani "mutantami" czy "odmieńcami", stając się obiektami publicznej niechęci oraz pogardy. Warto przypomnieć, że akcja gry toczy się 5 lat po wydarzeniach znanych z twórczości Sapkowskiego.

Wszystko zaczyna się od efektownego, kilkuminutowego intra studia Platige Image, które od razu udowadnia, że mamy do czynienia z produkcją światowej klasy. Właściwie, jest to chyba najlepsze intro, jakie kiedykolwiek można było obejrzeć w grze na peceta - jego twórcom należą się naprawdę ogromne słowa uznania, a i nie zdziwiłbym się, gdyby PI zdobyło dzięki temu wprowadzeniu kilka nagród. Idźmy jednak dalej. Po zapoznaniu się z dosyć standardowym interfejsem menu głównego, możemy przejść do rozpoczęcia rozgrywki. Nim jednak sami pokierujemy losami Geralta, obejrzymy kolejny film, przedstawiający sytuację, w której bracia z wiedźmińskiego cechu znajdują Geralta nieprzytomnego i odwożą go do ukrytej w górach twierdzy Kaer Morhen, siedliszcza wiedźminów. "Riv", cierpiący na zanik pamięci dochodzi powoli do zdrowia, gdy pewnego razu warownia zostaje zaatakowana przez dobrze zorganizowaną grupę bandytów. I tu do akcji wkraczamy my...

 

Już w pierwszych chwilach rozgrywki przyjdzie ci wziąć w dłonie miecz i zapoznać się z systemem walki, który okazuje się wcale nie być "aż tak" rewolucyjny, jak zapowiadali twórcy. Cała filozofia ogranicza się do wybrania miecza (srebrny lub stalowy), stylu walki (silny, szybki lub grupowy) i klikania na przeciwniku z odpowiednią częstotliwością, dzięki czemu Geralt będzie wykonywał kolejne kombinacje ciosów dla danego stylu - naturalnie będą to tylko te kombinacje, które gracz "wykupi" podczas awansów na kolejne poziomy. Ale to już wszystko było. Warto za to wspomnieć o możliwości rzucania w czasie walki wiedźmińskich znaków, które wprowadzają w starcia pewien "powiew świeżości", o czysto taktycznych korzyściach nie wspominając. Za to RED-zi mają duży plus.

Ale wróćmy do samej postaci, bo ta prezentuje się dosyć ciekawie. Jak już wspomniałem, Geralt jest mutantem, o wyostrzonym refleksie, zręczności i wielu innych atrybutach, dzięki czemu może skuteczniej eksterminować potwory niż przeciętny człowiek. Nie znaczy to jednak, że jest prawdziwym siłaczem - tak, tym razem nie będzie możliwości targania w ekwipunku kilku płytówek i mieczów oburęcznych - nasz Wiedźmin może unieść na raz jedynie jedną zbroję i maks. do trzech rodzajów broni. Oczywiście w to wszystko nie wliczam ksiąg, mikstur, składników alchemicznych i reszty podręcznych klamotów.
A właśnie, alchemia. Wiedźmini są bardzo utalentowanymi alchemikami, dzięki czemu mogą sami tworzyć eliksiry, oleje lub petardy, które potem zostaną wykorzystane w walce. Trzeba przyznać, że ta kwestia została rozwiązana w Wiedźminie bardzo profesjonalnie, gdyż tworzenie własnych mikstur jest z jednej strony bardzo proste i intuicyjne, a z drugiej - praktycznie niezbędne, bo nie można np. zwiedzać jaskiń bez eliksiru "Kot", który umożliwia widzenia w ciemnościach. Poza tradycyjnymi miksturami, Geralt będzie mógł tworzyć także tzw. "eliksiry mutagenne"; poprawiają one statystyki Wiedźmina na stałe, jednak aby je wyprodukować potrzebny jest unikatowy składnik, o który wcale nie jest tak łatwo, jak może się wydawać.

Powszechna jest opinia, że kto się nie rozwija, ten się cofa, a najlepszym tego przykładem są właśnie gry RPG. Wszem i wobec wiadomo, że sposób rozwoju bohaterów jest jedną z najistotniejszych cech tego gatunku. Co cieszy, system użyty w Wiedźminie jest bardzo dobrze wyważony - w praktyce nie sprawdza się wcale gorzej niż chociażby implementowana w NwN 2 ostatnia edycja AD&D. Pomimo trzech poziomów trudności, po odpowiednim przygotowaniu (eliksiry, znaki) jesteś w stanie pokonać przeciwnika na każdym poziomie, w zasadzie bez względu na to, czy spędziłeś już przed Wiedźminem trzy godziny, czy trzydzieści. Nie występuję też "efekt Morrowinda", tj. praktycznie nie ma możliwości, by Geralt był na tyle silny, iż byłby w stanie pokonywać najtrudniejszych wrogów na 2-3 machnięcia mieczem. Ogólnie rzecz biorąc, system awansowania i rozwoju postaci jest dosyć intuicyjny i o jego zasadach najlepiej przekonać się w sposób empiryczny.

Kolejnym walorem gry, dla wielu fanów twórczości AS-a pewnie najważniejszym, jest wierne odwzorowanie świata gry. Świat Wiedźmina naprawdę sprawia wrażenie "innego niż wszystkie", jeśli porównać go do innych tytułów cRPG, w jakie miałem przyjemność grać ostatnimi laty. Tutaj nic nie jest tak piękne i cukierkowe, jak gdzie indziej. Na ulicach miast i wiosek szerzy się przemoc na tle rasowym, zaś korupcja jest tutaj na porządku dziennym. Dodając do tego niezwykłą, krasnoludzką wulgarność i możliwość spotkania postaci znanych z powieści (jak chociażby Triss czy Zoltana), otrzymujemy danie o smaku bardzo zbliżonym do tego, które zaserwowował nam AS w Pięcioksiągu. Danie, które dla każdego fana jego twórczości będzie prawdziwym rarytasem. Szkoda tylko, że nasz przysmak jest tak skromny objętościowo - zawiera w sobie raptem dwie duże dzielnice miasta, podgrodzie, bagna i kilka trochę mniejszych lokacji; mało, ale to dlatego, że twórcy postawili na jakość, a nie na ilość i zdaje się, że był to wybór dobry - eksplorując kolejne tereny gracz czuje, że ten świat żyje - i to jest w Wiedźminie piękne.

Nieco chłodniejszym tonem muszę się jednak wypowiedzieć o fabule gry. Zgodnie z zapowiedziami, główny wątek jest dosyć długi, zaś dylematy moralne targające tytułowym Wiedźminem sprawiają, że jego życie przypomina bardziej tragedię antyczną niż historię przeciętnego rzemieślnika, wywodzącego się z cechu wiedźmińskiego. Niemniej jednak wybory związane z tymi dylematami nie są aż tak istotne, jak zapowiadano przed premierą. Owszem, w trakcie gry istnieje kilka zadań mających naprawdę spory wpływ na fabułę i zakończenie gry, jednak te "kilka" to za mało, by w pełni zaspokoić graczy chcących się naprawdę wczuć w postać (a przecież o to chodzi!). Pomijając to, wątek główny Wiedźmina jest dosyć przewidywalny - właściwie po kilkunastu minutach gry w danym Akcie można przewidzieć, jak owa część gry może się zakończyć. Mimo wszystko fabuła jest dosyć spójna, miewa szybkie zwroty akcji i nie ma w niej zbyt wielu "białych plam", co jest sporym plusem; z drugiej strony jednak, po produkcji, która miała być "kamieniem milowym" w gatunku cRPG, trzeba oczekiwać czegoś więcej.

 

No, ale prawdę mówiąc, to nie samym wątkiem głównym człowiek żyje. W trakcie rozgrywki można wykonać niejedno typowe wiedźmińskie zlecenie na potwora x lub zmierzyć się z kolejnym questem z cyklu "przynieś, podaj, pozamiataj", choć i są też zadania bardziej ambitne, których wykonanie pozwoli lepiej zrozumieć wiedźmińskie uniwersum, a przy okazji zarobić trochę grosza, którego również tutaj nigdy za mało. Kiedy natomiast znudzi nam się kompletnie wykonywanie zadań, możemy wziąć udział w jednej z trzech prostych, przygotowanych przez twórców minigierek, takich jak okładanie się pięściami na półzawodowym ringu lub gra w kościanego pokera. Urocze, a do tego jak wciąga!

Co by naszej rodzimej produkcji za bardzo nie słodzić, czas powiedzieć parę słów o silniku gry. O ile w 2004 roku, kiedy ekipa RED-ów rozpoczynała prace nad grą, "Aurora Engine" prezentowała się całkiem nieźle pod każdym względem, o tyle na dzień dzisiejszy ten sam silnik, nawet po małym liftingu, zupełnie nie nadaje się dla gry z takim potencjałem jak Wiedźmin. Ogólnie rzecz biorąc, oprawa graficzna nie wygląda źle, aczkolwiek po bliższym zapoznaniu się z grą, widać jak na dłoni koszmarną mimikę twarzy postaci (a właściwie jej brak, w skutek czego Geralt i spółka śmieją się z kamiennymi twarzami - wygląda to naprawdę tragicznie), czy kompletny brak synchronizacji animacji ust z tekstem mówionym; niekiedy rozmówcę w trakcie cutscenki może przesłonić mur lub krzak, zaś przy słabszym sprzęcie nietrudno o to, by Geralt wymienił buty na łyżwy i poruszał się po okolicach Wyzimy poślizgiem kontrolowanym - stylem niegodnym króla cRPG. O ile problemy graficzne to w większości detale, które można jakoś przeboleć, o tyle nie można nie wypomnieć RED-om fatalnej optymalizacji kodu, przez co obszary gry potrafią ładować się od 30 sekund do nawet kilku minut na słabszych komputerach! Taka sytuacja jest niedopuszczalna i z pewnością, jeśli producent coś z tym nie zrobi, Wiedźmin straci wielu potencjalnych nabywców. Miejmy nadzieję, że na potrzeby stworzenia sequela gry (bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że takowy powstanie), CD Projekt zakupi nowszy engine, zamiast inwestować pieniądze w kolejną operację plastyczną Aurory.

Na zakończenie warto jeszcze wspomnieć o ścieżce dźwiękowej, która jest naprawdę... świetna! Paweł Skorupa i Adam Błaszczak wykonali kawał naprawdę dobrej roboty, przez co soundtracku można słuchać jeszcze długo po wyłączeniu gry. Ścieżka dźwiękowa Wiedźmina przywołuje na myśl takie dzieła, jak chociażby muzyka do Icewind Dale skomponowana przez Jeremy'ego Soule'a i jest bez wątpienia jedną z najlepszych, przygotowanych na potrzeby gry ścieżek, jakie dane było mi ostatnio słyszeć!

Podsumowując: buńczuczne zapowiedzi Wiedźmina jako "nowej jakości w dziedzinie cRPG" są na pewno wyolbrzymione, jednak jest to z pewnością jeden z najlepszych tytułów od lat (choć do niedoścignionego Tormenta mu jeszcze daleko) i z pewnością daje nadzieję na poddźwignięcie się gatunku po ostatnich kilku latach chudych. Niezła, choć liniowa fabuła, dobra, choć nie wspaniała oprawa wizualna i zachowany klimat powieści sprawiają, że gra spodoba się nie tylko fanom prozy AS-a. Ja z kolei polecam tę grę choćby i ze względu na soundtrack, który jest naprawdę wyśmienity!


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.