Mówią, że wszystkie elfy są piękne, że takie się rodzą. W przypadku Iorwetha ktoś postarał się to zmienić, znacząc jego twarz paskudną blizną, którą ten skrywał częściowo pod szkarłatną chustą. Iorweth był żywą legendą, budzącym strach, nieuchwytnym dowódcą jednego z elfich komand, które nie myślały złożyć broni i kontynuowały wojnę z ludźmi. O jego czynach, podobnie jak o jego nienawiści do Dh'oine, krążyły opowieści, upodabniające go raczej do mściwego ducha niż z osoby z krwi i kości. Iorweth, jak wskazywały pewne źródła, powiązany był z królobójcą i ostatnimi wydarzeniami, lecz pierwsze spotkanie z nim nie przyniosło Geraltowi innej odpowiedzi niż grad śmiercionośnych strzał i zapowiadało się, że odmiennej wiedźmin nie otrzyma.
W oczach części ludzi, takich jak Loredo i Roche, Iorweth był pospolitym bandytą, noszącym na rękach krew niewinnych. Istotnie, lista tych, których zabił, "walcząc o wolność", mogłaby śmiało konkurować z liczbą utworów w moim repertuarze.
Zawsze aktualną pozostawała kwestia, czy po latach przelewania krwi i życia w nienawiści Iorweth nadal wie, o co walczy. To pytanie zadawali sobie również ci, którzy znali go dłużej.
Iorweth na pewno był niebezpiecznym osobnikiem, nie przemienił się jednak w żądnego krwi potwora. Swą grę prowadził zawsze ostrożnie i kiedy dostrzegł szansę na zweryfikowanie lojalności Letho, skorzystał z niej, sprzymierzając się chwilowo z Geraltem.
Wizja, za którą podążał dowódca Scoia'tael, stawiała go w zupełnie innym świetle. Plan, który starał się zrealizować, był bardzo ambitny lub bardzo szalony. Dlatego właśnie potrzebował sprzymierzeńców, lecz gdyby ich nie znalazł, gotów był realizować swój cel samotnie.
Komentarze
Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!