W niniejszej historii pojawiają się postaci rozmaitych królów Północy: krewkich i rozważnych, kochliwych i oziębłych, odważnych i tchórzliwych. Czytelnik łacno dostrzeże, że gdyby pozdejmować im z głów korony, miast berła włożyć w dłoń widły, miecz, pęczek weksli lub kozi bobek, byliby to ludzie tacy sami jak my. Żadną miarą nie można tego powiedzieć o cesarzu Nilfgaardu, Białym Płomieniu Tańczącym na Kurhanach Wrogów, który rzucał cień na wszystkie opisane przeze mnie wydarzenia. Funkcję owego cesarskiego cienia pełnił Shilard Fitz-Oesterlen, wytrawny dyplomata, który niejedną wojnę rozpętał, a później zakończył, przyjmując hołdy pobitych.
Trudno odgadnąć było, jaką grę prowadził ten odziany w czerń cesarski wysłannik, jednak nawet tak niewprawny polityk jak Geralt łacno mógł założyć, iż nic, co czynił Fitz-Oesterlen, nie było wynikiem przypadku czy kaprysu. Również pomoc, jakiej udzielił jemu i Marii Luizie, miała swe przyczyny, jednak wyszły one na jaw dużo, dużo później...
Komentarze
Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!