Phantaruk: wrażenia z wersji demo

Budzisz się z głębokiego snu. Wokoło nie ma nikogo, z kim mógłbyś porozmawiać. Hale. Pomieszczenia. Długie korytarze i ogromne magazyny. Cisza. I krew. Mnóstwo krwi i zabitych. Szczątkowe, rozrzucone tu i ówdzie informacje wskazują, że znajdujesz się na olbrzymiej stacji kosmicznej Purity-02, gdzie prowadzono dość niebezpieczne eksperymenty biologiczne. Najwyraźniej stworzyły one "coś", co wymknęło się spod kontroli i zaczęło zabijać. Ty przeżyłeś - przynajmniej na razie, bowiem owo "coś" nie zakończyło jeszcze polowania.

Pierwszym skojarzeniem, jakie przyszło mi do głowy po kilkunastu minutach gry w demo Phantaruka, była ogrywana niedawno wersja pre-alfa System Shocka - hitu sprzed lat, który zdobył serca graczy niesamowitą atmosferą. Im dłużej jednak grałem w dzieło polskiego studia Polyslash, tym bardziej byłem przekonany, że jest to jedyny punkt styczny pomiędzy obiema produkcjami, bowiem Phantaruk to zupełnie inna gra.

Niedługo, już niedługo w odległej galaktyce

Produkcja Polyslash to typowy survival horror w estetyce sci-fi, a zatem twoim głównym celem jest po prostu przetrwać. Główne zagrożenie stanowi tytułowy Phantaruk - ogromna humanoidalna bestia, która jest odpowiedzialna za to, że stacja Purity-02 spłynęła krwią. Z biegiem czasu i kolejnymi odnalezionymi notatkami okazuje się, że potwór jest czymś więcej, niż tylko zbiegłym owocem biologicznych eksperymentów. Całej prawdy w demie nie udało mi się poznać, ale wiele wskazuje na to, że fabuła gry jest o wiele głębsza, niż mogłoby się wydawać na początku.

 

W trakcie eksploracji stacji nie natknąłem się na żadnego bohatera niezależnego, toteż nie było okazji do pogawędzenia o głównym wątku fabularnym. Twórcy odkrywają jednak karty na kilka różnych sposobów. Raz, przez wspomniane już notatki i dzienniki pokładowe. Dwa, przez wspomnienia głównego bohatera, które załączają się co jakiś czas. Muszę jednak przyznać, że informacje nie zawsze są podawane w odpowiednim momencie. Zdarzyło mi się, że audiologi włączały się w chwili ucieczki przed Phantarukiem, kiedy moim jedynym zmartwieniem było znalezienie kryjówki. Oczywiście nie czytałem ani wschłuchiwałem się wówczas zbyt mocno w snutą opowieść i uważam, że takie momenty powinno się z finalnej wersji gry wyeliminować.

Złap mnie, jeśli potrafisz!

Należy zauważyć, że w grze spotykamy tylko jednego przeciwnika - lub kilka jego klonów, jednakże nie spotkałem się z sytuacją, by śledził mnie więcej niż jeden potwór. Phantaruk nie jest jednak grą, w której główny bohater odnajduje w końcu ogromny karabin laserowy i nagle z ofiary zamienia się w nieustraszonego gladiatora. Dla Phantaruka protagonista jest zwierzyną "na dwa strzały", dlatego podstawowym celem gracza jest zwyczajnie nie dać się złapać.

Gry cRPG - Pod lupą - Phantaruk: wrażenia z wersji demo - Bliskość Phantaruka nie jest zbyt korzystna dla wzroku

Oczywiście potwór jest nie tylko silny, ale również szybki. Główny bohater może wprawdzie przez krótki czas sprintować - i nierzadko ratuje to życie, ale jednak najlepiej nie dać się w ogóle zauważyć. Czy jest to możliwe? Owszem, ponieważ twórcy gry przygotowali szereg kryjówek. Czasami wystarczy po prostu wbiec w labirynt korytarzy i skryć się w cieniu (dla pewności najlepiej wyłączyć światło w okolicy), jednakże o wiele bezpieczniej jest skrywać się w miejscach, które dla ogromnej bestii są niedostępne: szyby wentylacyjne lub.. przestrzeń pod biurkiem. Szczęśliwie Phantaruk nie jest bowiem dość inteligentny, by "wykopać" gracza spod stołu - i to w sensie dosłownym. O tym, czy postać jest widoczna dla swojego wroga, informuje oko umieszczone w lewym dolnym rogu ekranu. Jest to całkiem użyteczne narzędzie, choć Phantaruk i tak potrafi czasami nadejść od strony, z której najmniej byś się go spodziewał.

Bawienie się w Phantaruka i myszkę nie jest jednak celem samym w sobie. Skoro protagonista chce przeżyć, to musi znaleźć sposób, aby wydostać się ze stacji. Dzieli go od tego ogromna ilość mini-zadań. Przeważnie sprowadzają się one do tego, by odnaleźć przedmiot X (np. genarator prądu), wykonać jakąś akcję (zabrać go, włączyć/wyłączyć) i dostać się do punktu B. W ten oto sposób powoli, unikając swojego arcywroga, zmierzasz ku swojemu celowi. Wszystko dzieje się w sposób dość liniowy i niezbyt zróżnicowany. Nie jest bynajmniej łatwo, bowiem potwór przeważnie patroluje akurat te miejsca, do których potrzebujesz się dostać. Do tego spora część lokacji tonie w ciemnościach - możesz użyć latarki, ale musisz pamiętać, że jej światło przyciągnie również Phantaruka. Design poziomów często wymaga zmiany dotychczasowej taktyki, co odbieram jako duży plus. Czasami nagradzana jest cierpliwość, a czasami brawura i zimna krew.

Bez aspiryny ani rusz

W grze Polyslash Phantaruk jest głównym zagrożeniem, ale nie jedynym. Już na starcie dowiadujesz się, że protagonista przebywał w skażonym obszarze stacji wystarczająco długo, by zarazić się poważną chorobą. Skażenie w ciele cały czas postępuje, a jego stan można monitorować na umieszczonym na prawej ręce urządzeniu, które przedstawia puls oraz stopień zatrucia. Warto zauważyć, że jeśli zbliży się ono do maksymalnej wartości, puls znacząco przyspiesza, a bohater zaczyna widzieć świat przez jakby zieloną mgiełkę. Kiedy dopuszczalny limit toksyn w organiźmie zostanie przekroczony, protagonista umiera. Tak po prostu.

Gry cRPG - Pod lupą - Phantaruk: wrażenia z wersji demo - Wskaźnik pulsu i toksyn to twój najlepszy przyjaciel
 

Lekarstwem na zatrucie, choć tylko tymczasowym, są znajdowane w różnych miejscach stacji strzykawki. Zaaplikowanie sobie medykamentu wyrównuje puls i obniża wskaźnik skażenia do zera, dzięki czemu gracz kupuje sobie kolejne minuty życia. Mechanika jest bardzo ciekawie pomyślana, bowiem rosnąca ilość toksyn nie pozwala obserwować ruchów wroga godzinami, lecz wymusza ciągłe robienie postępów i eksplorację nowych bloków stacji - choćby po to, by zdobyć kolejne strzykawki. Choć założenia są słuszne, to jednak pewne lokacje wymagają poprawek. Niekiedy nie można znaleźć żadnego medykamentu przez dłuższy czas, podczas gdy są pomieszczenia, gdzie pozostawiono nawet trzy strzykawki! Niemożność odnalezienia miejscowej "aspiriny" buduje dodatkowe napięcie, ale i poważnie frustruje - czasami trzeba niepotrzebnie zaryzykować przedarcie się tuż za plecami Phantaruka, co często kończy się śmiercią i... powtórką ostatnich 15 minut gry. Jeśli taka sytuacja zdarza się częściej, gracz ma ochotę wyłączyć grę Polyslash na dłuższy czas.

Innym aspektem gry przyprawiającym o ból głowy jest brak mapy. Niekiedy trzeba kluczyć po pomieszczeniach przez kilka dobrych minut, zanim zrealizuje się aktualny cel. Obecność konturowej mapy, bez oznaczonych lokacji (lecz z możliwością dodawania znaczników) z pewnością ułatwiłoby nieco rozgrywkę, choć z drugiej strony poczucie zagubienia pozytywnie wpływa na budowanie atmosfery strachu. Braku mapy nie nazwałbym zatem błędem, choć z pewnością wielu graczy nie obraziłoby się, gdyby pojawiła się opcja włączenia jej.

Odtrutka na spokój?

Wydanie Phantaruka zaplanowano na sierpień 2016 r., dlatego pod względem technicznym demo prezentowało już stan bliski finalnego. To akurat i widać, i słychać. Grę survival horror trudno nazwać "piękną", ale wizualnie prezentuje się ona dobrze. Ludzkie szczątki, ślady krwi, gra świateł tworzona przez różne generatory, zerwane kable itp. budzą niepokój, który dodatkowo jest potęgowany efektami dźwiękowymi. Nie chodzi tutaj jedynie o samą muzykę, ale również odgłosy skradającego się Phantaruka (trudno ocenić, skąd nadchodzi, jeśli się go nie widzi), czy dźwięki wciąż pracującej maszynerii. Z czasem można się do tego przyzwyczaić, niemniej odgłosy biegnącej bestii, kiedy wydaje ci się, że jesteś dobrze ukryty, potrafią przyprawić o gęsią skórkę!

Ostatecznie, jeśli miałbym porównać do czegoś atmosferę Phantaruka, to jednak nie byłby to wspomniany na początku System Shock, lecz filmy z serii o Obcym - zwłaszcza Ósmy pasażer Nostromo. Twórcom gry udało się uchwycić poczucie izolacji, samotności, strachu i pewnej beznadziejności walki z nieznanym zagrożeniem. Mam jednak dziwne przeczucie, że protagonista gry Polyslash posiada o wiele więcej cech wspólnych ze swoją Nemezis, niż było to w przypadku Sigourney Weaver... Na ile zasadne są moje przypuszczenia, przekonamy się dopiero po premierze gry.

Gry cRPG - Pod lupą - Phantaruk: wrażenia z wersji demo - ...i znów trzeba się wrócić po odpowiednie ID

Horror szyty na miarę

Phantaruk nie jest grą dla wszystkich - miłośnicy wartkiej akcji i przerabiania swoich nieświeżych wrogów na sito powinni omijać grę z daleka. Dzieło polskiego studia nie posiada również systemu rozwoju postaci ani rozbudowanych dialogów, dlatego fani cRPG-ów również sobie mogą je odpuścić. Produkcja spodoba się za to każdemu, komu (nie)straszne jest skradanie się, cierpliwe wyczekiwane na odpowiedni moment, a w razie pomyłki salwowanie się ucieczką, choćby i pod stół. Z perspektywy dema trudno mi ocenić fabułę, ale jestem dziwnie spokojny, że panowie z Polyslash trzymają w rękawie kilka naprawdę mocnych zwrotów akcji. Pod względem mechaniki rozgrywki można jeszcze dopieścić to i owo, choć samo demo było raczej pozbawione bugów - na pewno takich, które uniemożliwiałyby kontynuowanie gry. Za budowanie atmosfery należą się za to najwyższe noty.

W ostatecznym rozrachunku muszę stwierdzić, że Phantaruk to naprawdę obrzydliwa bestia. Wybierzcie się w podróż na Purity-02, a będziecie się bać. Konkurencja już się boi.


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.