Ta, która stała się Słońcem - Shelley Parker-Chan - Recenzja

Mam wrażenie, że czy to o grze, filmie, czy książce pierwsza opinia jest mniej więcej trafna. Oczywiście, wciąż wiele może się zmienić, ale z grubsza wiadomo czego się spodziewać albo przynajmniej jakiego stylu można oczekiwać. Zupełnie inaczej jest w przypadku Tej, która stała się Słońcem autorstwa Shelley Parker-Chan. Do tej pory nie wiem, co o książce myśleć. Pierwsza opinia zwiodła, druga nie oddaje sprawiedliwości. Dodatkowo dosyć szybko musiałem przypomnieć sobie o powiedzeniu, aby nie oceniać książki w tym przypadku po przepięknym wydaniu i garści złotych laurów zdobiących tylną okładkę. 

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę: Nie znam oryginalnej historii powstania dynastii Ming i zakończenia mongolskich rządów w Chinach. Z tego też powodu książkę oceniał będę przez pryzmat historycznego ignoranctwa. 

Rodzina Zhu pochodzi z terenów dotkniętych suszą i głodem. Jedyna pozostała przy życiu córka nie pamięta czasów dobrobytu. Bezimienna, szara i niedoceniania walczy o przetrwanie, łapiąc drobną zwierzynę i usługując niewdzięcznemu bratu Chongbie oraz niesprawiedliwemu ojcu. Skazana jest na nicość. Zupełnie odwrotnie jest z jej bratem, w którym pokładane są wszelkie nadzieje. Urodzony jako szczęśliwe dziecko ma sięgnąć po wielkość, choć nic na to nie wskazuje. Nigdy nie dowiemy się, jak potoczyłyby się jego losy, ponieważ Zhu zostają napadnięci przez bandytów, w wyniku czego ojciec ginie, a chłopak chwilę później dzieli jego los. Dziewczynka ucieka do klasztoru i przybiera imię brata chcąc skraść mu przeznaczenie.

 

Na pierwszy zgrzyt nie musiałem czekać długo. Zagłodzona dziewczynka, pomimo grasujących bandytów, potrafi z wioski ogarniętej suszą udać się do klasztoru. Żeby tego było mało, czeka ją tam deszcz! Opis podróży dziewczyny bardzo pomógłby w umiejscowieniu w przestrzeni obu wiosek. W klasztorze stosunkowo łatwo maskuje swoją płeć i ot tak pnie się w górę lokalnej hierarchii. Kolejna nieścisłość: w okrutnie patriarchalnym świecie Zhu Chongba jak gdyby nigdy nic potrafi za sterami władzy jednego z miast postawić kobietę. Bez przekonywania, bez walki z sojusznikami, nikt nie widzi problemu w czymś, co jeszcze kilka godzin wcześniej było ponoć nie do wyobrażenia.

Rozumiem zmianę płci głównej postaci, bo choć historycznie Zhu Chongba był mężczyzną, to nie ma problemu, żeby przymknąć oko, powiedzmy, że akurat na potrzeby opowieści tak bardziej pasowało. Nie mogę się jednak pogodzić z niesprawiedliwością w przedstawieniu jednej z płci. Nie przypominam sobie pozytywnej męskiej postaci. Generałowie? Opętani żądzą władzy i chciwością. Rodzina Zhu? Ograniczona i niewdzięczna, bez szacunku dla dziewczyny. Jedna z głównych postaci po stronie Mongołów? Ślepy, gardzi delikatniejszą naturą brata. Xu Da, jedyny przyjaciel głównej bohaterki jeszcze z klasztoru, bodaj najpozytywniejsza męska postać? Łamie śluby, kobieciarz. To wszystko można przeboleć, powiedzmy, że ktoś miał gorszy dzień i tak maszyna wylosowała bohaterów, ale w książce wręcz padają zdania, że mężczyźni są głupi, a dosłownie każda kobieta nie potrafi zaakceptować, że Zhu Chongba może je zrozumieć, w końcu jest mężczyzną. Żeby była jasność, problemem nie jest to, że dyskryminacja ma konkretną płeć, problemem jest, że dyskryminacja w ogóle istnieje. Nie można wybielać lub oczerniać ludzi tylko dlatego, że mają inną parę chromosomów, kolor skóry czy wyznanie.

Co więcej, polityczny aspekt opowieści wyszedł przeciętnie. Początek jest wręcz naiwny. Jeden z generałów jest tak niewyobrażalnie przygłupi, że zastanowić się można, co on w ogóle tam robi. Daje się podejść niczym dziecko nieznające zasad chowanego, gdy odliczanie dobiegło końca. I gdyby tylko słuchał swojej narzeczonej Ma Xiuying, która próbując wygłaszać stuprocentowo celne uwagi, jest momentalnie uciszana i sprowadzana do roli kucharki, służki i klaczy rozpłodowej. Zresztą, mam wrażenie, że z początku historia w ogóle jest mało wiarygodna. Zhu Chongba - ulubienica klasztoru. Zhu Chongba - skazująca na śmierć kolejnych ludzi bez cienia skrupułów. Zhu Chongba - szturmująca niezdobyte miasta, licząc jedynie na łut szczęścia i pisane jej bratu przeznaczenie. Przeznaczenie swoją drogą jest tutaj odmieniane przez wszystkie przypadki, częściej nawet niż w wesołej netflixowej twórczości na podstawie Wiedźmina. Pcha bohaterów do absurdalnych decyzji. Za szybko, bez wystarczających argumentów. Na szczęście im dalej, tym jakkolwiek sensowniej. 

Po odsunięciu na bok wszelkich animozji dostajemy niesamowitą historię o odkrywaniu własnego ja, niegodzeniu się z losem i walce o życie. Najciekawiej wygląda przemiana Ma Xiuying, która z zahukanej dziewczyny, godzącej się z najprostszym i negatywnym obrazem córki i żony, staje się świadomą kobietą pragnącą żyć, cieszyć się tym życiem i z niego korzystać. Bardzo wyraźnie widać progres w każdej kolejnej rozmowie bohaterki z Zhu Chongbą łamiącą wszelkie stereotypy. Gdyby tylko autorka skupiła się na tym aspekcie, czystej walki z własnymi przekonaniami, jakże dobrą i godną polecenia książkę miałbym przed sobą! Odpuśćmy licho przedstawiony wątek polityczny, darujmy sobie spisywanie manifestu, zostawmy wewnętrzne rozterki i zmiany, w tle zostawmy przygodę i wojnę. Wtedy kupuję kontynuację bez cienia wątpliwości. 

Niestety, ciężko mi polecić Tą, która stała się Słońcem. Z jednej strony dostajemy ciekawą historię o walce z przeznaczeniem. Z drugiej, kipiącą dyskryminacją opowieść o najprostszych i naiwnych stereotypach. Jedno jest pewne, książka zachęciła mnie do zapoznania się z historią Chin. A wam, sobie i wszystkim życzę, żebyśmy byli po prostu szanowani przez drugiego człowieka.


Sonky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.