Pokój do wynajęcia - Antologia - Fragment #1

Wstęp

Różnimy się od zwierząt tylko dwoma rzeczami: snujemy opowieści i palimy papierosy.

Niesamowitość zniknęła z naszego życia. Pomyślcie tylko – sto lat temu lasy zamieszkiwały złowrogie duchy, na rozstajach czyhał diabeł, czarownice psuły mleko, słowem, człowiek miał pewność, że w jego otoczeniu tkwi pewna demoniczność. Jak ćwiek i cień. Nie wyrwiesz. Dziś diabła z czarownicą wygnano, nasze domy są bezpieczne, na skrzyżowaniu jest co najwyżej czerwone światło. I tyle.

Niesamowitość zeszła więc do opowieści, siedzi tam mocno i nie pozwala się wygnać. Kumpel opowiadał, że siedział sobie w domu i nagle garnki pospadały z półek, bez widocznej przyczyny – okazało się potem, że sto kilometrów dalej umarł jego wujek czy ktoś. Mój wujek z kolei widział cień sunący przez korytarz, w dniu zgonu swojego ojca. I tak dalej. To pewno wszystko są duby smalone albo zdarzenia wynikłe z przypadku, ot, garnki spadły sobie akurat w tej szczególnej chwili. Ale przecież opowiadamy sobie te historie.

Przed Wami kilkanaście takich właśnie opowieści. Co cenniejsze, napisanych przez Polaków, którzy dotąd w horrorze zdziałali niewiele, ale jeśli już brali się za robotę, wychodziły rzeczy wspaniałe, żeby wymienić tylko prozę Stefana Grabińskiego, Lema z jego Śledztwem, ballady romantyków. Nie wolno też zapomnieć, że głównym bohaterem Dziadów Mickiewicza, najważniejszego dramatu narodowego jest przecież zombie. Mimo tego, horror w Polsce właściwie nie istniał.

Dlaczego tak się stało? Możemy podziękować architektom Polski Ludowej i ich następcom, dokładając do długiej listy ich win i dziadostwa także wyrugowanie tego, jakże sympatycznego gatunku literackiego. Fantastyka zachodnia przecież się ukazywała – był Tolkien, Le Guin, pisarze iberoamerykańscy. Wydawano nawet opowieści niesamowite autorów rosyjskich, Edgar Allan Poe wyszedł w dwóch tomach, lecz najbardziej nowoczesnym pisarzem przetłumaczonym na polski, pozostawał Lovecraft, będący już klasykiem. Brakowało Stephena Kinga, Jamesa Herberta, Shirley Jackson i innych ludzi na czasie. Sama filozofia horroru, przyjmująca organiczną niesamowitość świata, kłóciła się z czerwoną jak krew filozofią – bo jak tu uprawiać materializm dialektyczny, skoro duchy jednak istnieją?

A potem wybuchła wolność i kilkadziesiąt lat nowoczesnego horroru dotarło do nas w dwa lata. Trudno to przecenić. Jeśli poczytacie sobie notki biograficzne autorów tej antologii, wyjdzie na to, że większość – podobnie jak ja – dojrzewała właśnie ze Stephenem Kingiem i Grahamem Mastertonem. Piszę o tym, bo to prawie tak niesamowite jak opowiadania, które znajdziecie zaraz, na następnej stronie. Oto Polacy, pozbawieni tradycji horroru usiłują ją zrozumieć, uczą się języka grozy, wreszcie, próbują wypowiedzieć w nim pierwsze, własne, oryginalne zdania.

Autor zachodni ma łatwiej, nie tylko dlatego, że rynek wydawniczy hula tam jak ta lala – zyskał świadomość logicznego rozwoju gatunku, co już zrobiono, jakie lądy można odkryć. My się szarpiemy, próbujemy znaleźć coś po omacku i w nerwach, bo przecież tych pięćdziesięciu lat nie nadrobimy w żaden

sposób. Ale w tej szarpaninie, ufając intuicji, możemy zrobić coś nowego i swojskiego. Przynajmniej paru spróbowało, jeszcze innym wyszło, pozostali – których za chwilę spotkacie – zainteresowali się tematami obiegowymi. Ale to też dobrze, bo wątki klasyczne – wampir Ewy Mroczek, nawiedzony pokój Tomasza Golisa – powinny zostać zawłaszczone dla polszczyzny. Odrabiamy więc lekcje, na które wcześniej nas nie wpuszczono.

Czasem obiegowy wątek zyskuje nowe znaczenie, jak w wypadku Marka Sobolewskiego, który oryginalnie rozgrywa szacowną relację pomiędzy gliniarzem i mordercą, zanurza ich w sosie wschodniej demoniczności, prowadząc do przewrotnego zakończenia. Jego fabuła doskonale podsumowuje całą książkę, bo w horrorze – jak nigdzie indziej – jest miejsce na niezwykłych ludzi i zakręcone wydarzenia.

Są tu ukłony dla klasycznej opowieści niesamowitej, jak u Agnieszki Majchrzak – z zachowaniem nastroju niedopowiedzenia, dbałością o scenerię, kompozycję, wreszcie z bardzo prostym, lecz efektownym, prawdziwie gotyckim pomysłem. Sam miałem kiedyś wrażenie, że drzewa pochylają się nade mną, gałęzie zmieniają się w pięści, widziałem twarze na sękach, w korze migały ostrza i kły.

Horror wydał z siebie menażerię okropności: żywe trupy, upiory, monstra z piekła, albo i drzewołaki. Te jednak przerażają bardzo rzadko, a to z tego szczególnego względu, że nie istnieją, za to ludzie owszem. To człowiek wypija wściekłą krew, by zmienić się w żywego trupa, łamie zaklęte pieczęcie do grobowców we własnej głowie i wypuszcza demony, wreszcie, zwraca się przeciw swoim w sytuacji zagrożenia. Cała fantastyczna obudowa jest niczym więcej, jak obudową właśnie. Prawdziwie przerażający są jedynie ludzie.

Wie o tym, na przykład, Paweł Paliński, który poszedł na lekcje do Stephena Kinga i gdyby ten przeczytał Krawaty Koltaya mógłby z czystym sumieniem wpisać szóstkę do wirtualnego dzienniczka dla adeptów prozy. Momentami, Paliński jest Kingowski po obłęd, ale jego tekst przeraża nieludzką zwyczajnością – potworność przyczajona w człowieku czasem jest przecież banalna. Jeszcze raz, bo tego nigdy dosyć, przerażający jest człowiek, nikt inny: wie to Paliński, Kyrcz z Radeckim, E.K. Jozpas.

Cieszy mnie ta antologia i piszę wstęp z autentyczną radochą. Widzę w niej i w podobnych książkach ekwiwalent tego, czego w Polsce zawsze brakowało: gazet w rodzaju Weird Tales, na których wyrosły, gdzie zaczynały dzisiejsze tuzy grozy. Pisma o krwawych okładkach, pełne przerażających historii, które czytało się z wypiekami na twarzy. I pędziło do kiosku po następny numer.

Jeśli zestawimy Pokój do wynajęcia z poprzednim Trupojadem, wyjdzie, że mamy ponad dwudziestu autorów zainteresowanych horrorem, znających jego podstawy, szukających drogi albo i tych, co drogę znaleźli. To fantastyczna sprawa. Część pewno odpuści, ale jestem spokojny, że przynajmniej kilku spotkamy ponownie po to, by wpędzili nas w przerażenie.

Bo opowiadanie i palenie papierosów odróżnia nas od zwierząt.

Widzieliście kiedyś, żeby psy mówiły sobie historie? A żeby kot palił fajkę?

Opowieści to przecież najzdrowszy, najbardziej ludzki nałóg.



cd. w książce...

Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.