Skocz do zawartości

Ed

Użytkownicy
  • Postów

    59
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ed

  1. Ed

    Historia Gnoma

    Kiedyś próbowałem swoich sił z szykiem przestawnym. A całość napisana została dawno temu jako profil do gry tekstowej i każda część odnosiła się do jakiegoś wydarzenia w grze. W sumie wstawiłem dwie części pierwsze tylko po to żeby ostatnia nie była tak wyrwana z kontekstu. Swoją drogą kiedyś byłem dumny z tych koślawych rymów. Nie mniej jest to jeden z pierwszych tekstów jakie stworzyłem i zdaję sobie sprawę z jego ułomności.
  2. Tak właściwie to dopiero niedawno zauważyłem ten wątek i wypadałoby się przedstawić... Więc aby formalnościom stało się zadość, aloha forumowiczom! ^^
  3. Matrix - głownie pierwsza część, ale i pozostałe oblecą jako ciekawe uzupełnienie świata. Głównie za pokazanie Syjonu i miasta maszyn. Harry Potter ^^ - nie bijcie, ale mam sentyment do pierwszej części bo byłem na tym filmie pierwszy raz z dziewczyną w kinie Władca - za kostiumy i nie odwalenie lipy z charakteryzacją (ze scenografią mogłoby być nieco ciekawiej, mam tu na myśli Gondor czy Minas Tirith, które to było miastem o wiele większym niż to ukazane na filmie), no i za godną książki ekranizację. American Beauty - za nietuzinkowość i ciśnięcie talerzem w ścianę które nieraz mi chodziło po głowie podczas obiadu... nieważne Symetria - za to że mój kumpel bał i boi się do dziś obejrzeć ten film ^^ Requiem dla snu - za to że zniechęciło mnie do prochów bardziej niż cokolwiek innego! Wody świat - po prostu, bo to dobry film. Lot nad kukułczym gniazdem - za genialną rolę Jacka Nicholsona.
  4. Ed

    Historia Gnoma

    W końcu się odważyłem... Czekam na krytykę i obiecuję że pokornie przyjmę wszystkie kalumnie
  5. Ed

    Historia Gnoma

    Zagadnięty w karczmie: - Coś o sobie? Mruczy jakby do siebie, powtarzając pytanie. Po chwili namysłu odpowiada może specjalnie, a może tylko w pijackim amoku: - Panie, jem teraz! Jak skończy się napitek i dziewki rozejdą, znajdę czas dla bardów i skrybów co by se moją osobę zarachowali... A teraz bawmy się! Jakiś czas później gdy sala nieco opustoszała, a gwar ucichł zebrało się kilku zacnych podróżników wokół Xeloxa, który pod wpływem trunku i zachęty towarzyszy podjął taką przeto opowieść: Byłek ja kiedyś kompanem wielkiego rycerza! Znaczy on był od bitki... a ja od talerza. Razu pewnego dołączył do nas starzec, choć był z niego całkiem zwinny i przebiegły "kwiatek". Zawsze sam zjadał ze trzy miski zupy, a do sakwy nie wrzucił ni marnej złotówy. Miał ci on pewien szczegół ciekawy, otóż nosił, jak mówił księgę, ot tak dla zabawy. Mówię sobie dziwak jaki, bo jak można czytać dla draki? Kiedyś nieszczęście się stało. Rozniecając ognisko, na szatę dziada, iskra mi upadła. Dziadek spał, a ja nieświadom swego uczynku przy cieple i blasku odpłynąłem ku plażom snu i wiecznego piasku. Wtem mi swąd zaleciał, co by się szmaty paliły! Zerwałem się co żywo poszukiwać przyczyny. Patrzę, a staruch się pali! więc chwyciłem jego bukłak i dalej polewam, a tu płomień w górę! Widać dziad jeden popijał gorzałę. Mówię sobie, spłonie cały, a ja przez to nie dostanę strawy! Tak być nie może, ale co począć gdy ogień tak zorze!? Wtem znienacka starzec się podnosi! Ja no to wytrzeszczam swe oczy! Dziadek przez chwilę tak stał zdezorientowany, po czym wyrzekł słowo, a płomienie ustały! Spłonął praktycznie cały jego dobytek. Prawie, bo tom był nietknięty, podobnie jak i skóra tego włóczęgi... Na dzień drugi już byliśmy w drodze, znaczy ja i mój nowy mistrz, co się przed nim ogień korze. Sir Luksus musiał być nieźle zdziwiony, bo zamiast śniadania powiał go list podpisany: Xelox, kiedyś Twój uniżony... Mag, bo tak mi się mentor określił, wziął mnie na termin bom go przyrzekł nie zdradzić, co za sztuką włada. A tamtymi czasy magia była karana. Czasem nawet śmiercią w efekcie! Więc stałem się współwinny zbrodni, przez pragnienie poznania tej sztuki, co za zakazaną uchodzi. A poznanie jej nie było takie łatwe. Wszak nie umiałem czytać, a co dopiero stawiać znaki. Mistrz nie pochwalił mnie zaś ani razu by dodać otuchy, za to często karcił rózgą co to nią usuwał sprzed siebie drogowe kupy... Mijały miesiące, a ja już czytałem płynnie nawet niezrozumiałe teksty typu: Wywindowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu... i wiele, wiele innych, których już nawet napisać nie potrafię, lecz nie przeczytałem jeszcze ani jednego wersu z księgi, która zwana była magiczną. Tak mi upłynął rok pierwszy. Na wiosnę, gdy śniegi puściły pewnego pięknego poranka spytałem wprost, tak z zaskoczenia: Mistrzu kiedy dojdę do czynienia? Przecie już czytam płynnie i pewnie poradzę sobie z pismem spisanym w Twej księdze? - On tylko spojrzał na mnie z politowaniem, wziął księgę i podał nad popiołem ogniska. Onieśmielony zrazu niepewnie lecz w końcu wziąłem z jego ręki opasłe tomisko. Jeszcze gdy przez moment razem trzymaliśmy księgę usłyszałem coś jakby szept starego tylko żem nie zwrócił wtedy na to uwagi, bo nie rozumiałem czynu powagi... Począłem przerzucać strony po kolei widząc same obrazy, a to ptaka na niebie, a to górskiego potoku strumienie, lecz ni w ząb liter. Tak doszedłem do końca tomu. Spytałem: Co to wszystko do diaska znaczy!? - Lecz mistrz tylko milczał i z zapałem jajecznicę wcinał. Gdym ochłonął mocząc stopy w płynącej nieopodal rzeczce, podszedł do mnie mistrz bez uprzedzenia czy wyraźnej przyczyny i podjął jakby dialog sam z sobą: - ...ale co znaczą te ryciny, gdzie tu słowa!? - Widzisz dziecko to jest język magii, spójrz dalej niż normalnie widzisz, a zobaczysz słowa. Wiem to trudne, ja sam bardzo mało widzę, lecz jak raz się zobaczy tę cienką granicę... Po czym zamilkł nieznacznie się uśmiechając... Po latach domyślam się, że bardziej niż z mojej niewiedzy śmiał się z siebie za młodu gdy jego mistrz wpędzał go w podobne kompleksy. Tak mi powoli otwierał mistrz oczy najpierw na trawę, później na łąkę, drzewa, a w końcu i las. Ciężko to opowiedzieć, ale gdy drugi rok upłynął, mistrz pozwolił mi jeszcze raz otworzyć księgę i wtedy ujrzałem ukryte litery, które zlały się w słowa, a słowa w czyny... Tak się moje profesja maga narodziła. Kiedyś może coś jeszcze dołożę do tej opowieści, lecz teraz w brzuchu mi się kręci. Muszę was opuścić, drodzy towarzysze, aby w wychodku odbyć posiedzenie i naradzić się z sobą jak zwalczyć łaknienie... [align=center]***[/align] Pewnego wieczoru gnom zajechał pod karczmę na swoim rumaku, Harleyu. Popatrzył przez chwilę na latarnię i ćmy które pomyliły ją ze słońcem. Zastanawiał się nad wyborem jakiego dokonał przed kilkoma dniami... Przez wiele lat starał się zgłębić tajniki magii. Nie można przez to rozumieć sztuki rzucania czarów, bo to dzieje się samo przez się. Raczej chodziło mu o jej zrozumienie. Od początków nauki najbardziej interesowało go jak rzeczy się dzieją. Tak jak i teraz patrząc na ćmy. Na pytanie postawione sobie samemu potrafił dać doskonałą odpowiedź. - Ćma rozróżnia kierunki orientując się według światła księżyca. Lecąc w wybranym kierunku, znaczy się na wprost, cały czas bierze poprawkę na najjaśniejszy obiekt w polu widzenia. Zazwyczaj księżyc, a w tym wypadku na latarnię. Zatacza coraz mniejsze kręgi bo latarnia jest o wiele bliżej niż księżyc i przez to po spirali zmierza do źródła światła ku niechybnej śmierci w starciu z płomieniem świecy... Przypominał sobie słowa swojego mentora w szkole magów. Tak, szkoła magów. Ile wspomnień, ile radości i ile bólu, każdego po trosze, jak mawiał jakiś uczeń, a może i jakiś czarodziej? Rozważał przez chwilę kto był taki sarkastyczny, lecz nie mógł sobie przypomnieć. Sarkazm... Jakże wysoko można się wzbić i jak boleśnie upaść właśnie przez sarkazm. Co by nie myślał już o sarkazmie to dzięki niemu był ulubieńcem uczonych, którzy oferowali mu tyle wiedzy w zamian za te kilka zdań, które były zaprzeczeniem jego natury. Tak czy inaczej ukończył termin z papierem maga i statusem arystokraty. Właśnie, ledwo ukończył studia, a tak często zastanawiał się co będzie dalej. Gildia do której trafił, w sumie z przypadku, opłaciła naukę, a teraz pewnie upomni się o usługi. Lecz nie perspektywa zajęcia rodziła niepokój w jego sercu tylko niewiara w swoje możliwości. W zdanie egzaminów. Wtedy to okazało się jak sprawnym magiem jest gnom patrzący właśnie na latarnię. Który potrafił zabić Ognistego olbrzyma jednym czarem! Dostał nagrodę za swe osiągnięcia. Właśnie z jej powodu tak wszystko wspominał, nie był pewien czy dobrze uczynił. Pozwolono świeżo upieczonemu magowi wybrać specjalizację spośród trzech, wybrał Nekromancję choć poza mglistym pojęciem, czym para się ta sztuka nie wiedział nic, ani co będzie dalej, ani jakie konsekwencje będzie miał wybór. Stał więc Xelox, bo tak miał na imię ów gnom, o którym mowa i patrzył na latarnię rozwijając w myśli różne scenariusze. Gdzie rzuci go los, co pocznie gdy gildia upomni się o jego nauki i jak spłaci długi? Tyle pytań, żadnej odpowiedzi. Gnom wiedział, że o grosz nie będzie łatwo, próbował już zaklinać swą moc w broni, lecz z mizernym skutkiem. Teraz dojechał do celu. Wielkie miasto, wielkie możliwości, tu ma nadzieje znaleźć intratne zajęcie, lecz jaki to zawód wybierze? Tego jeszcze nie wiedział. Hmm... Zabawne, ile to myśli może przelecieć przez głowę w ciągu kilku sekund, ciekawe jak to się dzieje? [align=center]***[/align] Gdy wszedłem do Jego pokoju od razu zauważyłem, że nie śni zbyt spokojnie... Szczerze mówiąc wyglądał jakby śnił mu się koszmar. Przewracał się z boku na bok i zrzucił już praktycznie całą pościel z łóżka. Została mu tylko pod głową poduszka, ta stara i śmierdząca, którą przyniósł ze sobą... Gdy jego głowa na niej spoczęła na powrót uspokoił się, ale musiałem przerwać ten sen. Zbliżała się pora audiencji i mimo, że książę nie sypiał dobrze od kilku dni zażyczył sobie aby koniecznie go obudzić. Znałem Go już jakiś czas więc wiedziałem, co znaczy polecenie wydane takim tonem... - Książę, pora wstawać... Panie, już dzień... PALI SIĘ!!! – nic, żadnej reakcji. Pomyślałem, został tylko jeden sposób... – Anieeelski ooorszak juuuż pooo Cieeebiee idzieee... - Co!? Umarłem!? – zerwał się książę – Nie przecież mówię... – dopiero po chwili zauważył mnie, ale Jego poduszka już leciała w moją stronę! – Ty niewdzięczny! Jak mogłeś!? Idę spać.. - Ale panie, już pora... - Pora na co!? Janie nie zawracaj mi głowy, daj spać... - Audiencja zaraz się zaczyna. Panie... - Ile razy Ci mówić, żebyś mnie tak nie tytułował kiedy nie ma nikogo w pobliżu! Masz mi mówić Xelox w taki sam sposób jak ja Ci mówię Janie! - Xelox! Ty obiboku robota czeka, wstawaj! - Ile razy będziesz mi przypominał ten pierwszy dzień w pałacu? Zachowywałem się jak kretyn. Żałuje tego, ale teraz już się poprawiłem. Prawda tatku? – zapytał wypinając język. - A ile razy panicz będzie mi wypominać mój wiek? - Znów mi się śniła – zmienił temat, a ja chyba dałem poznać po sobie zdziwienie bo zaraz dodał – Ale dość o smutkach... - Niech panicz opowie jeśli chce, a moje zafrasowanie spowodował fakt iż myślałem, że księciu śnił się koszmar...? - Bo to był koszmar... Ciężko to... Widzisz tylko raz byłem w łożu i tylko z nią... Ale, żebyś zrozumiał tą historię muszę zacząć od początku. Wszystko działo się niedługo po tym jak skończyłem pobierać nauki w szkole magów. Dostałem księgę... Widzisz, w akademii panował taki zwyczaj, że absolwent mógł sobie wybrać tom z zakazanej biblioteki... Zazwyczaj taka księga kierowała dalszym rozwojem profesji... Gdy ja wszedłem do biblioteki od razu zauważyłem taką samą księgę jaką miał mój pierwszy mistrz, lecz obok była inna, z której wręcz słyszałem głos! Dziś już wiem od kogo ten głos dochodził, a zagłuszał on krzyki wielu... Ale po kolei. Wybrałem księgę o dumnym tytule Vεκρομαντεία , co po naszemu znaczy Nekromancja mając jedynie mgliste pojęcie co to znaczy... Widzę, że kiwasz głową więc wyjaśnię. Otóż nekromancja to forma praktyk magicznych, w której czarujący – nekromanta – przyzywa duchy zmarłych w celu poznania przyszłości lub celach własnych, na przykład usług. Wiedziałem, że będę musiał zarabiać sztuką, której się nauczyłem więc przepowiadanie przyszłości uznałem za całkiem intratne zajęcie... Jaki ja byłem wtedy głupi! Mistrzowie przestraszyli się mojego wyboru, ale najwyraźniej uznali, że jeśli komuś uda się opanować magię spisaną tysiące lat wcześniej w Tej księdze, to właśnie mi. Mylili się i to bardzo, chociaż... Zaraz do tego dojdę. Wyruszyłem w życie ze skromnym dobytkiem, a najcenniejszym co miałem była księga. Wiec pieniądze szybko się skończyły, ale zanim to się stało dotarłem do stolicy. Zamieszkałem w starej gildii, która to opłaciła moje nauki. Szybko upomnieli się o swoje. Miałem zniszczyć zamek nieposłusznemu wasalowi. Wyruszyłem w drogę zastanawiając się jak tego dokonać i jedynym skutecznym rozwiązaniem wydała mi się moja księga. Już ją przeczytałem od początku do końca kilka razy i były tam opisane dwie niebywale potężne inkantacje. Wiedziałem wtedy, że muszą być silne bo były spisane językiem, którego rozszyfrowanie zajęło mi miesiąc. Jak potężne, dowiedziałem się bardzo szybko. Ponieważ dotarłem niebawem do granic włości podległych zamkowi, celowi mojej misji. Za pieniądze od gildii wykupiłem domek w pobliżu murów, tam zacząłem przygotowania do obrzędów. Potrzebowałem kawałka muru, który chciałem zburzyć i kilka bardziej wyszukanych sprzętów bo demon... Tak demon! Widzę na Twojej twarzy strach... - Po prostu nie wiem gdzie tu panienka, o której miał panicz opowiadać... Zamiast tego dowiaduję się, że panicz paktował z diabłami... - Aaa taaak, słodka Lady z zamku. Słodka była dla mnie, dla innych tyranką... Jak tylko wieść się rozeszła, że nowy mieszkaniec wydaje pieniądze to na lewo, to na prawo, aby zebrać dziwne, wtedy mówili ekscentryczne, sprzęty, zainteresowała się mną sama Pani zamku. Rzecz jasna postanowiła wybadać sprawę. Kilka dni przed ukończeniem mojej klątwy żołnierze zapukali do moich drzwi. Otwierać w imię pani na włościach! Krzyczeli i walili w drzwi wzmocnione czarem... Hi, hi! Śmiałem się, ale wiedziałem, że nie będę mógł zbyt długo siedzieć w zamknięciu... Wychodek był na zewnątrz... Brak pomyślunku, przyznaję. Otworzyłem więc drzwi, uprzednio ukrywszy sprzęty rzucając na nie zaklęcie lewitacji i niewidzialności... Aparatura krążyła pod dachem gdy idioci, wojacy przeglądali szpargały zielska z łąk i pól okolicznych... - Tłumaczyłem wam, że jestem tylko zielarzem... - Mówię do nich, ale musieli mieć jakieś podejrzenia bo postanowili zabrać mnie na audiencję do samego zamku... Jakie było moje zdziwienie gdy nie wylądowałem w lochu tylko, wtedy tego nie widziałem, najlepszym pokoju w całej posiadłości. W chwilę po wyjściu żołnierzy weszła Ona, ubrana jednie w zwiewną szatę... - Wiedziałam, że musisz być ciekawy... - Powiedziała tylko tyle, zrzuciła szatę i przywarła do moich ust... Teraz wiem, że takie nazywają blacharami, czyli łasymi na brzęk szlachetnego metalu w trzosie... Wtedy poczułem się jak w niebie, ale to jest zbyt intymne, żebym o tym opowiadał... Odszedłem z zamku po kilku dniach pełen mieszanych uczuć, ale zawsze byłem wierny obowiązkom. Wtedy także postanowiłem wykonać zadanie! Zmieniłem tylko koncepcję jego wykonania... Gdy wezwałem demona udało mi się zapanować nad nim na tyle, żeby mnie słuchał i wykonywał oprócz swojej woli w pierwszej kolejności moje polecenia... Rozkazałem tonem nie znoszącym sprzeciwu: Diable zburz ten zamek, u którego murów stoję, lecz nikt ma nie zginąć. Użyj swojej mocy, aby mury skruszyć, ale tak aby nikogo nie zabić! W tym momencie woda w kotle zawrzała, usłyszałem wycie pomieszane ze śmiechem demona wylatującego przez komin - Ooczyyyywiścieeeeeee!!! - Szybko użyłem portalu wcześniej przygotowanego do ucieczki. W jednej chwili stanąłem na najwyższym pagórku w bezpiecznej odległości i zacząłem przyglądać się wywołanej przez siebie potędze. Ale moje zdziwienie było ogromne gdy doszły do mnie krzyki, nie strachu, lecz bólu! Telepatycznie zawołałem demona, aby się wytłumaczył, a ten drwiąc ze mnie pokazał mi tylko to, co sam widział... Ranił ludzi, zwierzęta, wszystko, co żyło lecz nie zabijał. Zobaczyłem ją... jak jej łoże się pali, jak jej skóra puchnie, jak jej włosy zamieniają się w popiół, jak opętana szałem bólu skoczyła do fosy przez okno. Musiała przeżyć, lecz straszne musi być jej życie dzisiaj. Powiedziałem do demona dość! Lecz w odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech. Moja rozpacz była wielka, nie chciałem tego, co osiągnąłem. Na szczęście miałem jedną furtkę na taki obrót sprawy. Drugie potężne zaklęcie z księgi. Z opisów wynikało, że to czysta energia jeszcze potężniejszego demona niż tego przeze mnie przywołanego, który teraz urósł od cierpienia i krzyków ranionych prze siebie ludzi. Jego sylwetka zajmowała objętość porównywalną z tą zajmowaną przez zamek leżący teraz w gruzach. Począłem wypowiadać inkantację: Tasogare yori mo kuraki mono chi no nagare yori akaki mono toki no nagare ni uzumore shi idai na nanji no na ni oite ware, koko ni yami ni chkawan warera ga mae ni tachi fusagari shi subete no oroka naru mono ni ware to nanji chikara hitoshiku horobi o ataen koto o... - przerwał bo w pokoju zaczęło robić się dziwnie... Po chwili kontynuował. - Księga już nie istnieje ale jej magia nadal jest silna. Nieważne. Zaklęcie w przekładzie na zwykły język nie ma żadnej mocy, a brzmi mniej więcej: Mocy brzasku i zmroku pochowana w purpurowej krwi strumieniu, naznaczona upływem czasu, wzywam cie. W twoim imieniu oddaję siebie! Niech głupcy co na mojej drodze stoją zostaną zniszczeniu mocą twoją, którą i ja władam! Oczywiście demon zrozumiał zagrożenie i rzucił się przytomnie do ucieczki, ale jego ciało stało się zbyt wielkie aby ucieczka była szybka. Za to energia jaką wyzwoliłem szczęśliwie mnie nie pochłonęła, dotarła do demona w postaci kuli czystej antymaterii, niszcząc go chyba na dobre. To było pierwsze i zarazem ostatnie zadanie jakie wykonałem dla gildii... - Panie... - Tak Janie? - Czas już się zbierać, dokończy Panicz innym razem. - Dobrze, tylko jedna prośba, nie wygadaj tej historii nikomu...
  6. Ed

    Ursula K. Le Guin

    Ok, przyznaję. Jak to pisałem to byłem bardzo śpiący i przez to mogłem źle to ująć w słowa. Jednak ja żadnych wywiadów z autorką nie czytałem, a po prostu ostatnio rzuciło mi się to w oczy podczas czytania Czarnoksiężnika z Archipelagu. Wiem że dwa podobnie brzmiące słowa to nie argument. Bardziej chodziło mi o moment nadania tego imienia przez Ogiona. Bowiem nie wiem czy zwróciliście na to uwagę, ale zmiana prawdziwego imienia w Ziemiomorzu zmieniała naturę rzeczy. Więc tym bardziej nadanie nowego imienia człowiekowi musiało zmienić niejako jego tożsamość. Owszem Ged potem został Arcymagiem i Władcą Smoków i doprowadził do zespolenia runy pokoju jak i obsadzenia stanowiska króla, pustego od stuleci. Wszystko pięknie, wielkie czyny, ale za jaką cenę. Ged nie miał przez długi czas życia własnego, aż do ostatniej książki z cyklu, gdzie nie posiadał już mocy, a i tak się długo przed tym bronił. Zresztą wracając do Ogiona on doskonale to wszystko przewidział bowiem w liście do Nemerlego pisze o Gedzie że zostanie on kiedyś wielkim Magiem i dokona wspaniałych czynów jeśli słowa wiatru mówią prawdę... Wydaje mi się że skoro był tego taki pewny to musiał zawrzeć to wszystko w imieniu Geda gdy mu je nadawał. Ale to tylko moja hipoteza. @Fly_killer: Dobre!
  7. Przejmuję pytanie jako że już od dłuższego czasu quiz leży. Jaka "legenda" jest związana z datą śmierci Tolkiena? Edyta: Prawie dwa miechy pytanie wisiało i nikt nie znalazł odpowiedzi? Więc już wyjaśniam chodzi o to że podobno Tolkien przewidział datę swojej śmierci i wpisał ją w treść Władcy... Nie wierzycie? 1973 1 - by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać. 9 - zostało podarowane rasie ludzi, którzy nad wszystko pożądali władzy... 7 - dla władców krasnali, wielkich górników i twórców podziemnych pałaców 3 - trzy zostały dane elfom, nieśmiertelnym i pełnym mądrości Pytanie oddaje komukolwiek kto chce się jeszcze w to bawić, moje są widać za trudne
  8. Ed

    Ursula K. Le Guin

    Heh, spodziewałem się podobnego odzewu 8) Grunt to rozkręcić dyskusję...
  9. Ed

    Ursula K. Le Guin

    Na początku muszę przyznać ze mnie to rozbawiło: Bowiem tak naprawdę to nikt się nie odniósł do tematu przez jakieś 1,5 roku. Ale jako że twórczość tej autorki bardzo lubię to zwisa mi to i powiewa Przeczytałem kilka książek z cyklu Ekumena i muszę przyznać że coś w nich jest, ale i tak ZIemiomorze pochłonęło mnie 100 razy bardziej. Zaś cykl Ziemiomorze przeczytałem cały już dawno, dawno temu. Właściwie wstyd się przyznać ale zalegam mojej koleżance Oli z oddaniem tych książek ładnych parę lat :-[ Ale cśiiii bo się wyda Wracając do tematu to odgrzewam sobie co jakiś czas serię i muszę przyznać że za każdym razem odkrywam coś nowego... I tu nadszedł moment żeby podzielić się z Wami moją teorią spiskową dziejów ^^ jako że posiadam jedne z pierwszych wydań Czarnoksiężnika z Archipelagu nie jestem pewien czy późniejsze przekłady utrzymały podobny ton. Ale gdy sięgnąłem po dłuższej przerwie i wczytałem się w szczegóły dochodzę do wniosku że jest trochę anty klerykańska...? Chodzi mi o postać głównego bohatera i jego prawdziwe imię Ged. To brzmi prawie jak Gej. Co więcej czerpie on swoją moc z celibatu, a przynajmniej uważa że przez spółkowanie mógłby ją stracić. No i kobiety takich jak on nie interesują jak zauważa ktoś w rozmowie o nim. Co więcej związuje się z Tenar dopiero na starość gdy nie posiada już mocy! Autorka w swojej książce nie ocenia, ale trochę jakby szydzi z takiej mentalności i niejako z systemu. Ponadto kobieta nie może zostać magiem, chociaż w Opowieściach z Ziemiomorza jest pokazane jakoby to kobiety pierwotnie posiadały największy dar współtworząc podstawy magi razem z mężczyznami. Ale to jest nieistotne. Nie chcę tu nikomu zniszczyć dzieciństwa xD Nic z tych rzeczy. Sam postać Krogulca bardzo lubię, ale zwróćcie na to uwagę gdy sięgniecie po tę książkę następnym razem i powiedzcie czy nie mam racji?
  10. Wytłumaczcie bo chyba coś mnie ominęło Zrobiłem jakiś błąd w pisowni czy co? xD Czytam obecnie Tysiąc orków. Chyba 14 książkę z tej serii i chociaż mam już szczerze dość to chcę dociągnąć do końca. Czyli mam jeszcze tylko jakieś drugie tyle do przeczytania xD
  11. Czyżbym złamał jakieś tabu? :/ Czy chodzi o łaciński zwrot, znaczący nie mniej, nie więcej jak nawiasem mówiąc?
  12. Pamiętam że Ged z Ziemiomorza Ursuli K. Le Guin był dla mnie przez długi czas wyznacznikiem "magowatości", bardzo lubiłem tą postać. Ijon Tichy z Dzienników gwiazdowych Lema również bardzo przypadł mi do gustu, chyba dlatego że był taki normalny w tak surrealistycznych sytuacjach w jakie go pan Stanisław wpędzał. Winston Smith z Roku 1984 Orwella też jest bardzo ciekawą postacią ze względu na jej tragizm. Peter Crechnaw z serii Trzej Detektywi Hichcocka też był przezemnie bardzo lubiany, chyba głownie dlatego że był moim imiennikiem... Don Vito Corleone z Ojca chrzestnego, genialna postać. Stworzył imperium od zera. Caderly Bonduace z Pięcioksiągu Caderlego R.A. Salvatore, który to jest lekkim wtrąceniem tylko do przygód Drizzta (nota bene również przeze mnie bardzo lubianego) a i tak można go polubić przez te pięć tomów. Wydaje mi się że to z powodu ukazania jak od prostego kleryka doszedł do przywództwa nad zakonem Deinara. Możliwe że opisywanie procesu rzucania czarów stylem pana Salvatore miało też wpływ na odbiór postaci. Jeśli już jestem przy dziejach Drizzta to i Catie-Brie musi zostać wspomniana. Świetna wojowniczka i towarzyszka w boju. Jak już jestem przy kobietach to i dorzucę Guenhwyvar, chociaż nie jestem do końca przekonany czy czarna pantera podpada pod tę kategorię... ^^ Gandalf moja ulubiona Tolkienowska postać. Chyba dlatego że był majarem ^^ Kto z Was wiedział że gdy walczył z Balrogem to walczył równy z równym? Gandalf był bowiem majarem ognistym jednym z nielicznych, który nie przystał do melkora. Na drugim miejscu z postaci Tolkienowskich jest chyba Bilbo, ale ten z Hobbita bo we Władcy to już za wiele z tej barwnej postaci nie wykrzesano. :/
  13. Ed

    okład leczniczy

    Nie jestem pewien ale chyba da się również wyleczyć ranę czarem aura oczyszczenia, albo jakimś innym z podklasy uzdrowiciela dusz. ;D Chociaż teraz mi to coś szwankuje gdy przechodzę grę na hardzie, ale to też może być wina patcha... :-\ Edyta: Ostatnio przechodzę grę od nowa i mogę potwierdzić, jeśli masz w drużynie uzdrowiciela dusz (np. Wayne) z czarem Aura Oczyszczenia nie potrzebujesz już nigdy zestawów do leczenia ran, zresztą okładów leczniczych też praktycznie się nie używa
  14. Ja tam się cieszę w Morrowindzie a później w Oblivionie straciłem ładnych kilkadziesiąt godzin z życia.Chętnie mogę stracić kilka kolejnych przy Skyrim. :D
  15. Ed

    Wrażenia z gry

    Jeśli chodzi o bycie złym w BG to tym najbardziej złym można było zostać po przejściu Tronu Bhaala i przejęciu spuścizny po swoim boskim ojcu wyrzekając się życia śmiertelnika A co do DA to koncepcja świata i pustki oraz magia, jej podwaliny, historia to wszystko razem sprawiło że zakochałem się w tej grze. Samo skompletowanie kodeksu dawało mi tyle radości że czasami na dwie godziny w grze siekania potworów było może z 15 minut bo czytałem odblokowane fragmenty. Zawsze każdą lokację trzy razy sprawdzałem czy nie przeoczyłem gdzieś jakiejś książki do przeczytania bądź npca do porozmawiania. Co do postaci to za najfajniejszą uważam Stena. Jego zdawkowe odpowiedzi miały taki klimat że praktycznie cały czas miałem go w teamie. Druga świetna postać to Zerwan. Ten to dopiero miał teksty, w stylu: Musze przyznać że po nazwie Cuda Thedas spodziewałem się przynajmniej burdelu Morrigan była po prostu ładna, ale jej wyniosłość dodawała jej trochę uroku i dlatego trzymałem ją w drużynie nawet pomimo że sam grałem magiem. Za to za zdecydowanie niefajną uważam Lelianę, która mnie po prostu irytowała. Co do drugiej części to chociażby po to żeby poznać bardziej świat chętnie w nią zagram. Poza tym zapowiada się dużo mroczniej od jedynki. A co do sytemu że musimy zagrać człowiekiem to personalizacja Shepharda w ME nie była taką złą rzeczą, może i tu wyjdzie, kto wie
  16. Ed

    Czego słuchacie?

    Umrzyj! Od 24h nie słucham niczego innego...
  17. Ano niefajne, ale chyba sobie pod choinkę sprawię neostradę ;] A co do cukierkowatego, to gdzie ja napisałem że to jest złe ;P
  18. Przyznam się że mi nawet starczyło cierpliwości na spaczowanie klienta, ale tylko dlatego że lwią część patcha pobrałem z torrenta. Niestety długo się cukierkowym światem RoMa nie cieszyłem bo musiałem się przeprowadzić i teraz mam łącze z limitem transfe
  19. Ed

    Filmy grozy

    Powiem tylko, ja pierdole... -_-'' Albo dodam jeszcze od siebie: Quidquid latine dictum sit, altum videtur.
  20. Ed

    Filmy grozy

    Dobrze że wspomniałeś o motywie studium psychologicznego. Bo widzisz ja nawet jestem w stanie wskazać na przykładzie Lśnienia gdzie w książce się ów pojawia. Otóż jest taki moment na początku książki, gdy cała rodzina udaje się na badaniach lekarskie. O ile mnie pamięć nie zawodzi to były chyba ostatnie badania kontrolne przed sezonem zimowym. Otóż na tych badaniach rodzice zaniepokojeni zachowaniem synka rozmawiają o tym z lekarzem i ten tłumaczy, że dzieciak jest po prostu bardzo bystry i kojarzy wiele faktów podświadomie. Dlatego właśnie pamięta o jakiejś tam rocznicy ciotki czy sprawia wrażenie jakby wiedział więcej niż wie. Lekarz już na samym początku, wręcz łopatologicznie wyjaśnia "mechanizm" tytułowego lśnienia, lecz czytelnik prawie tego nie zauważa. Bardziej ciekawi go to co paranormalne, ot chociażby opowieść pracownika hotelu o tym jak kiedyś w jakimś pokoju mafia rozstrzygnęła swoje porachunki. W dalszej części książki pojawia się wspomniany przez Ciebie wątek stopniowego tracenia zmysłów przez ojca, albo coraz silniejszy autyzm chłopca. Jednak książka jako gatunek - horror sprytnie to wszystko ukrywa za ozdobnikami i sugestywnymi opisami. Dlatego moim skromnym zdaniem to, co zarzucasz książce, a mianowicie przeładowanie paranormalnymi motywami, jest niczym innym jak sprytnym wybiegiem, aby zmusić czytelnika do poczytania między wierszami, albo przynajmniej rzetelnie od deski do deski. Jednak jak głosi prastara sentencja: De gustibus non est disputandum. Pozdrawiam.
  21. Ed

    Filmy grozy

    Oj, tu się nie zgodzę! Gdy czytałem książkę jeszcze w liceum bodajże, w momencie gdy opętany tatusiek idzie z siekierą, żeby zarąbać synka powtarzając jak mantrę REDRUM, REDRUM... czuło się coś nie do odtworzenia w filmie. Bowiem na srebrnym ekranie wszystkie sugestywne opisy nie mają racji bytu. Albo może właściwiej byłoby napisać, nie ma na nie czasu. Film jest dobry muszę przyznać, Nicolson spisał się po mistrzowsku. Jednak książka to książka, nie do podrobienia. Tak na prawdę jest tylko jeden film, a właściwie trzy filmy, które uważam za równie dobre, a nawet lepsze od oryginału; bo ekranizacja heksalogii (nie mam zielonego pojęcia dlaczego Firefox podkreśla mi to słowo ) Władca Pierścieni. Szczególnie zgrabnie wpleciony wątek romansowy Aragorna z Eowyną, którego w książce nie było. No ale temat jest o horrorach, więc by wypadało napisać co mnie przeraziło swego czasu. Requiem dla snu - chyba nie ma nic co by lepiej zniechęciło mnie do narkotyków niż ten film. Bałem się jeszcze przez tydzień po obejrzeniu, że obudzę się bez ręki, albo skończę jeszcze gorzej... Ring - szczególnie po tym jak w chwilę po skończeniu filmu kumpel zadzwonił na domowy telefon... Ale i tu muszę nadmienić że książka była moim zdaniem lepsza. Może dlatego ze oglądałem wersję amerykańską, a nie japońską - oryginalną, która jest podobno lepsza.
  22. Ed

    Czego słuchacie?

    Wydawało mi się że w stoczni kiedyś grali na obchody solidarności kilka lat temu, ale mogę się mylić. Za to z dobrych wiadomości to po czterech latach S.O.A.D. wznawia działalność jak podaje oficjalna strona ;D http://www.systemofadown.com/
  23. Ed

    Czego słuchacie?

    Heh od czego by tu zacząć. Słucham różnej muzyki mającej jedną cechę wspólną, a mianowicie starej muzyki Ostatnio odgrzałem sobie Scatmana. Elvis nigdy mi się nie znudzi. Dżem to mistrzostwo. Aerosmith, S.O.A.D., Beatels, Guns N'' Roses, mógłbym takie klasyki wymieniać do rana. Pink Floyd jakże mógłbym nie wymienić, szczególnie piosenka Another Brick in the Wall! Z polskich zespołów to jeszcze słucham Hey, Pidżamy Porno, Kazika, Blenders, Strachy na Lachy, Indios Bravos (chyba moja ulubiona kapela grająca reggae), Happysad, Akurat i na koniec Hetmana wymienię, ale na pewno nie jest on ostatni w klasyfikacji, bo jego covery są lepsze nieraz od oryginałów... Ogólnie rządzi stary dobry rock&roll prztykany reggae i odrobiną metalu z czystym rockiem. uff... się rozpisałem ;D A propos powyższego to czy Scorpionsi nie grali może jakoś niedawno w Polsce?
  24. Ed

    Romanse

    No cóż. Jest nawet taka nagroda w DAO akurat której nigdy mi nie będzie dane zdobyć. Nagroda nazywa się chyba beznadziejny romantyk. A dostaje się ją gdy ukończy się wszystkie wątki romansowe w grze. Ale to by oznaczało że musiałbym zagrać jako kobieta i potem poderwać Alistera, a tego robić zwyczajnie nie mam ochoty xD A co do grania kobietą to kiedyś jedną sesję w tradycyjnego RPGa z kostkami, bez prądu; zagrałem kobietą, ale od razu przy tworzeniu postaci zaznaczyłem że jest lesbijką
  25. Ed

    Romanse

    8) Działa jak cholera. A jakże! Nawet bardziej niż goła pupa Tyle że w grze nie po to człowiek robi saeva przed każdą rozmową, żeby potem oglądać jakieś fetysze w ubraniu... >
×
×
  • Dodaj nową pozycję...