Skocz do zawartości

Czternaście minut Anny Waleńczak


Superkarpik

Rekomendowane odpowiedzi

Od mojej wizyty u Zbigniewa Jędrzymowicza minęło prawie czterdzieści pięć minut. Słońce nadal grzało niemiłosiernie. Mnie to jednak nie przeszkadzało. Nic mi nigdy nie przeszkadza, bo nic nie jest w stanie mi przeszkodzić. Mijając na chodniku kolejnych ludzi patrzyłem ile czasu pozostało każdemu z nich. Trzydzieści lat, dziesięć. Tą wysoką brunetkę będę musiał odwiedzić w przyszłym tygodniu. To pewnie wypadek samochodowy. Nie chce mi się teraz o tym myśleć. Wole skupić się na nadchodzącej wizycie. Byłem na miejscu czternaście minut przed czasem. Cztery nadprogramowe minuty. Stałem tak chwilę przed wysokim budynkiem zastanawiając się na co przeznaczyć ten czas.

Przeczytałem napis wybity na złotej płycie nad drzwiami. Lekarz ginekolog. Przychodnia na obrzeżach miasta wyglądała jak każda inna. Białe, otynkowane ściany. Wielkie okna pozasłaniane były białymi firanami. Całość sprawiała wrażenie sterylnej konstrukcji. Jakby ktoś przemył budynek wacikiem z wodą utlenioną. Gdy podszedłem do drzwi, zacząłem się zastanawiać czy nie jest to prawda. Już przy drzwiach poczułem ostry zapach leków. Miałem chwycić za klamkę, gdy drzwi same się otworzyły.

Z budynku wychodził właśnie Mężczyzna wyglądający na pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt lat. Jego twarz była naznaczona licznymi zmarszczkami. Biała broda była równo przycięta. Długie włosy związane były w kucyk. Miał na sobie biały garnitur. Starzec podniósł głowę i spojrzał na mnie. Cholera, to nie będzie miła wizyta…

Przez chwilę staliśmy w milczeniu patrząc na siebie. Wiedziałem już na czym polegać będzie te spotkanie. Jasna cholera, jak ja nie cierpię takich przypadków…

- I znowu się spotykamy prawda? – Zaczął. Był wyraźnie zdenerwowany tym, że mnie zobaczył.

- Tak – odparłem – znowu i znowu.

- Jak mogę zbudować dom, skoro ty co chwila kradniesz mi deski i gwoździe?

- Dobrze wiesz, że nie mam na to wpływu tak samo jak ty. Ty jednak masz szczęście. W końcu dajesz nadzieję…

- Tak sądzisz? – Nie można było nie wyczuć sarkazmu w głosie starca. – Z każdym razem zastanawiam się, jaki będzie koniec mojej wizyty. Kiedy przyjdziesz i zabierzesz owoce z kolejnego drzewa. A kiedy widzę, cię tak jak tu, zaczynam wątpić czy istnieje jakikolwiek plan.

- Wiesz, że tak. Skargi ślij do producenta. – uśmiechnąłem się do niego jadowicie. Później żałowałem tego. Musiał się czuć parszywie i bez mojej pomocy.

- Idź – westchnął ciężko – idź i zrób to co musisz…

- Do zobaczenia… - rzuciłem mu na odchodne.

- Oby nie przyjacielu… Oby nie… - mój rozmówca zniknął już za rogiem ulicy. Ja z kolei mogłem zająć się swoim zadaniem. Spojrzałem na zegarek. Jeszcze dziesięć minut i trzydzieści sekund. Zaplanowałeś to prawda? Musiałeś. Wszystko jest przez ciebie zaplanowane. Nawet ja. Wiesz, że wielu nazywa twój plan „Zbiegiem okoliczności” albo „szczęściem i pechem” ? Czy ci ludzie nigdy nie zrozumieją?

Wchodząc do budynku zobaczyłem siedzącą młodą dziewczynę. Miała krótkie do ramion, kręcone blond włosy. Czekała w poczekalni czytając jakąś książkę.

- Czeka pani w kolejce? – rozmowa z tymi ludźmi to ostatnio jedyna czynność sprawiająca mi radość.

- Tak – na chwilę oderwała wzrok od książki. Miała duże brązowe oczy. Miała może dwadzieścia lat.

Ubrana była w beżowy żakiet i spódniczkę tego samego koloru. Spódnica sięgała tylko do kolan odsłaniając kawałek zgrabnych nóg. Dziewczyna musiała mieć duże powodzenie…

- Idzie pani na badanie czy na jakiś zabieg? – spytałem siadając obok niej

- Słucham? – Dziewczyna była tak zaskoczona, że aż się zarumieniła

- Idzie pani na badanie w sprawie raka szyjki macicy czy na zabieg aborcji?

Nie wiedziała co odpowiedzieć. Patrzyła na mnie jeszcze przez chwile całkowicie wytrącona z równowagi moją otwartością. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że nie one nie pamiętają spotkania z tym starcem. Spróbowałem inaczej.

- W jakim celu idziesz do ginekologa?

- A w jakim celu PAN idzie? – nieuprzejma. Lubię jak są nieuprzejmi. Mogę wtedy poznać nowe cięte riposty, które potem wykorzystuje na przykład przy spotkaniach z tym starcem.

- Cóż, mój cel wizyty nie jest tak oczywisty jak twój Barbaro.

Blondynka zerwała się z fotela. Była czerwona na twarzy. W jej oczach zagościł strach. Tak często widzę ten widok…

- Kim ty jesteś?! – wrzeszczała ile tylko sił w płucach. Miała nadzieję, że lekarz wyjdzie z gabinetu. Może nawet wezwie policję.  Nic takiego jednak nie miało się wydarzyć. Nigdy nikt mi nie przeszkadza w mojej pracy. Przynajmniej tyle mi zagwarantowałeś…

- Nie jest ważne kim ja jestem. Ważne jest kim jesteś ty. Kim mogłaś się stać, a kim się nie staniesz.

- Co?! – dziewczyna okazała się bardziej nierozgarnięta niż mi się na początku wydawało.

- Podjęłaś już w głowie decyzję, przez którą będziesz smażyć się w piekle droga Barbaro. A jeżeli Anna okaże ci miłosierdzie może trafisz do nieba po kilku stuleciach tułaczki w czyśćcu.

- Jaka Anna?! O kim ty mówisz?! Ratunku! Na pomoc! – nie cierpię kiedy one tak wrzeszczą. Strasznie mnie to denerwuje. Czy one nigdy nie mogą wysłuchać do końca tego co mam do powiedzenia?

- Usiądź Barbaro. Gwarantuję, że to nie potrwa długo, choć nie powiem, wpłynie to znacząco na twoje życie.

Pomimo strachu wykonała moje polecenie. Powoli usiadłem obok niej. Chwyciłem ją za rękę. Wzdrygnęła się od chłodu mojej własnej.

- Za chwilę pokażę ci konsekwencje twojej dzisiejszej decyzji…

Barbara siedziała teraz na trybunie na basenie. Było bardzo gorąco. Powietrze było strasznie wilgotne. Wszędzie unosił się zapach chloru. Patrzyła na dziewięcioletnią dziewczynkę w żółtym czepku na czwartym stanowisku. Na dźwięk gwizdka piątka zawodniczek wskoczyła do wody. Barbara wstała ze swojego miejsca. Patrzyła jak dziewczynka w niebieskim czepku wyprzedza zawodniczkę z czwartego toru.

- Płyń córeczko! Uda ci się! – krzyczała, choć sama nie wiedziała czemu. Dziewczynka, gdy tylko usłyszała głos swojej matki nagle przyśpieszyła.

- Właśnie tak Aniu! Dasz radę! Dalej!

Dziewczynka w żółtym czepku dopłynęła jako pierwsza. Barbara  zaczęła bić brawo. Dziewczynka bardzo szybko odnalazła na widowni swoją matkę, która miała już łzy w oczach. Młoda zawodniczka zdjęła czepek. Miała długie lśniące blond włosy, podobnie jak jej matka. Barbara jeszcze nigdy nie czuła się tak dumna. W tej chwili nie liczyło się nawet to, że sama wychowywała córeczkę. Jej ojciec zostawił ją zaraz po tym jak dowiedział się o ciąży. Nie poszła na studia. Pracowała jako fryzjerka w osiedlowym salonie. Mimo to ta mała blondyneczka dawała jej więcej radości w życiu niż cokolwiek innego. Gdy usiadła, znów była w poczekalni u ginekologa.

Wzięła głęboki wdech, jakby przed chwilą wynurzyła się z wody. Nerwowo rozglądała się po poczekalni. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że trzymam ją za rękę. Próbowała ją wyrwać, ale tylko mocniej ścisnąłem.

- Nie śpiesz się. Jeszcze nie skończyłem. Chcę, żebyś dokładnie zrozumiała ból nienarodzonej duszy.

- Co to było?! Ta dziewczynka, Ania. Moja córeczka. – z niekrytą satysfakcją obserwowałem jakie trudności sprawiało jej wypowiadanie tych słów.

- Zobaczyłaś to co by się stało, gdybyś pozwoliła jej żyć. Pokazałem ci to, żebyś pojęła jak haniebnego czynu się dopuściłaś.

- Przecież ja nic nie zrobiłam! – Dziewczynie po raz kolejny napłynęły łzy do oczu.

- Wręcz przeciwnie. Już podjęłaś decyzję. Ja ją tylko wprowadzam w życie. Gdy puszczę twoją dłoń zapomnisz o wszystkim co zobaczyłaś. Zapomnisz  o swojej córeczce, Annie Waleńczak. Gdy cię puszczę, zapomnisz nawet, że tu z tobą rozmawiałem. O wszystkim przypomnisz sobie dopiero po śmierci, gdy maleńka Ania będzie czekała przy bramie niebios obok świętego Piotra i to od niej będzie zależało czy zostaniesz wpuszczona do raju czy też nie. To ona zdecyduje, czy wybaczy ci niespełnione życie. Niezapaloną świeczkę.

- Ale ja chcę ją urodzić! Chcę mieć córeczkę!

- Ania w tym momencie jest już w tobie droga Barbaro…

- Jestem w ciąży?! – na jej twarzy malował się strach. Przez moment miałem nadzieję, że ucieszy się na dobrą nowinę. Niestety myliłem się.

- Za chwilę puszczę twoją dłoń. Z gabinetu wyjdzie lekarz. Wejdziesz do środka. Gdy dowiesz się o ciąży poprosisz go o jej usunięcie. Tym samym pozbawisz Anię przyszłości, a ty będziesz żyła dalej jak do tej pory.

- Nie zrobię tego!

- Czyżby? – W jednej chwili puściłem jej dłoń. W tej samej sekundzie z gabinetu wyszedł lekarz. Był to wysoki mężczyzna o krótkich czarnych włosach i gęstych wąsiskach. Nosił grube okulary z czarnymi oprawkami i biały fartuch.

- Następna… - zawołał patrząc na Barbarę. Dziewczyna nawet nie spojrzała na mnie. Nie miała pojęcia kim jestem ani kim ona mogła być. Widziałem jak mały ognik życia krzyczy do mnie. Błagał o ocalenie. Pragnął powstać i żyć. Nic jednak nie mogłem poradzić. Nie ode mnie zależała decyzja. Ja tylko konsekwentnie trzymam się ścieżki którą oni obierają. Krzyk iskierki zamilkł dopiero po zamknięciu się białych drzwi gabinetu lekarskiego.

Spojrzałem na zegarek. Minęło równo czternaście minut. Chciałeś jej dać dodatkowe cztery minuty prawda? Żeby żyła odrobinę dłużej. Czasem nawet ja nie pojmuję tego co chodzi ci po głowie. Nie mnie jednak oceniać twoje zamiary. Po chwili otworzyłem drzwi przychodni. Na dworze rozpadał  się deszcz. Nie rozklejaj się. To nie pierwsza i nie ostatnia. Dzień jeszcze młody, a ja mam jeszcze sporo pracy…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aj, aj... znowu to samo, co wcześniej - narracja strasznie uboga, pisana krótkimi zdaniami. Jak dla mnie mało barwności, słabo porywa i nie zachęca do czytania. Sam pomysł, jak w poprzednim Twoim opowiadaniu, niby dobry, ale... mam wrażenie, że trochę wymuszone to opowiadanie, sama reakcja bohaterki jakaś taka miałka. Poza tym, jakim cudem lekarz od razu może usunąć ciążę? Myślałem, że aborcja odbywa się trochę w inny sposób, no i jest płatna :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, ja nie zauważyłem nic jednoznacznie mówiącego, że zabieg zostanie wykonany od razu. :P Pomysł lepszy niż poprzednio, acz zgodzę się z Zimkiem, że reakcja Barbary jest niezbyt przekonywująca. Poza tym w trzecim akapicie "mężczyzna" powinno być raczej z małej, chyba że tak tą postać ochrzciłeś... Ogólnie korekta by się przydała, jednak w aspekcie treści jest jeszcze lepiej niż poprzednio. Przynajmniej IMO. :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...