Divinity 2: Ego Draconis - recenzja

Kontynuacja wydanego w 2002 roku dziecka belgijskiego studia Larian, ujrzała światło dzienne dopiero 7 lat po premierze pierwszej odsłony. Fakt, że gra doczekała się sequela, zapewne związany jest z dużym zainteresowaniem, jakie wzbudziło pozostawiające wiele do życzenia niemal pod każdym względem, Divine Divinity. Pamiętam oczywiście o tym, że możliwości, jakie mieli twórcy, kiedy powstawały poprzednie części cyklu, były dalece mniejsze niż te, którymi dysponują dzisiaj. Nie tłumaczy to jednak fabularnych braków i oklepanego, klasycznego świata fantasy, jakim zostaliśmy uraczeni.

Na wstępie muszę przyznać, że nigdy nie byłam fanką tego rodzaju gier – w których jeden, niezwyciężony bohater bez skazy, ratuje zagrożony zagładą świat. Nadzieja na to, że interesującym smaczkiem będzie możliwość walki w tzw. „smoczej postaci”, co obiecali twórcy, nie była w stanie przesłonić obaw i domysłów o istnieniu nudnej całości. Ale pozwólcie, że zacznę od początku – kiedy płyta zaczęła kręcić się w moim komputerze, nie łudziłam się, że to, co zaraz zobaczę, zaprze mi dech w piersi. Dlatego byłam mile zaskoczona - po wciśnięciu świecącego na ekranie przycisku „Nowa gra” rozpoczął się film, wprowadzający obserwatora w historię, której uczestnikiem miał zostać za kilka chwil. Odziany w zbroję wojownik o płonących lodowatym błękitem oczach, na tle ładnie wyglądającego krajobrazu. Całości dopełnia podniosła, ale żywa muzyka. Muszę rzec, że spodobała mi się niecodzienna zewnętrzność tego mężczyzny – blizny i niesamowite to nie było to, co spodziewałam się ujrzeć jeszcze chwilę temu.

„Nie chwal dnia...”, czyli fabuła i początki

 

Chwilę póĽniej – po wyborze głosu, fryzury, oraz jej koloru ( co niestety psuje już miłe wrażenie, jakie pozostawiła rozpoczynająca scena) – zostajesz przeniesiony do dobrze znanej krainy Rivellon. Słodko wyglądająca panienka zaczyna przemowę na temat Twojego przeznaczenia i dalszych poczynań, jakie masz przed sobą. Jesteś członkiem Wielkiego Zakonu, którego głównym obowiązkiem jest walka ze Smokami – wcieleniem wszelkiego zła i winowajcami wszystkich klęsk . Jak powszechnie wiadomo, trzeba poznać oponenta od podszewki, by móc skutecznie i efektownie go eksterminować – w tym celu nauczysz się myśleć jak smok, czuć jak smok, być jak smok! Nie zbaczając jednak z tematu – młodego Pogromcę przed wyruszeniem na łowy czeka mały trening – wszak laik nie przyniesie ojczyĽnie wyzwolenia i chwały!

Potworny los po raz kolejny bowiem pokarał Twój ukochany Rivellon, sprowadzając na niego wojnę i klęskę. Pan Chaosu po raz drugi podniósł rękę na spokój i ład pięknych i jakże drogich Ci krain. Pomimo strat, jakie zostały poniesione w poprzednich wojnach, w chwili niebezpieczeństwa żaden z wojowników nie wahał się stanąć w obronie zagrożonych granic. Tym razem wróg czyha bliżej, niż ktokolwiek mógłby sądzić – do głosu doszli zdrajcy chcący posadzić Damiana – najgorszego z najgorszych – na tronie Rivellonu.

Fabuła jest jedną z największych zalet tego tytułu. Chociaż w moim mniemaniu, w wielu miejscach jej potencjał jest rażąco niewykorzystany, to wciąż pozostaje najmocniejszą stroną Divinity 2. Całkiem rozbudowany wątek główny wsparty długą listą zadań pobocznych, jakie gracz ma do wykonania, gwarantuje kilkadziesiąt godzin niezłej zabawy – tym bardziej, że rozgrywka nie należy do łatwych! Produkcja Larian Studios prezentowałaby się na pewno o niebo lepiej, gdyby ciekawe wątki zostały doprowadzone do końca. Tymczasem w wielu przypadkach historie zostały „ucięte”, zanim jeszcze zdążyły się rozwinąć.
Nie ma co liczyć także na inteligentne, skomplikowane dialogi, czy wymagające bicia się z myślami moralne wybory. Jedyne, co mogę obiecać tym, którzy mają zamiar poświęcić swój czas na poznanie opowiedzianej w Ego Draconis historii, to…mnóstwo dobrego, ironicznego humoru. Ostrzegam jednak, że wiele aluzji ukrytych w rozmowach postaci, zrozumieją tylko Ci, którzy znają nieco klasykę gatunku. Za ten aspekt należy się Belgom ogromny plus.

Co do zadań pobocznych – nie uświadczysz żadnych bezsensownych, polegających na przyniesieniu listka towarzyszowi, który akurat przebywa na drugim końcu lokacji. Większość questów, jakie będziesz miał do wykonania, jest całkiem nieĽle przemyślana, a w dodatku przedstawiona w sposób humorystyczny.

Tworzenie i rozwój postaci

 

W tej kwestii twórcy gry również nie pokusili się o oryginalność – pozostawili do wyboru trzy drogi, jakimi można poprowadzić swojego bohatera – są to klasycznie: ścieżka łowcy, wojownika i maga. Próbkę umiejętności masz już na początku, w Dalekoblasku – kiedy trenując na arenie możliwości każdej z klas przekonujesz się, jak przydają się w praktyce. Po uśmierceniu kilku goblinów czeka Cię podjęcie decyzji, jednak niezbyt wiążące, ponieważ zdobywane póĽniej PD możesz lokować w dość swobodny sposób. Zacznijmy jednak od początku – pierwszym rozczarowaniem, jakie mnie spotkało, był brak możliwości wybrania początkowych cech postaci. PóĽniej, niestety, to uczucie ani na moment mnie nie opuściło.

Rozwój postaci nie różni się od tego, jaki znamy z innych tego typu produkcji. Po przekroczeniu ustalonego progu Punktów Doświadczenia, bohater awansuje na kolejny poziom „wtajemniczenia”. Z każdą taką ewolucją, otrzymasz również tzw. Punkty Współczynników, które możesz rozdzielić pomiędzy siły duchowe, siłę, witalność, zręczność i inteligencję. Na Twoje konto trafią także Punkty Umiejętności, które inwestujesz w wybraną, najważniejszą dla Ciebie zdolność.

Jeśli chodzi o smoczą odmianę bohatera, sprawa przedstawia się nieco inaczej. Nie istnieją awanse na kolejne poziomy – rozwój poszczególnych umiejętności możliwy jest po odnalezieniu odpowiednich ksiąg, których treść gwarantuje podniesienie jakości wybranej zdolności.

Realistyczne i dobrze pomyślane są niektóre aspekty wymagające poświęcenia czegoś do zdobycia potrzebnych informacji. Mówię tu np. o Czytaniu w myślach – umiejętności ciekawej i przydatnej, ale wymagającej oddania części zdobytych Punktów Doświadczenia – czego konsekwencją jest „cofnięcie” rozwoju bohatera.

Walka

W sytuacji, kiedy nie sposób uniknąć starcia, musisz stanąć naprzeciw wroga i podjąć wyzwanie. Atak przeprowadza się za pomocą kliknięcia odpowiedniego przycisku myszy, oczywiście w stosownym momencie. Nie jest to jednak takie proste, jak mogłoby się wydawać. Aby odnieść sukces, trzeba dobrać odpowiednią do pokonania danego przeciwnika broń oraz obmyślić taktykę. Pomocna może być także cała gama uników i skoków, które utrudniają trafienie Cię.

Walka w smoczej postaci opiera się głównie na wykorzystaniu sztandarowych umiejętności tego szlachetnego gada – czyli wszystkiego, co związane jest z przypiekaniem przeciwników pokaĽnym, ognistym podmuchem. Oprócz tego masz do dyspozycji np. Smoczą przemianę, która pozwala zmienić przeciwników w mało niebezpieczne stworzenia, lub Smoczą tarczę – zdolność umożliwiającą wykorzystanie magicznej energii do osłonięcia przed atakiem.

To, co widzisz…

Grafika, jaką oglądamy w Divinity 2, jak na obecne standardy nie jest zachwycająca. Trochę mnie to dziwi, zwłaszcza, że gra ma spore wymagania sprzętowe.
Modele postaci są sztuczne i mało wyraziste, w dodatku rażąco do siebie podobne – szczególnie, jeśli chodzi o kobiety. W niektórych przypadkach różni je tylko kolor oczu czy włosów.
Irytuje zbyt żywa gestykulacja, która zamiast podbudowywać nieco ogólny wizerunek, psuje już i tak niemiłe wrażenie i przeszkadza w skupieniu się na treści rozmowy.
Bardzo dobrze prezentują się natomiast krajobrazy – widoki są naprawdę przepiękne, gdyby Ego Draconis było lepsze pod względem graficznym, przedstawione w nim krainy zapierałyby dech w piersi. Dziwne jest to, że kontynuacja Divine Divinity działa na silniku Gamebryo, takim samym, z jakiego korzystano przy tworzeniu Fallouta 3, który prezentuje się znacznie lepiej.

To, co słyszysz…

Nie ulega wątpliwości, że jedną z największych zalet tej produkcji jest ścieżka dĽwiękowa. Momentami bardzo epicka, a tym samym pasująca do klimatu gry. Tempo muzyki dopasowane jest do tego, co akurat dzieje się na ekranie – kiedy postać przemierza malowniczą lokację, z głośników płynie spokojna, kojąca melodia. Natomiast w chwilach, gdy napięcie sięga zenitu i staje w obliczu niebezpieczeństwa, muzyka potęguje nastrój w sposób podniosły i niepokojący zarazem, staje się żywsza i głośniejsza.

Jeśli wziąć pod lupę głosy, jakimi przemawiają bohaterowie gry, można odnieść wrażenie, że należą do tej samej osoby, tyle że potrafiącej umiejętnie modulować. Odbiór poprawia treść rozmów, bez niej ten aspekt dzieła Larian wypadałby bardzo blado.

Podsumowanie

Podsumowując – gra mnie nie zachwyciła, niestety. Nie powiem jednak, że czuję się z tego powodu zawiedziona – nie spodziewałam się po tym tytule, że wprawi mnie w osłupienie. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że to zła produkcja – z pewnością ma bardzo duży, ale niewykorzystany potencjał. Wiele pomysłów i rozwiązań jest warte uwagi, jednak nie są one w stanie całkowicie uratować wizerunku Divinity 2.


JayL


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.