Hyperversum - Cecilia Randall - Recenzja

Wyobraź sobie komputerową grę RPG, która pozwala nie tylko śledzić losy bohaterów, ale wejść w ich skórę. Która zaciera granicę pomiędzy rzeczywistością a światem wirtualnym.

Ileż razy wyobrażałem sobie długie spacery po Starym Obozie w Górniczej Dolinie. Jak mocno wczuwałem się w rolę śmiałków, którzy przebijali się przez kolejne korytarze Świątyni Pierwotnego Zła. I w końcu ile minut prawdziwego życia zmarnowałem na oglądanie zapierających dech w piersiach krajobrazów w Cyrodiil. Chyba skojarzenie tego typu wspomnień wraz z przytoczonymi słowami skłoniły mnie do sięgnięcia po Hyperversum.

Główną postacią powieści jest Ian – historyk, który w momencie rozpoczęcia przygody pracuje nad doktoratem o francuskich rodach Ponthieu oraz Montmayeur. Wraz z przyrodnim bratem – Danielem (drugą, co do ważności postacią w książce) postanawiają spędzić jeden z wieczorów grając w Hyper Universum. Skrzykują więc kilku znajomych, przynoszą piwo, siadają w pokoju, odpalają grę, która… w wyniku błędu przenosi ich bezpowrotnie w miejsce, w którym rozgrywać miał się scenariusz ułożony przez Iana na podstawie pracy doktoranckiej. Tak rozpoczyna się przygoda szóstki przyjaciół.

 

Jak to: szóstki? Okładka sugeruje, że jest ich troje, tymczasem jest ich dwa razy więcej. Oprócz nich są to Donna, Carl oraz Martin. O ile pominięcie tych dwoje pierwszych można zrozumieć, to zlekceważenie Martina, który jest rodzonym bratem Daniela, wydaje się całkowicie nieuzasadnione. Ale o tym później.

Właściwą ocenę Hyperversum zacznijmy od jej najmocniejszego punktu czyli fabuły. Cała intryga rozgrywająca się między dwoma królewskimi rodami Anglii i Francji jest zgrabnie ułożona. Widać, że autorka dokładnie przemyślała rozwój wydarzeń, a także to, że w momencie pisania Hyperversum Randall planowała już kontynuację. Z ciekawością odkrywałem, jak pomysłowo poplątała losy Iana mieszając je w czasoprzestrzeni. Dodam tylko, że sam koniec jest zaskakujący i przyznam otwarcie, nie spodziewałem się takiego rozwiązania. Intryga z pewnością przewyższa poziom standardowych „młodzieżówek”, co więcej, zaryzykowałbym stwierdzenie, że podana w odpowiednio dojrzalszej otoczce wybroniłaby się ze sporym sukcesem jako pozycja dla „starszych”.

I to jest największym minusem powieści. Całość jest wręcz stereotypową baśnią i nie mogę uniknąć porównania do Opowieści z Narnii, mając na uwadze przeniesienie postaci do „innego” świata. Oprócz tego mamy potężnego wojownika – Iana, który praktycznie bez treningu pokonuje zastępy przeciwników, również takich z kilkunastoletnim „stażem”. Dalej jest Daniel, który z łukiem potrafi zrobić to, czego nie potrafią dokonać najwięksi myśliwi Francji. Jakżeby inaczej, znajdzie się również piękna, dobra, idealna (i bogata) Isabeau, która jest wzorem cnót. Wątek miłosny pomiędzy nią a Ianem idealnie wpasowuje się w ów baśniowy klimat. Nie muszę chyba dodawać, że świat dzieli się na postaci skrajnie złe i dobre, czyli agresorów Anglików i zdrajców Francji, którzy przedkładają prywatę nad dobro ojczyzny oraz tych dobrych Francuzów, którzy są przykładem szlachetności i poświęcenia. Oczywiście nasi bohaterowie znajdują się w tym drugim obozie.

Tu dochodzimy do drugiej negatywnej cechy powieści. Mimo ambitnej fabuły, charaktery postaci są tak płaskie, że jedynym bohaterem wywołującym jakiekolwiek emocje jest Carl, który jest... tchórzem. O pozostałych postaciach nie można powiedzieć zupełnie nic. Jedyne nazwisko (oprócz tych należących do głównych bohaterów), które pozostało mi w pamięci, należy do hrabiego de Ponthieu, a i to dlatego, że ów często występuje na kartach księgi. Na początku wspomniałem również o bezzasadnym pominięciu Martina w nocie wydawniczej. Jego rola, tak samo jak Jodie – dziewczyny Daniela (umieszczonej na okładce), jest tak znikoma, że powieść obeszłaby się bez tych dwóch postaci. Ich umiejętności przydają się jedynie w jednej scenie, zaś przez resztę książki nie dowiadujemy się o nich praktycznie niczego, a w już szczególności o ich charakterach.

Chciałbym jeszcze wspomnieć o tym, że nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, jakoby Hyperversum było powieścią fantastyczną, a nie historyczną. Mamy tu wiernie odwzorowane realia średniowiecza, występują również postacie i miejsca z epoki. I mimo że część z nich jest wymyślona, to daleko książce do szeroko rozumianej fantastyki. Z elementów nadprzyrodzonych mamy tu tylko przeniesienie bohaterów do XIII-wiecznej Francji, dalej to, jak już wspomniałem, surowe realia średniowiecza.

Reasumując. Jeśli masz młodsze rodzeństwo, dla którego poszukujesz prezentu, kup Hyperversum i spróbuj dać książce szansę. W innym przypadku wątpię, by dorosły czytelnik znalazł tu coś dla siebie. Powieść, która w odbiorze jest bardzo lekka, z całą pewnością kierowana jest do młodszych, choć obawiam się, że objętość i o wiele za długi wstęp może odrzucić nawet docelowego odbiorcę. Ja tak czy inaczej sięgnę po kolejną część Hyperversum, choć na pewno nie od razu. Po prostu mam słabość do bajek.


Sonky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.