Taniec z diabłem - Sherrilyn Kenyon - Recenzja

Mały Książę francuskiego pisarza Antoine de Saint-Exupery to jeden z najsłynniejszych tekstów literackich świata. Choć niepokaźny pod względem objętości, zawiera niebanalną, pełną ukrytego znaczenia treść. Ta powiastka filozoficzna to też jedno z najczęściej cytowanych dzieł literatury światowej. W Polsce znajomość treści Małego Księcia jest, można powiedzieć, obowiązkowa. Z niewiadomych powodów, bo niezbadane są ścieżki Ministerstwa Edukacji, lekturę tę, niełatwą przecież w odbiorze, omawia się, kiedy młody człowiek ma raczej niewielkie kompetencje do jej pełnego zrozumienia. Ze względu na popularność tekstu, zawsze można do niego wrócić w momencie bardziej sprzyjającym refleksji. Twórcy literatury sięgają do symboliki Małego Księcia, kiedy w prosty, a zarazem kunsztowny sposób, chcą zwrócić uwagę na najistotniejsze aspekty własnych utworów. Tak postąpiła również Sherrilyn Kenyon w trzecim tomie cyklu o Mrocznych Łowcach zatytułowanym Taniec z diabłem. W swej powieści autorka ta sięgnęła po chyba najbardziej znany motyw Małego Księcia – oswojenie.

Bohaterem trzeciego tomu jest Mroczny Łowca Zarek. Z postacią tą czytelnik zetknął się już w Objęciach Nocy, drugiej części cyklu. W tomie poprzedzającym Taniec z diabłem Zarek odegrał znaczącą rolę, mimo że drugoplanową. Dał się poznać jako osobnik niebezpieczny, bo niezrównoważony, manifestujący swe sadystyczne skłonności. Pewne wydarzenia z przeszłości Zareka sprawiły, że nienawidzi go nawet własny rodzaj – Mroczni Łowcy. Odrzucony i osamotniony wojownik, niespodziewanie nawet dla samego siebie, pozwolił sobie na jeden jedyny gest dobroci wobec swego kolegi po fachu i jego wybranki. Nie czeka go jednak nagroda, przeciwnie, wszystko w jego parszywym życiu wskazuje na to, że zostanie zabity. I tak, na początku trzeciego tomu, pojawia się nimfa sprawiedliwości Astrid, która ma osądzić Zareka, po czym skazać na śmierć lub uniewinnić. Jak to u Kenyon bywa, zarówno sędzia, jak i sądzony, od początku czują do siebie miętę o silnym posmaku erotycznym. Nad zmąceniem ich wzajemnej radości z odnalezienia drugiej połówki usilnie pracują bogini Artemida, jej wysłannik Tanatos i pewien zmiennokształtny...

Wystarczy przeczytać dwie poprzednie powieści z cyklu o Mrocznych Łowcach, by dostrzec schemat konstrukcyjny, na którym oparto także Taniec z diabłem. Najpierw dochodzi do spotkania mężczyzny i tej jedynej, zwykle w okolicznościach, kiedy ten pierwszy wpada w tarapaty. Następują eksplozja pożądania i wzajemne duchowe rozpoznanie. Ponieważ Łowcę i tę jedyną dzieli w zasadzie wszystko, nie mogą być razem, ale los jakoś tak ciągle ich ze sobą styka, głównie wplątując parę w sytuacje zagrażające życiu. Zło wykorzystuje tę jedyną, by ostatecznie pogrążyć Mrocznego Łowcę. Kiedy wszystko wydaje się być stracone, para dociera jednak do szczęśliwego końca. Jako dodatkowe atrakcje pojawiają się walki, pościgi i wybuchy. Całość dość dobrze przyprawiona komizmem.

 

Sherrilyn Kenyon nigdy nie udawała, że jej książki są czymś więcej niż paranormalnymi romansami, jednak duże dawki akcji i humoru czyniły z nich bardziej uniwersalne powieści rozrywkowe. Taniec z diabłem to najmniej ciekawy z trzech dotychczas wydanych u nas tomów o Mrocznych Łowcach. Akcja skupiona jest wokół wyżej wspomnianego motywu oswajania, tu Zareka przez Astrid. Uczucie rodzące się pomiędzy tym dwojgiem wypełnia karty powieści niemal po brzegi słodyczą, która w końcu okazuje się mocno mdląca. Wybuchy i strzelanie giną gdzieś w odmętach cukrowej historii miłosnej. Całe szczęście Taniec z diabłem zawiera sporą dawkę humoru, uwidaczniającą się zwłaszcza w burzliwej relacji Zareka z Sashą – zmiennokształtnym podopiecznym Astrid.

Trzeci tom cyklu o Mrocznych Łowcach jest zdecydowanie najsłodszym z dotychczas wydanych w Polsce. Czytelnikom prawdopodobnie zabraknie w Tańcu z diabłem różnorodności, do której autorka przyzwyczaiła ich w poprzednich częściach. Tylko oddanym fanom serii można polecić czytanie tomów jeden po drugim, pozostali po prostu znudzą się tym samym schematem. Byłoby jednak szkoda całkiem odrzucić cykl Kenyon. W końcu to właśnie słodycz jest renomowanym środkiem na poprawę humoru.


mangusta


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.