Ziemia, powietrze, ogień i... budyń - Tom Holt - Recenzja

Gdzieś w Alpach żyła sobie fioletowa krowa, która miała niezwykły dar do zbliżania ludzi, a każdy jej gest, był jak zachęta: śmiało bądźmy delikatni.

Jeżeli ta reklama jest wyświetlana również w Wielkiej Brytanii, to zapewne zrobiła ogromne wrażenie na Tomie Holcie, autorze powieści fantastycznej pt. Ziemia, powietrze, ogień i… budyń. To jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi do głowy, gdy chce się odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego autor uczynił krowę głównym bóstwem wykreowanego przez siebie świata? Oczywiście, istnieją kraje, np. Indie, w których krowy uznawane są za święte zwierzęta i darzone są niezwykłą czcią i uszanowaniem. Jak bogatą wyobraźnię trzeba jednak mieć, aby sugerować czytelnikowi, że wszechświat, powstał z mleka Wielkiej Niebiańskiej Krowy, a budyń jest czwartym żywiołem, zdołacie się przekonać wyłącznie, jeśli sięgnięcie po zwariowane dzieło „szalonego” pisarza.

Nie bez kozery posługuje się tak odważnymi słowami, charakteryzując autora książki. Jak można się bowiem dowiedzieć z profilu Toma Holta, zamieszczonego na obwolucie, ten niezwykły człowiek jest absolwentem Oxfordu, na którym rzekomo zgłębiał tajniki wiedzy na temat „bilardu barowego, rolnictwa starożytnej Grecji i pielęgnacji małych, kapryśnych silników japońskich motocykli.” Z tegoż profilu dowiadujemy się również, że pisarz mieszka obecnie na prowincji, nieopodal rzeźni, skąd roztacza się na okolice intensywny zapach świeżej krwi. Po lekturze książki można odnieś wrażenie, że ta ostatnia okoliczność wpływa nieco na twórczość Holta.

 

Przechodząc jednak do rzeczy; głównym bohaterem powieści jest niejaki Paul Carpenter, znany z innych książek Holta pt. Śniło ci się i Przenośne drzwi. Ten typowy samotnik i nieudacznik zostaje w kwiecie wieku sprzedany przez swych nieczułych rodziców wielkiej korporacji o nazwie J.W. Wells. Od tego momentu kompletnie zdruzgotany Carpenter zmuszony jest wypełniać najdziwniejsze i najbardziej niedorzeczne polecenia przełożonych. Firma, w której ku swemu niezadowoleniu zmuszony jest pracować Paul, zajmuje się, z grubsza rzecz ujmując, tym wszystkim, czym zajmują się na co dzień wielkie międzynarodowe firmy, rozszerzając jednak swoją ofertę o walkę ze szkodnikami takimi, jak choćby bazyliszki, czy smoki oraz produkcja, konfekcjonowanie i dystrybucja różnego rodzaju magicznych mikstur.

Egzystencja głównego bohatera byłaby doprawdy parszywa i beznadziejna, gdyby nie otaczające go grono przyjaciół, dzięki któremu staje się ona jeszcze bardziej tragiczna. Paul może bowiem liczyć na swoją dziewczynę, imieniem Sophie, która przez magiczne sztuczki nie może się zdecydować, czy kocha swego chłopaka, czy śmiertelnie go nienawidzi, czy też jest on jej zupełnie obojętny. Na szczęście naszym bohaterem interesuje się też inna kobieta, długonoga piękność, o wydatnym biuście i figurze modelki, która od czasu do czasu zmuszona jest wrócić do swej prawdziwej postaci obrzydliwej goblinicy. Paul nie może liczyć na wsparcie także ze strony swych przełożonych, którzy uparcie zmuszają go do wykonywania najdziwaczniejszych zadań. Jedyną życzliwą bohaterowi postacią jest jego lodówka, która w szczególnych momentach przemawia do niego łagodnie ludzkim głosem, zapewniając, że mimo wszystko jest wartościowym człowiekiem.

Krzepiące słowa lodówki okazują się wreszcie prawdą i zdezorientowany Carpenter dowiaduje się, że jest uśpionym bohaterem, od którego zależą losy całego świata. Wystarczy, aby stoczył śmiertelny pojedynek na miecze z zajadłym wrogiem ludzkości, aby jego życie stało się pasmem sukcesów. Odkąd Paul dowiaduje się o swym ukrytym przeznaczeniu kilkakrotnie ginie, aby z uporem maniaka przekonywać pana Dao, szefa Banku Umarłych, że nie powinien był umrzeć. W walce o ocalenie świata niezłomny bohater wykorzystuje oczywiście magiczne przedmioty, takie jak potężny miecz, czy niezwykłe drzwi, a także pławi się w kleistym budyniu, który stanowi sztuczny substytut kolejnego żywiołu. W końcu bohaterowi udaje się doprowadzić sprawy do końca i książka kończy się czymś w rodzaju happy endu.

Proza Toma Holta to jedyne w swoim rodzaju połączenie poważnego, minorowego tonu z oryginalnym poczuciem humoru. Jest to jednak humor dosyć specyficzny, który nie każdemu może przypaść do gustu. Nie ulega jednak wątpliwości, że powieść Holta nie pozostawia czytelnika obojętnym. Jego niepowtarzalny styl sprawia, że czytelnik staje się natychmiast wielbicielem twórczości lub jej zagorzałym przeciwnikiem. W tym przypadku o półśrodkach nie może być mowy.


szakul


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.