Prawa i powinności - Karina Pjankowa - Recenzja

A może czas zacząć wszystko od początku? Klasycznie, od ratowania świata. Szczęśliwie w okolicach zamku nawinęła się akurat drużyna, do której idzie się przyłączyć. Co z tego, ze są tam jakieś elfy i rycerz, a ty jesteś wrednym i paskudnym nekromantą?

Motywem w fantasy bardzo popularnym, jeśli nie jedynym w gruncie rzeczy, jest rzecz jasna ratowanie świata. Świat fantastyczny ma bowiem dziwne tendencje do ciągłego wpadania w coraz to gorsze tarapaty, z deszczu pod rynnę. Dodatkowo, jest na tyle niesamodzielny, że zawsze należy go z tych opresji wyciągać w bardziej lub mniej niebezpieczny sposób. A gdyby tak podjąć się misji ratowania świata... z nudów?

Ten nietypowy sposób spojrzenia na kolejne światowe zagrożenie przedstawiła Karina Pjankowa w wydanych przez Fabrykę Słów „Prawach i powinnościach”. Do grupy śmiałków złożonych z przedstawicieli wszystkich jasnych ras, dołącza cherlawy młodzieniec podający się za nekromantę, a więc wyznawcę ciemności. Razem mają oni stawić czoła nieznanemu zagrożeniu, które dyszy wściekle na uporządkowany świat, chcąc, nie wiedzieć dlaczego, pogrążyć go w chaosie. Jak nietrudno się domyślić, jaśni nie są zachwyceni obecnością ciemnego i wcale tego nie ukrywają. Wyruszają jednak razem w podróż, uprzykrzając sobie nawzajem życie. Między rasami oczywiście też rodzi się mnóstwo konfliktów, więc dopiekanie znienawidzonemu nekromancie Raywenowi, stanowi dla grupy jedyny wspólny mianownik. Dodatkowo drużynę niepokoi myśl, że „parszywiec” ma przed nimi masę tajemnic i wcale nie ma zamiaru informować grupy o swojej skromnej osobie. A Raywen faktycznie nie jest tym, za kogo się podaje, a przynajmniej nie tylko tym.

 

Narracja jest prowadzona z dwóch perspektyw. W jednej czytelnik dowiaduje się o sytuacji od osoby trzeciej, z zewnątrz, w drugiej natomiast śledzi myśli samego Raywena i patrzy na świat jego oczami. Dzięki temu odbiorca od samego początku wie więcej na temat ciemnego i jego pobudek, niż ośmiu śmiałków z nim wędrujących. „Więcej” oczywiście nie znaczy „wszystko”, dlatego w trakcie dalszego czytania, można dopiero poskładać myśli bohatera i wydarzenia, które się dzieją, i z tego wysnuć wnioski, które powoli wyciągają też uczestnicy wyprawy. Ku ogólnej wściekłości drużyny, im więcej się o Raywenie dowiadują, tym bardziej tajemniczy się on wydaje. Sam nekromanta dolewa oliwy do ognia, niejednokrotnie pokpiwając sobie z towarzyszy.

Siłą tej powieści nie jest złożona i doskonała fabuła, nie jest nią też wątek ratowania świata, nawet podjęty z innej niż dotychczas perspektywy. Książka ta bowiem nie jest wbrew pozorom o pełnej poświęceń misji, ku chwale wolnego świata. Wydarzenia te owszem, dzieją się, ale jakby w tle, zaś na pierwszym planie jest sama podróż osobliwej grupy, w której każdy, zamiast martwić się o misję, kombinuje, jak uprzykrzyć życie swoim wątpliwym towarzyszom. Największym plusem powieści jest niepowtarzalny humor, z którym autorka opowiada tę historię i który włożyła przede wszystkim w usta Raywena. Sarkazmy i docinki płyną strumieniami, a myśli głównego bohatera to już mistrzostwo ironii i wrednego humoru w każdej sytuacji. Jak nie polubić bohatera, który próbuje ratować skórę towarzyszy, przeganiając smoki tekstem: „Psik mi stąd, paskudo jedna!”. Choć w członkach ekspedycji jego możliwości wzbudzają strzępy poczucia bezpieczeństwa, rodzą się nowe wątpliwości co do pochodzenia Raywena i jego dziwnych umiejętności.

Historia sama w sobie łatwa, przyjemna i lekka, posiada jednak drugie dno. Jesteśmy świadkami procesu pozbywania się przez bohaterów wpojonych ideałów i niechęci, w imię zastępującej je przyjaźni. Przyjaźni bezwarunkowej, bez pytań, bez dociekań, bez wątpliwości. Przychodzi bowiem taki moment, że trzeba wybrać: czynić swoją powinność i postąpić zgodnie z wpajanymi od zawsze zasadami, czy mieć prawo do zakazanej przyjaźni z „wrogiem” i bronić go, mimo ostrego sprzeciwu własnego systemu wartości.

„Prawa i powinności” czyta się szybko i łatwo, a opowieść, choć właściwie prosta, nie nudzi. Tajemnica, którą owiany jest główny bohater, rozwiewa się powoli, jednak na tyle sprawnie, by czytelnik nie poczuł się na siłę trzymany w niepewności, a samo rozwiązanie jest ciekawe i zaskakujące. Całość okraszona została świetnym humorem, co powoduje, że powieść zyskuje jeszcze bardziej. „Prawa i powinności” to lektura nie tylko dla fanów fantasy. Z czystym sumieniem mogę polecić ją każdemu, kto tylko zechce dobrze się bawić, czytając tę pełną osobliwości historię.


Shane


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.