Droga Goblina - Jim C. Hines - Fragment #1

Jig? Słyszeliśmy o tobie.

– Nazywam się Jig – powiedział. W porównaniu z rykiem ogra jego głosik przypominał pisk dziecka.
– To ty zgładziłeś smoka Strauma? – Ogr ujął w dłoń maczugę i zgarbiony ruszył w stronę Jiga.
Jig zerknął na Kralk i przytaknął.
– Ty wraziłeś oszczep w oko bestii?
Jig kiwnął głową.
– To o tobie mówią pieśni, że...
– Tak, to ja – zirytował się Jig. Chwilowy gniew wyparował z niego tak szybko, jak zapłonął, pozostawiając go stojącego na miękkich nogach, bliskiego wywrócenia się. Pewnie, pomyślał. Nawrzeszcz na ogra. A jeszcze lepiej od razu kopnij go w przyrodzenie. Ogr przyklęknął, zmierzył Jiga spojrzeniem od stóp do głów, po czym zwrócił się do Kralk:
– Ależ on wygląda jak goblinia laleczka!
Jig zacisnął pięść, wbijając sobie paznokcie w skórę. Lepiej sprawiać wrażenie zabawki niż realnego zagrożenia. W każdym razie bezpieczniej.
– Braf wspominał, że chciałeś się ze mną widzieć.
– Tak. – Ogr przysunął się do Jiga niemal na wyciągnięcie ramienia. Jigowego ramienia. Bo ogr nie musiałby szczególnie wyciągać ręki, by złapać Jiga za głowę i trzasnąć nim o ścianę. Zielona skóra na czaszce pofałdowała się, gdy ogr zmarszczył brwi.
– Potrzebujemy... – zniżył głos tak bardzo, że ostatnie słowa stały się niesłyszalne.
– Proszę?
Twarz ogra przybrała barwę głębokiej zieleni, prawie tego samego odcienia, co porastające ściany wychodków glony.
– Pomocy. Potrzebujemy pomocy.
Jig wpatrywał się w niego, usiłując przyswoić sens tego, co usłyszał. Rozumiał poszczególne słowa, ale jego umysł uparcie odrzucał ewentualność, że ogry mogłyby zwrócić się o pomoc do goblinów.
Co potem? Może jeszcze Nekromanta ożyje i zacznie uprawiać rabatki różane?
– Jakiego rodzaju pomocy? – spytał wreszcie.
– Kilka miesięcy temu w grocie Strauma pojawiły się istoty, które zaczęły nas nękać. Z początku myśleliśmy, że to te typki hobgobliny albo w ostateczności wy. Dlatego przyszliśmy tu i rozbiliśmy kilka łbów – przyznał cokolwiek zakłopotany. – Nie miejcie urazy o tę małą pomyłkę.
Kralk podeszła do ogra.
– Nie ma sprawy. Zabiliście dużo więcej hobgoblinów niż goblinów, wiec wyświadczyliście nam przysługę.
– Świetnie. W takim razie macie okazję do rewanżu.
– Ogr spojrzał na Jiga. – Czymkolwiek są te stworzenia, władają magią. Wielu naszych zginęło, innych wzięto w niewolę. Teraz ścigają resztę, rodziny, które uciekły i ukrywają się w opuszczonych tunelach.
Jig spotkał w życiu dwóch magów. Jeden z nich towarzyszył mu w misji. Drugi był osławionym straszliwym Nekromantą. Obaj chcieli go zabić. Prawdę mówiąc, chciało go zabić także wielu nie-magów, ale magowie wykazywali ku temu wyjątkowo silne zapędy.
– Słyszeliśmy o tobie – ciągnął ogr. – Ty także potrafisz czynić magię, prawda?
Jigowi, który nagle uświadomił sobie, do czego zmierzają pytania ogra, zaschło ze strachu w ustach.
Ledwie zdołał kiwnąć głową. Kralk wyszczerzyła się w radosnym uśmiechu, na który Ciapek zareagował natychmiast, wypalając dziury w skórzanym siodełku. Spod odnóży pająka uniosły się małe smużki dymu. Ciekawe, przywódczyni goblinów przerażała go znacznie bardziej niż ogr. Jig zawsze wiedział, że Ciapek jest wyjątkowo mądry.
– Co ty na to, Jig? – zwróciła się do niego Kralk.
Jig cofnął się odruchowo. Musi być jakiś sposób, żeby się z tego wymówić. Okręcił się, wskazując na Vekę.
– A ona? Umie rzucać zaklęcie wiązania i chce być Bohaterem.
Najbliżej stojące gobliny zaczęły się śmiać, nie wiadomo, czy z tchórzostwa Jiga, czy też z grubej, śmierdzącej syfiarki-bohaterki. Jeśli zaś chodzi o Vekę, ta odsłoniła zęby w uśmiechu dorównującym wrednością grymasowi Kralk.
– Przykro mi, Jig. Gdybyś nauczył mnie magii, może mogłabym teraz im pomóc. Obawiam się jednak, że w tej sytuacji musisz sobie radzić sam.
– Ale...
– To twoja Droga, Jigu Smokobójco, nie moja. – Veka stuknęła kosturem o ziemię, klekocząc ozdóbkami.
– Każdy Bohater musi podążać własną ścieżką. Że zacytuję mężnego Duke’a Hoffmana, który przemienił się w kalmara, by ratować syrenę Liriarę: „Dokonałem wyboru swojej ścieżki życia i jest nią droga mięczaka”.
Ogr spojrzał na nią ze zdumieniem.
– O czym ona mówi? Bohaterski mięczak?
Zgódź się. Głos Ciemnogwiazdego był pewny i spokojny.
Jig wprost przeciwnie.
Co?! Zamknął oczy, starając się odciąć od rzeczywistości i skupić na Tymalousie Ciemnogwiazdym.
Mam się zgodzić na to szaleństwo?! Nie widzę wszystkiego, co tam się dzieje, ale jedno wiem na pewno. Coś z tym twoim ogrem jest nie tak. Otacza go jakaś szczątkowa aura, jakiś cień magii. Cokolwiek stało się tam na dole, jest bez wątpienia niebezpieczne. Masz dwa wyjścia, Jigu Smokobójco. Albo pójdziesz z ogrem i odkryjesz, w czym tkwi problem, albo poczekasz tutaj, aż problem przyjdzie do ciebie. Czekanie to moje ulubione zajęcie.
Kiedy bóg nie odpowiadał, Jig westchnął zrezygnowany. Coś musiało być na rzeczy, skoro Ciemnogwiazdy nazwał go pełnym imieniem.
Jak sobie to wyobrażasz? Co mam zrobić? Przecież to ogry! Jeżeli one nie mogą sobie z tym
poradzić, jak ja... Walczyłeś ze smokami, magami, herosami i przeżyłeś. Veka jest dziwna, nawet jak na goblinkę, ale tym razem ma rację. Bohater znajdzie Drogę. Kralk chce się mnie pozbyć! Posłać na śmierć! To... Oczywiście nie musisz się zgadzać. Odmów ogrowi, zobaczymy, jak zareaguje.

No tak.
– Pójdę z tobą – wymamrotał Jig, patrząc na ogra.
– Wspaniale! – Ogr klepnął go w ramię, wywracając na ziemię. – Oj. Przepraszam. Zapomniałem, jakie z was kruche robaczki. Mam nadzieję, że nic sobie nie złamałeś? – Chwycił Jiga za kołnierz, stawiając na nogi.
Jig cofnął się, obmacując ramię. Na szczęście ogr nie pacnął go w to, na którym siedział Ciapek. Pająk w formie gorącej kulki śledził każdy ruch olbrzyma. Nagle z kłębka wystrzeliły odnóża, Ciapek rzucił się pędem w dół i zostawiając na koszuli Jiga małe dymiące ślady, zanurkował do kaletki przy pasku.
– Weźmiesz ze sobą Brafa jako ochronę – oznajmiła Kralk z drwiącym uśmieszkiem. – Istoty, które zabijają ogry, mogą nie znać „Ballady o Jigu”. Jeszcze wzięłyby cię przez przypadek za tchórzliwego karzełka i rozszarpały, zanim zdążyłbyś opowiedzieć im o swoich wielkich czynach. Jig spojrzał na Brafa, który stał obok, całkowicie pochłonięty dłubaniem w nosie. Nie mógł rozstrzygnąć, czy obecność karczystego goblina zwiększy jego szanse na przeżycie, czy wprost przeciwnie. Braf wykrzywił się i wysunął szczękę, żeby podrapać się kłem w świeżo uleczonym nozdrzu. Zdecydowanie to drugie.
– Jeszcze jeden goblin zgłosił się na ochotnika, by ci towarzyszyć – dodała wódz głośno.
– Idę, już idę – rozległ się chropawy starczy głos.
Kralk wyszczerzyła zęby.
– Zapewne przyda ci się też niańka, w końcu ktoś musi się tobą opiekować.
Tłumek rozstępował się przed kuśtykającą w stronę Jiga Grell. Jeśli istniał na świecie goblin jeszcze mniej przydatny podczas wyprawy niż Braf, była nim Grell.

Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.