Lichwiarz - Wiktor Noczkin - recenzja

Twórczość Wiktora Noczkina do tej pory kojarzona była u nas niemal wyłącznie z postapokaliptyczną serią S.T.A.L.K.E.R. Pochodzący z Ukrainy pisarz postanowił spróbować czegoś nowego i pokusił się o powieść osadzoną w klasycznym świecie fantasy. Szkoda, że w praktyce okazało się, że to jeden z tych eksperymentów, które w kinie kończą się zazwyczaj masową rzezią, uwolnieniem śmiercionośnego wirusa albo otwarciem portalu do piekielnych otchłani.

Główny bohater, Kulawy, prowadzi niewielki, szemrany kantorek, ukryty w trzewiach ponurego, toczonego moralną zgnilizną miasta. Na co dzień zajmuje się oskubywaniem naiwniaków z zabytkowych monet i wmawianiem im, że właśnie robią interes życia. Tę jakże przyjemną codzienność przerywają mu wydarzenia, w które wplątuje się pewnej nocy z uwagi na umiejętność sprawnego otwierania zamków i znajomość podstaw magii. Dość rzec, że prosty włam niesie za sobą bardzo poważne konsekwencje, wybucha wojna gangów, a z czasem na arenę wkracza nawet legendarny książę elfów o groźnej aparycji, grobowym głosie i umiłowaniu do czerni. Główny watek od czasu do czasu przerywają retrospekcje z młodości Kulawego, kiedy parał się jeszcze zawodem najemnika.

Fabuła Lichwiarza, delikatnie mówiąc, nie porywa. To skrajnie zachowawcza kalka setek podobnych powieści, przewidywalna od początku do końca dla każdego, kto przeczytał w życiu więcej niż trzy książki fantastyczne. Motywacje bohaterów są niejasne, a oni sami jednowymiarowi i nieciekawi. Pół biedy, gdy dotyczy to jednego z kilkunastu bandziorów, różniących się od siebie w zasadzie wyłącznie pseudonimem. Gorzej, gdy to samo można powiedzieć o głównym bohaterze. Nie posiada on żadnej cechy, która sprawiłaby, że czytelnik zechce go zapamiętać, nie mówiąc już nawet o utożsamianiu się z jakąś częścią jego osobowości. Geralt był cynikiem, starającym się ukryć przed światem i sobą samym, że zdarza mu się ulec uczuciom, których jako mutant nie powinien w ogóle posiadać. Loki z prozy Jakuba Ćwieka urzekał inteligencją, przewrotnością, ale także specyficznie rozumianym honorem. A Kulawy? No cóż, jest kulawy i ma zniszczoną twarz – to w zasadzie wszystko, co przychodzi mi w związku z nim do głowy, a dopiero co odłożyłem książkę na półkę.

Sporym problemem jest dla mnie również język, jakim posługuje się autor. O ile w przypadku postapokalipsy potoczne, bardzo współczesne słownictwo było jak najbardziej na miejscu, o tyle w świecie stylizowanym na średniowiecze ludzie posługujący się zwrotami w rodzaju „wyluzuj”, a nawet „nie smutaj” po prostu drażnią. Noczkin nie pokusił się o wiarygodnie dostosowanie dialogów do intelektualnego poziomu wypowiadających je postaci. Nie ważne, czy dana osoba jest zbirem, najemnikiem, szlachcicem czy kapłanem – zawsze mówi w bardzo podobnym, nijakim stylu. Czasem mam wrażenie, że tylko Andrzej Sapkowski i Jacek Komuda zawracają sobie głowę tym aspektem…

Nie jest mi łatwo wylewać z siebie takie wiadra żółci, bo naprawdę cenię osoby, które w dzisiejszych czasach starają się zarobić na życie słowem pisanym, ale muszę stwierdzić, że Lichwiarz to jedna z najsłabszych książek, jakie czytałem na przestrzeni ostatnich kilku lat i naprawdę ciężko mi wyobrazić sobie osobę, której mógłbym ją z czystym sumieniem polecić. Doceniam odwagę Noczkina i jego chęć zmierzenia się z nowymi dla niego realiami, ale zarówno dla autora jak i dla świata będzie lepiej, jeśli pozostanie przy postapokalipsie.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.