Pod Kopułą - Stephen King - Recenzja

Gdy po raz pierwszy wziąłem do ręki „Pod kopułą”, zainteresowały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze to, że powieść ta jest niebywale „gruba”, a jednocześnie wydawnictwo Prószyński i S-ka nie oszczędzało na papierze i nie bawiło się w maksymalne miniaturyzowanie książki. Drugą rzeczą, okazała czerwona obwoluta wokół powieści, z której wydawca krzyczał do czytelnika: NAJLEPSZA POWIEŚĆ STEPHENA KINGA! Nieufnie podchodzę do rzeczy, które próbuje się promować na siłę. A szczególnie, jeśli ktoś każe mi wierzyć, że właśnie trzymam w dłoniach najlepszą książkę mistrza horroru, autora ponad 60 innych, mniej lub bardziej udanych, tytułów. Czasami jest to niedobry znak; zdarza się, że taka książka wbrew obwieszczeniu jest po prostu zwykłym gniotem. Nie pozwoliłem dopuścić do siebie tej myśli – zakupiłem więc to tomiszcze i pobiegłem do domu. Tam zdjąłem mini-reklamę, zacząłem czytać... i od razu znalazłem się pod kopułą.

Powieść rozpoczyna się od pojawienia się tytułowej tajemniczej kopuły – niezidentyfikowanej bariery, która z miasta Chester's Mill stworzyła hermetyczną puszkę. Poznajemy Dale'a Barbarę, weterana z Iraku, który obecnie jest kucharzem w restauracji Sweetbriar Rose. Niestety, i w tym zakątku Ameryki nie znalazł dla siebie miejsca – podpadł synowi tutejszej szychy, „Dużego” Jima Rennie, który w Barbiem (bo tak brzmi ksywka byłego porucznika) widział niewygodnego oponenta. Niestety – kopuła sprawia, że Dale zostaje zamknięty w klatce z lwami, które zrobią wszystko, by go pożreć. W międzyczasie dochodzi do podziałów na „my kontra oni”, choć kiedyś było tylko „my, mieszkańcy Chester's Mill”. Miasto przechodzi całkowitą zmianę, bowiem strach uniemożliwia niektórym ludziom trzeźwy osąd i bezmyślnie wierzą oni w ideę Dużego Jima. Oczywiście powstaje też swojego rodzaju opozycja. Oliwy do ognia dolewa rząd Stanów Zjednoczonych, który może jedynie od zewnątrz wydawać polecenia, a na swojego „namiestnika” mianuje Dale'a Barbarę. Ale to wszystko pod kopułą jest jedynie pustym słowem. Klosz sprawił, że w demokratycznym państwie powstaje socjalistyczne miasteczko.

„Pod kopułą” ma świetnie dopracowaną warstwę społeczną. King musiał spędzić mnóstwo czasu na tworzenie postaci na potrzebę tej powieści, co wyraźnie widać, gdy czyta się pierwszą setkę stronic, kiedy to poznajemy mieszkańców zamkniętego miasteczka w stanie Maine. Sam fakt, że na starcie umieszczono mapkę miasta i wykaz najważniejszych bohaterów powieści (który zajmuje, bagatela, 3 strony) sygnalizuje, iż jest to powieść dopracowana pod każdym szczegółem. Warto nadmienić, że King po raz pierwszy usiadł do napisania „Pod kopułą” w roku 1976, ale wątki ekologiczne i meteorologiczne, z których chciał skorzystać, sprawiły, że porzucił ten pomysł; nie chciał, cytuję: „czegoś schrzanić”. Powrócił do książki w 2007 roku i dzięki temu od 9 marca mogliśmy cieszyć się nową powieścią „Króla”.

 

Jeśli zaś chodzi o same postaci, znaleźć można tu to, co w Kingu zawsze mnie fascynowało – stopniowe odkrywanie prawdziwego „ja” bohaterów. Takiego na przykład Jima Renniego znienawidziłem od samego początku, ale i tak autor dał mi parę razy okazję znienawidzić go jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe. Istotnym elementem grozy, który Stephen King wykorzystuje w tej powieści, jest uśmiercanie ważnych dla fabuły osób. Ile razy bym sobie nie powiedział „Nie, nie zrobi tego...”, po jakimś czasie to jednak się działo. Tak – pod kopułą trup ściele się gęsto.

Ważnym dla mnie aspektem tej powieści jest to, że ona naprawdę wciąga i trzyma przy sobie czytelnika. Nie ma w niej miejsca na nudne przerywniki – ciągle coś się dzieje. A zważając na to, że w około 930 stronach Stephen King zawarł wydarzenia z niecałego tygodnia (!) istnienia klosza - to zaiste robi wrażenie. Przerażające było to, jak wielkie zmiany zaszły w mentalności grupy ludzi w tak krótkim czasie.

Stephen King uświadomił mi poprzez tę powieść, jak wiele może zależeć od zwykłego przypadku. Dale Barbara mało co nie uciekł przed uwięzieniem w Chester's Mill. Ale co byłoby wtedy? Czy losy mieszkańców potoczyłyby się podobnie? Później również natykamy się na wiele sytuacji przypadkowych, które powodują obrót sytuacji o 180 stopni. Takie momenty sprawiały, że nie raz w wolnych chwilach zastanawiałem się „co by było, gdyby...”. Co ważne, King potrafił to wykorzystać dla dodatkowego podniesienia ciśnienia. Kolejny smaczek, który ciężko znaleźć gdzie indziej.

„Pod kopułą” nie odstępuje od innych sztandarowych pozycji Kinga jeśli chodzi o styl i język. Jak zwykle, pisarz z Maine bawi się z czytelnikiem – czasami wyprzedzając fakty, czasem spuszczając na coś zasłonę milczenia, żeby odkryć płachtę w niespodziewanym momencie. Jego styl pisania jeszcze długo będzie dla mnie niedoścignionym ideałem rzemieślnictwa w pisarstwie. Jego sposób podnoszenia i utrzymywania napięcia, by w końcowej fazie „wypuścić” wybuchowy moment kulminacyjny to efekt rewelacyjnego warsztatu, którego inni muszą się ciągle uczyć. Śmiem też twierdzić, że od dawna nie czytałem tak dobrego zakończenia u Stephena Kinga. Obawiałem się jakiegoś wymuszonego finiszu, lecz moje wątpliwości zostały rozwiane. Wydawało się naturalne, że ta historia właśnie tak powinna się skończyć. Zakończenia z wiadomych powodów nie zdradzę; sądzę jednak, że więcej osób będzie z niego zadowolona aniżeli zawiedziona.

Jeszcze raz spoglądam na rażąco czerwoną opaskę leżącą na szczycie regału z książkami. I gdy tak czytam po raz kolejny napis NAJLEPSZA POWIEŚĆ STEPHENA KINGA!, tym razem mam wrażenie, że wydawca wiedział, co pisze.


Zimek


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.