Imię wiatru - Patrick Rothfuss - Recenzja

W ostatnim czasie w księgarniach ponownie mogliśmy ujrzeć znany tytuł. Imię Wiatru Patricka Rothfussa, bo o nim mowa, nie jest już nowością – premiera tomu w naszym kraju miała miejsce niemal dekadę temu. Ponowny szturm starym tytułem to częsta praktyka w przypadku powieści, na podstawie których powstały np. filmy czy gry. W tym przypadku jest jednak inaczej, bo nic podobnego się nie wydarzyło – druk Imienia Wiatru wznowiono, ponieważ ta książka wciąż sprzedaje się świetnie. Dlaczego?

Otóż w jednym zdaniu dlatego, że jest fantastyką zupełnie taką, jakiej czytelnik oczekuje, ale jednocześnie zupełnie różniącą się od kanonu. Ponieważ jednak recenzje nie polegają na zamknięciu się w jednym zdaniu, dlatego pozwolę sobie odrobinę rozwinąć temat. Zacznijmy więc od początku: głównym bohaterem Imienia Wiatru jest Kvothe – aktor, mag, genialny muzyk, złodziej i bohater w jednym  – słowem: człowiek legenda. Poznajemy go, gdy do karczmy, w której jest oberżystą, trafia Kronikarz. Ów nieznajomy rozpoznaje w nim legendarnego bohatera i namawia go do opisania dziejów swego arcybogatego życia. Kvothe zgadza się i w ten sposób razem z nim cofamy się do momentu, w którym jest jeszcze dzieckiem i w którym „to wszystko” się zaczęło.

Można by pomyśleć: „no i co w tym wyjątkowego?”. Otóż to, że Rothfuss nie skupił się tu na opisywaniu epickich przygód swojego bohatera - sama fabuła odgrywa tu drugorzędną rolę, a to przecież fabuła stanowi zwykle o tym, czy powieść jest dobra i poczytna, czy też nie. Nie chcę przez to powiedzieć, że fabularnie książce czegoś brakuje – po prostu wydarzenia dzieją się jakby w tle, a czytelnik zmuszony jest przez autora do skupienia się bardziej na myślach bohatera niż na samych jego czynach. Kvothe to najbardziej rozbudowana psychologicznie postać, o jakiej czytałam w lekturach fantasy i właśnie dzięki temu rozbudowaniu ta powieść jest tak wyjątkowa.  Charyzmatyczny, nieprzeciętnie inteligentny bohater oraz to, co dzieje się w jego umyśle, pochłania na długo i wbrew moim obawom dotyczącym psychologicznego przekombinowania, nie męczy czytelnika. Kvothe od początku jest tajemniczą, nieprzewidywalną postacią i po niemal 900 stronach powieści nadal taki pozostaje. Podobno Patrick Rothfuss konstruował tę powieść przez kilkanaście lat – widać to wyraźnie w każdym zdaniu, gdy czuje się jego dokładność i dbałość o szczegóły. Na próżno wysilałam się w poszukiwaniu jakichś nieścisłości, nielogiczności i tego typu zaniedbań, które złośliwie zwykle odnajduję w recenzowanych książkach. Ku mojemu zaskoczeniu i zadowoleniu... nie znalazłam niczego.

 

Sama powieść, choć jest przypisana do gatunku fantasy, klasycznej fantastyki ma w sobie stosunkowo niewiele, co jest kolejną cechą wyróżniającą ją z setek klasyków konwencji. Magia jest, owszem – ale obwarowana prawami i zasadami  - posiada ograniczenia, z których wielu autorów fantasy rezygnuje, bo bez nich w powieści przechodzi  niemal wszystko, a nawet najdziwniejsze rozwiązanie można wyjaśnić magią lub jakimiś niesamowitymi właściwościami czegoś lub kogoś. Fantastyczne stworzenia są, jak najbardziej – ale okazują się bardziej zwykłe i przyziemne niż w większości innych tytułów tego gatunku. Ogólnie można by powiedzieć, że w Imieniu Wiatru magia jest tak naturalna, że w bardzo ograniczonym stopniu ingeruje w życie bohaterów, a jeśli w ogóle, to jest dostępna dla wybranych – tych, którzy się jej uczą, a nie, jak to przeważnie bywa, dla niemal każdego. Dzięki temu zabiegowi cała fantastyka pozostaje tłem, a powieść toczy się właściwie w umyśle głównego bohatera, co stanowi wyjątkowość tej książki i za co chapeau bas w kierunku Patricka Rothfussa.

Myślę, że każdy czytelnik fantasy, nawet jeśli nie czytał jeszcze Imienia Wiatru, to przynajmniej widział tę powieść gdzieś w księgarni lub o niej słyszał -  może dekadę temu, może teraz, a może gdzieś w międzyczasie. Jeśli tak właśnie było, powinniście wciągnąć ten tom na listę obowiązkowych pozycji do przeczytania, bo choć wymaga więcej uwagi niż klasyczne wartkie epic fantasy, jest też dużo więcej warta. Jest to książka, która jako jedna z niewielu ma u mnie swoje miejsce na stałe, ponieważ na pewno do niej wrócę, a tylko takie pozycje warto trzymać na półce. Z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu fanowi gatunku, który jeszcze jej nie zna, a także tym, którzy fantastykę do tej pory omijali – ta książka udowadnia, że fantasy to coś więcej niż magia i smoki.


Shane


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.