Wikingowie. Wilcze dziedzictwo - Radosław Lewandowski - recenzja przedpremierowa
Powiadają, że nie należy oceniać księgi po oprawie i niech mnie Thor Mjölnirem przez pusty łeb zdzieli, jeśli się mylą! Patrząc na ilustrację zdobiącą Wilcze dziedzictwo można stwierdzić, że ktoś tu najwyraźniej ożłopał się piwska i pomylił powieść przygodową z fantastyką. Prawdziwy woj dostaje bowiem rogów jeno wtedy, gdy jego dzierlatka w łożu z innym zalegnie, ale na pewno nie przyczepia ich sobie do hełmu, chyba że życie mu obmierzło i spieszno mu do Walhalli. Plwać jednak na wygląd - jak mawiał stary Ericksson na widok swojej baby - grunt, że w środku jest całkiem przyjemnie.