Wikingowie. Wilcze dziedzictwo - Radosław Lewandowski - recenzja przedpremierowa

Powiadają, że nie należy oceniać księgi po oprawie i niech mnie Thor Mjölnirem przez pusty łeb zdzieli, jeśli się mylą! Patrząc na ilustrację zdobiącą Wilcze dziedzictwo można stwierdzić, że ktoś tu najwyraźniej ożłopał się piwska i pomylił powieść przygodową z fantastyką. Prawdziwy woj dostaje bowiem rogów jeno wtedy, gdy jego dzierlatka w łożu z innym zalegnie, ale na pewno nie przyczepia ich sobie do hełmu, chyba że życie mu obmierzło i spieszno mu do Walhalli. Plwać jednak na wygląd - jak mawiał stary Ericksson na widok swojej baby - grunt, że w środku jest całkiem przyjemnie.

Skald, którego zowią Lewandowskim, postanowił spisać sagę o losach dzielnego, bitnego ludu z Północy. Jak sam mówi, nie jest historykiem, ale faktów trzyma się całkiem solidnie i fantazjować zanadto nie zwykł, więc czarów, klątw i demonów tu nie uświadczysz. Trzeba mu przyznać, że na tradycjach naszych wyznaje się jak mało kto, choć skraeling przecie i węglożerca, a ramię jego bardziej do pióra niż topora nawykło.

Księgę podzielono na dwa główne wątki. Pierwszy skupia się na naszych ziemiach, gdzie jeden z jarlów, Czerwona Tarcza, w wyniku błędów syna wplątał się w walkę z własnymi braćmi, a z czasem zawędrował nawet do odległych ziem, które wy określacie Ameryką, odkrytą rzekomo przez jakiegoś pokurcza, Kolumba. Łeż to oczywista, bo wasi znają się na żeglowaniu jak chłop na rodzeniu, a baba na piciu. Inna sprawa, że skald winien bardziej przyłożyć się do opisania tego fragmentu, bo zachował się przy nim jak gołowąs w łóżkowych zapasach z doświadczoną kochanką - ledwie począł, a już mógł gacie wciągać.

 

Druga część opowiada o wyprawie na Iber, gdzie nasi drengowie walczyli u boku króla Ramira II z mrowiem rosnących w siłę szmacianych łbów lub Maurów, jak określali ich ówcześni Hiszpanie. Lewandowski, choć często i umiejętnie opisuje krwawe bitki, nie stroni też od ukazania różnic kulturowych między nami, wyznawcami Odyna, a wierzącymi w krzyż kristmadami i bijącymi czołem przed Allahem muzułmanami. Ku mojemu zdziwieniu łączy nas zaskakująco wiele, ale ostrzegam, że jeśli wygadacie, że to mówiłem, to natychmiast się wyprę, a was bezlitośnie wybebeszę.

Choć nie sposób odmówić autorowi tego, że dzięki jego sztuce nawet najgłupszy spośród synów Thralla pojmie niełatwą tematykę i da się jej pochłonąć bez reszty, to niestety ma on też swoje za uszami. Mężowie opisywani w jego sadze zdają się pozbawieni charakteru, są nijacy jak woda źródlana – owszem, człek ugasi pragnienie, ale smaku nijak nie poczuje, a i rankiem nie pamięta, że w ogóle miał coś w pysku. Poszczególne osoby stapiają się w jedną, bezlicą masę, przez co naprawdę ciężko się do nich przywiązać.

Nie lepiej wypadają dialogi. Kto to słyszał, żeby dreng w boju ględził jak starucha na targu? Jak tu mielić ozorem, zdania wielokrotnie złożone klecić, gdy tchu w piersi winno braknąć? Ba, pewien Hiszpan potrafił nawet wygłosić długą mowę o hierarchii wojskowej zakonnych, choć niewiele w nim juchy zostało i jedną nogą stał już w swoim Niebie. Dziwi też – jak mawiają mędrcy – „narracja” w drugiej części księgi. Lewandowski sam nie mógł się najwyraźniej zdecydować, czy stylizuje ją na list syna do matki, czy pisze zwyczajnie, nie dziwując przy tym jak saraceńska niewolnica w alkowie. I bądź tu, człeku, mądry.

Zrzędzę jak papar w zamtuzie, ale nie uważam bym przy Wilczym dziedzictwie tylko niepotrzebnie zmitrężył czas. Owszem, nie jest to z pewnością księga idealna, ale cóż takie jest za wyjątkiem bujnych piersi olbrzymki Gullveig, przez które nawet bogowie wzięli się za łby? Jeśli losy synów Odyna nie są ci obojętne, to będziesz zadowolony. Ja czekam już na kolejne tomy.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.