Apostata - Łukasz Czarnecki - Recenzja

Zwykle oficyny podchodzą do debiutantów ze sporą ostrożnością – nie przesadzają z nakładem, nie inwestują zbyt wiele w reklamę czy oprawę: kto wie, czy ktokolwiek się dziełami świeżaków zainteresuje. Tymczasem Insignis zdawało się od początku pokładać spore nadzieje w Łukaszu Czarneckim, bo nawet niespecjalnie śledząc nowości, natrafiłem kilka razy na wzmianki o Apostacie, a i jakość wydania - z twardą oprawą na czele - sugeruje, że liczono na rynkowy sukces. Możliwe, że nie bezpodstawnie.

Na początku należałoby wyjaśnić jedną rzecz. Wbrew temu, co sugeruje dział marketingu, Apostata ma niewiele wspólnego z horrorami w stylu Lovecrafta i wypadałoby go raczej określić jako powieść detektywistyczno-przygodową z lekkim - tycim, tyciutkim - elementem grozy. Mnie ten stan rzeczy jak najbardziej pasuje, ale jeśli liczyliście, że będziecie ze strachu trzęśli się pod kocami, to radzę poszukać czegoś innego. Ci, którzy ciepło wspominają choćby Dziwną sprawę Skaczącego Jacka czy gry komputerowe o Sherlocku Holmesie, powinni za to nadstawić uszu.

Rzecz dzieje się w fikcyjnym kraju stylizowanym na Anglię z okolic XIX wieku. Na ulicach wciąż królują jeszcze dorożki i omnibusy, ale pojawiają się pierwsze maszyny spalinowe i upowszechnia się przyzwoitej jakości broń palna. Otwartych odniesień do świata realnego jest zresztą znacznie więcej, bo bez trudu można wyłowić inspiracje Rosją czy ludami i religią Bliskiego Wschodu. Znalazło się też jednak miejsce dla elementów ponadnaturalnych w tym magów bojowych, nekromantów oraz kultystów. Całych rojów demonicznych kultystów.

 

Ci ostatni są głównym obiektem zainteresowania policyjnego wydziału do spraw walki z okultyzmem, w którego skład wchodzą dwaj główni bohaterowie: Arthur Wellington oraz Karl Hangbeck. Książkę podzielono na trzy osobne utwory, z których zdecydowanie najwięcej miejsca otrzymał tytułowy Apostata. Niezależnie od tego, czym konkretnie Arthur i Karl się w danej chwili zajmują - swoją drogą nie łączy ich wcale relacja w stylu Sherlock-Watson - z punktu widzenia czytelnika wrażenia są raczej podobne. Czyli przyzwoite.

Czarnecki stawia na sprawdzone rozwiązania i rzadko kiedy próbuje czymś zaskoczyć, a nawet jeśli mu się to udaje - jak w przypadku ogromnego międzynarodowego konfliktu, będącego rozdętą, rozciągniętą na dziesiątki lat wersją pierwszej wojny światowej - to przewija się to gdzieś z boku i niespecjalnie wpływa na wątek główny. Śledztwa Arthura i Karla każdorazowo wiążą się z poszukiwaniem lokalnej siatki kultystów, którzy za pomocą krwawych rytuałów starają się przywołać istoty z zaświatów. Choć podobnych historii czytaliście już na pęczki, prawdopodobnie nie będziecie się nudzić, bo Czarnecki ma przyjemny, plastyczny styl, który wzbudził we mnie niejasne skojarzenia z dziełami Andrzeja Pilipiuka z powieści pozbawionych Wędrowycza. Apostatę cechuje ten sam specyficzny muzealno-historyczny sznyt, za każdym razem kojarzący mi się z przekopywaniem się przez skarby zgromadzone na babcinym strychu.

Autor nieźle radzi sobie też z tworzeniem postaci. Kilka z nich - ze szczególnym uwzględnieniem pewnej dziennikarki - zostanie ze mną pewnie na dłużej i chętnie dowiedziałbym się o nich czegoś więcej. Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o wspomnianych sługach ciemności. Kultyści, nawet ci ważniejsi, wypadają dość operetkowo: są mroczni, paskudni, nie myją zębów i ogólnie córki bym raczej za nich wydawać nie polecał. Zlewają się w jedną, bezkształtną, bezosobową masę i choć dopiero odłożyłem powieść na półkę, nie potrafiłbym powiedzieć, jak się nazywali. Brak im charakteru, a przez swą jednoznaczność są zwyczajnie nudni. Co dziwne w scenach z ich udziałem Czarnecki potykał się także w naprawdę niezłych skądinąd dialogach, uciekając się do drewnianych, potwornie wytartych sloganów rodem z filmów z lat 90. Serio - spójrzcie, co wygaduje pod koniec jeden z głównych przeciwników. Zamiast z podnieceniem przebijać się przez kluczową bądź co bądź scenę, z trudem powstrzymywałem śmiech.

Apostata jest jedną z tych książek, które być może nie zachwycą, ale z całą pewnością nie zawiodą, co czyni ją uniwersalnym, względnie bezpiecznym wyborem dla każdego miłośnika fantastyki. Jak na debiut Czarnecki spisał się naprawdę dobrze i ciekaw jestem, jak rozwinie swój talent.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.