Taniec nad przepaścią - Elena Malinowska - Fragment #2

— Chodźmy, coś ci pokażę.
Ewelina z nietajonym żalem wstała od stołu. Zerknęła jeszcze na apetyczne jedzenie i nie mogąc się powstrzymać, wsunęła najbardziej przypieczony pierożek do kieszeni.
— No nie bój się, jeszcze się najesz — mężczyzna niecierpliwie poganiał bratanicę. — Nikt cię nie będzie głodził.
Z tymi słowami wyszli na pokład. Dziewczynka była tak zaskoczona, że aż się cofnęła. Mgła. Z przodu, z tyłu — wszystko okryte białą mgłą. Najmniejszego wiatru. Ogromne płótna żagli zwisały nieruchomo. Powietrze było tak gęste, że można je było czerpać i jeść łyżkami. Dziewczynka zbliżyła się do burty i ostrożnie się rozejrzała. Niczego nie mogła dostrzec. Jakby statek nie płynął, a zamarł w mlecznej bryle.
— Co to? — zapytała Ewelina. — Stoimy w miejscu?
— Tak naprawdę statek płynie teraz z zawrotną prędkością. — Mag nie mógł się powstrzymać od uśmiechu zadowolenia. — Z taką, że gdyby nie powzięte nadzwyczajne środki ostrożności, podróżujący doświadczyliby wielu niewygód. Na przykład na pokładzie byłoby nadzwyczaj nieprzyjemnie. Zdmuchnęłoby nas, w pełnym znaczeniu tego słowa. A tak... po prostu rozkosz. Ani kołysania, ani piratów. Jedyny kłopot, że do końca podróży nie można się ze statku wydostać. Nawet za burtę nie da się wypaść.
— Dlaczego? — dziewczynka zręcznie prześliznęła się pod balustradą i zakołysała na krawędzi niewidocznej przepaści. — To znaczy, że jeśli zrobię teraz krok do przodu, to...
— Zabawne przyzwyczajenie, wszystkiego doświadczać na sobie — przerwał jej mag. — Kiedyś nieźle oberwiesz. Ale, jeśli się upierasz...
Mężczyzna jednym krokiem pokonał dzielącą ich odległość. I, uśmiechając się do własnych myśli, zręcznie oderwał palce Eweliny wczepione w poręcz. Zrobił to na tyle szybko, że dziewczynka nawet nie zdążyła się wystraszyć. Chwila swobodnego opadania, od którego zaszumiało w uszach i znów stała obok Ronniego.
— Super — zachwyciła się. — Dużo siły potrzeba na taką magię?
— Tak naprawdę, niedużo — niechętnie przyznał mężczyzna. — Wiesz, na razie najszybszym sposobem podróżowania pozostaje teleportacja. Ale używając jej, traci się mnóstwo energii. Wszystko zależy od odległości i ciężaru przemieszczanych przedmiotów. Sądzę, że gdybym naprawdę musiał, mógłbym dotrzeć do stolicy teleportując nas oboje. Ale następne pół roku byłbym na wpół żywy. Niedopuszczalny zbytek. I prawdziwy prezent dla moich wrogów. Dlatego już od dawna istnieje mniej traumatyczny sposób. Robi się zapasy magicznej energii i przechowuje ją w specjalnych naczyniach, tak zwanych energokulach. Później można tę energię wykorzystywać do różnych celów: do ochrony, ataku, a w naszym przypadku do podróży. Wszystko, co musi poświęcić mag, to odrobina siły, żeby przyciągnąć energię i skierować ją na określony obiekt. I oto otrzymujemy pewnego rodzaju odpowiednik mający wszystkie zalety teleportacji i sprzyjającego wiatru.
— I tak niczego nie rozumiem — uczciwie przyznała dziewczynka. — A dlaczego nie można wypaść za burtę?
— Dlaczego, dlaczego — burknął z niezadowoleniem mag i krótko podsumował: — Dlatego. Żeby nadmiernie ciekawskie dziewczynki nie zostały zdmuchnięte do oceanu, statek znajduje się w energetycznym kokonie.
Ewelina mruknięciem wyraziła zrozumienie i pośpieszyła za stryjem do mrocznej kajuty. Wystarczy na dzisiaj skoków w nieznane. Więcej ryzykować nie chciała. Ronnie, powróciwszy za stół, wybrał największy pieróg i już chciał zatopić w nim mocne białe zęby, kiedy w posiłku przeszkodził mu sługa. Niewysoki, przysadzisty chłopak, prześliznął się w cieniu drzwi i pochylając się w pełnym szacunku ukłonie, szepnął coś magowi na ucho.
— Niemożliwe. — Ronnie, tłumiąc gniew, uderzył pięścią w stół. Ewelina omal się nie udławiła. Sługa pochylił się jeszcze niżej, choć wydawało się to niemożliwe, i referował dalej. Dziewczynka wytężyła słuch, na próżno jednak. Nie usłyszała nic.
— Zaraz przyjdę — powiedział w końcu mag, ruchem ręki odsyłając chłopaka precz. — Będziesz musiała, dziecinko, pobyć chwilę sama. Pojawiły się pewne nieprzewidziane komplikacje.
Dziewczynka nie zdążyła zaprotestować, gdy mężczyzna żwawo wstał i wyszedł, mocno trzaskając drzwiami. Zresztą niezbyt długo przyszło Ewelinie za nim tęsknić.
Ronnie wkrótce wrócił, milczący i rozdrażniony do granic możliwości.
— Pójdziesz ze mną — zarządził tonem niedopuszczającym odmowy. — Przyda ci się, jeśli zobaczysz, co dzieje się z tymi, którzy nie traktują poważnie moich słów.
Zaintrygowana Ewelina posłuchała rozkazu. Długo schodzili wąskimi, ciemnymi schodami, docierając
do coraz niższych pokładów statku. Potem z trudem przedarli się przez rząd niedbale rzuconych worków i przecisnęli się do małego kubryka. Ronnie odsunął się, by dziewczynka mogła przyjrzeć się uważnie widokowi.
Wzrok powoli przyzwyczaił się do ciemności. Ewelina zauważyła zarys skrzyń zwalonych niestarannie pod jedną ze ścian. Wokół tłoczyli się marynarze, którzy, gdy tylko zobaczyli maga, natychmiast umilkli. Na podłodze zamajaczył ruchomy cień i Ewelina bezwiednie spojrzała do góry.
Wprost nie do wiary, jak Zarze udało się podciągnąć do tak wysoko osadzonej belki. Tak czy inaczej, służąca wpadła na pomysł, żeby przerzucić przez nią sznur, zaczepić tam pętlę i powiesić się. Ciało huśtało się lekko, jakby kobieta wirowała w dziwnym i tajemniczym walcu z niewidzialnym tancerzem.
Dziewczynka zachwiała się. Zjedzone niedawno śniadanie gwałtownie podeszło jej do gardła.
— Cierp — chłodno rzucił Ronnie. — Uwierz mi, w szkole magii będzie gorzej.

Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.