Nawiedziny - Antologia - Fragment #2

Leśnik Celestyn poskrobał się za lewym uchem i zaklął szpetnie. Termin złożenia kwartalnego sprawozdania minął kilka dni temu, a sakramencki dokument jakoś nie chciał zrobić się sam. Celestyn zacisnął zęby i z miną człowieka absolutnie świadomie decydującego się wejść pod lodowaty prysznic przysiągł sobie, że nie ruszy się od biurka, zanim nie ukończy papierkowej roboty, której serdecznie nienawidził.
Chcąc naprawić u przełożonych fatalne wrażenie wywołane opieszałością, zdecydował, że osobiście zawiezie sprawozdanie do nadleśnictwa i równie osobiście nakłoni przyjmującą je panienkę, by opatrzyła dokument wsteczną datą wpłynięcia. A żeby uczcić zakończenie nieprzyjemnej sprawy, zorganizuje pojutrze niewielką popijawę dla grona najbliższych znajomych. Pragnąc zawiadomić przyjaciół z odpowiednim wyprzedzeniem, natychmiast wysłał im po mejliku.
Muf Fiozo przeciągnął się i westchnął rozdzierająco. Wyjrzał przez okno, ale piękna pogoda napawała go niesmakiem. A jeszcze miesiąc temu było tak cudownie... Niestety, czarodziejka, która łudziła się, że jest kobietą jego życia, miała mu za złe zbyt - jej zdaniem – bliskie stosunki z hl 90210, seksowną kobietą cyborgiem, którą czas temu jakiś zmontował w pijanym widzie z resztek ufo, jakie pozostały w lesie po katastrofie zwanej oględnie meteorytem wspanialewskim. Z wściekłości odebrała Mufowi to, co miał najdroższego - umiejętność zapadania w stan błogosławionego upojenia. Założyła mu totalny immunitet na alkohol, po czym zniknęła. Początkowo pił na umór, wierząc, że jeśli wytrąbi odpowiednio dużo procentów, odporność zniknie. Niestety, magiczka znała się na robocie, a rozkoszny rausz, do którego tak tęsknił, był równie osiągalny jak kraniec tęczy. Zrozpaczony i obrażony na cały świat, sam nie wiedząc, po co, poszedł z wizytą do hl 90210, która po potężnej awanturze z czarodziejką zamieszkała w opuszczonym budynku w sąsiedztwie. Następnego dnia rano pod dom seksownej cyborg podjechała na sygnale karetka reanimacyjna. Muf w stanie kompletnej katatonii i krańcowego wyczerpania, z kroplówką wbitą w ramię, został odwieziony do szpitala, natomiast hl 90210 zdawała się cieszyć dobrym humorem. Krzątała się po obejściu, podśpiewując metalicznym sopranem i zmysłowo polerując sobie pancerzyk. Po kilku dniach nieszczęśnik odzyskał nieco sił witalnych i został wypisany do domu, jednak jego przygnębienie było głębokie jak Rów Mariański, a immunitet wciąż działał. Co gorsza, Fiozo nie miał pojęcia, co właściwie wyprawiał z dziewczyną androidem, ponieważ jego pamięć zaszwankowała równie definitywnie jak jego organizm. Teraz przewracał się na łóżku i wgapiał w sufit. Nagle zmarszczył brwi. Może jeszcze nie wszystko stracone, może da się coś zrobić z tym immunitetem. Jutro pojedzie do szamana, który przyjmuje w mieście powiatowym.
Mosze Wodotrysk, przywódca spisku Żydów, odebrał zaszyfrowanego mejla. Jego emisariusz, mający za zadanie siać niezgodę w stolicy Boliwii, pragnął go o czymś powiadomić. Niestety, Moszemu nie było dane doczytać o czym mianowicie, bo jego komputer zatrzeszczał obscenicznie, wypuścił z siebie kłąb zielonkawego dymu i odmówił współpracy. Mosze westchnął. Doskonale zdawał sobie sprawę, że już dawno trzeba było się zaopatrzyć w nowy sprzęt, a nie uczynił tego wyłącznie przez karygodne sknerstwo. Uroczyście obiecał sobie, że jutro pojedzie do powiatu, gdzie funkcjonował całkiem nieźle zaopatrzony sklep komputerowy. Wodotrysk szarpnął pejsy i jak co dzień pobłogosławił sam siebie za pomysł zamieszkania we Wspanialewie. Zachichotał z cicha. Choć w istnienie ogólnoświatowego spisku Żydów nikt nie wątpił, a niektórzy politycy otrzymywali od swoich informatorów przecieki o jego planach, tu czuł się stuprocentowo bezpieczny. W sennej wiosce nikt go nie wyśledzi, nikt mu nie przeszkodzi, tutaj może obmyślać swój szeroko zakrojony projekt przejęcia kontroli nad światem.
Sołtys Wspanialewa Górnego, towarzysz Winnicki, na chwilę oderwał się od pracy. Lubił wyzwania intelektualne, hobbystyczne tłumaczenie „Kalewali” na język Basków, nad którym ostatnio pracował, było na ukończeniu. Nagle jego wzrok padł na stosik urzędowej korespondencji. Na samym wierzchu spoczywało zaproszenie na naradę, jaka nazajutrz miała odbyć się w siedzibie urzędu powiatowego. Zaklął z cicha w dziewięciu językach. Nie ma siły, obowiązki urzędowe to obowiązki urzędowe, mus to mus. Trzeba będzie jechać. Może uda mu się namówić Wodotryska, żeby zawiózł go tam swoim autobusem, który swojego czasu znalazł na złomowisku, podszykował nieco, pomalował na cieszące oko kolorki i bez opamiętania rozbijał się nim po okolicy.

Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.