Błękitny Księżyc, cz.2 - Simon R. Green - Recenzja

Po lekturze pierwszego tomu „Błękitnego Księżyca” byłam zadowolona. Opowieść nie zawiodła mnie i dostarczyła mi dokładnie tego, czego od niej oczekiwałam: łatwo przyswajalnej, dynamicznej historii ze szczyptą sarkastycznych żartów. Jak to zwykle bywa tom pierwszy powinien pozostawić niedosyt i niedopowiedzenia, które skutecznie zachęcają do sięgnięcia po drugą część. Tutaj także nie byłam rozczarowana. Czy kontynuacja powieści stanęła na wysokości zadania?

Musiała stanąć... bo to nie kontynuacja. W jej przypadku odczuwa się wyraźnie różnice między poszczególnymi tomami; szczególnie, kiedy na następną część trzeba czekać, bo autor dopiero ją tworzy. Tutaj jest inaczej, w treści żadnego podziału na tomy nie da się dostrzec. Dzieje się tak dlatego, że książka napisana przez Simona R. Greena w oryginale stanowiła całość (wydana po raz pierwszy w 1991 r.), autor więc nie „dawkował” czytelnikom swojej historii, a od razu zaoferował im kompletną powieść.

Simon R.Green jest doświadczonym pisarzem, widać to coraz wyraźniej w dalszej części utworu, czyli w drugim tomie „Błękitnego Księżyca”. Na początku historia sprawiała wrażenie łatwej, baśniowo pachnącej opowieści o prostej budowie i fabule. Teraz opowieść zapętla się i komplikuje, dzięki czemu czytanie przychodzi jeszcze łatwiej, bo powieść staje się ciekawsza i trudno się od niej oderwać. Dynamika zwiększyła się znacznie nawet w „wolniejszych” wątkach, o których wspominałam w recenzji pierwszej części. Tym bardziej, że właśnie w nich kryje się większość mrocznych tajemnic, o których czytelnik dowiaduje się powoli, za pomocą skrawków wyłowionych ze słów postaci. Najciekawsze jest to, że im więcej tych skrawków jest, im bardziej sytuacja powinna się klarować, tym bardziej się zapętla. Zdawałoby się dobre rozwiązanie pociąga za sobą szereg konsekwencji, wynikających z kolejnych tajemnic ukrywanych w mrokach zamku.

 

W pierwszej recenzji wspominałam o tym, że postaci nie są bardzo złożone i można je opisać za pomocą kilku przymiotników. W dalszej części powieści autor poświęcił im więcej uwagi. Wyjaśnia ich pobudki, wyjawia przeszłość, a czasem i plany na przyszłość. Dzięki temu bohaterowie stają się dużo bardziej wyraziści, ludzcy, łatwiej się z nimi identyfikować, próbować zrozumieć ich rozterki. Zyskują i tracą w oczach czytelnika, w zależności od swoich kolejnych decyzji i posunięć. Trudno więc jednoznacznie przypisać poszczególnym postaciom łatkę „dobrego” lub „złego”, jak to w życiu: nic nigdy nie jest białe albo czarne.

Początkowo trudno było jednoznacznie stwierdzić, kto jest głównym bohaterem powieści. Teraz na tę pozycję ponownie wysunął się najpoważniejszy do roli pierwszoplanowej kandydat: Rupert. Na początku trochę zapomniany, zarzucony przez wątki zamkowe, teraz wysuwa się na pierwszy plan. Widać już wyraźnie, że to on jest osią tej historii i że wokół niego wszystko się będzie rozgrywać. Natomiast jeśli chodzi o postać „głównego złego”, autor nadal dzieli uwagę czytelnika na zagrożenie ze strony demonów od zewnątrz i zagrożenie ze strony spiskowców wewnątrz dworu. Przez większość książki Książę Demonów istnieje tylko z nazwy, jego wpływy natomiast są już jak najbardziej realne. Jego słudzy, potwory i demony, sieją zniszczenie wszędzie, aż w końcu jedyną ostoją jest zamek królewski. Choć w środku panuje względny spokój, tak naprawdę dzieje się tam wcale nie lepiej niż na zewnątrz – spiski i zdrady powoli degenerują królestwo, a trup ściele się gęsto, ułatwiając Księciu Demonów pozbycie się ostatniej garstki opornych zamkniętych za murami zamku. Tak oto kolejny raz widać, że nawet w obliczu zagrożenia ludzie nie są w stanie zjednoczyć się, zapomnieć o własnych samolubnych celach, władzy i bogactwie. „Demony zabijają, by żyć i żyją, by zabijać”, ale na ich tle ludzie wypadają gorzej...

Po lekturze drugiej części nie mogę już powiedzieć, że to powieść lekka i przyjemna. Prosta historia w znanym świecie przerodziła się w zawiłą opowieść o przyjaźni i zdradzie, o czynach i ich konsekwencjach, o powinnościach i uczuciach. Owszem, czyta się ją łatwo i sprawnie, przez szybką akcję i prosty język. Ale pod przykrywką bajkowego świata smoków i rycerzy, widać zgniliznę, za którą odpowiedzialność ponosi nie wyimaginowane zło, ale sami ludzie. Polecam.


Shane


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.