Relacja z Dragona 2010

» Zobacz pełną galerię Dragona 2010!

Na początku przyznam szczerze - moje zainteresowanie grami bitewnymi jest znikome. Raptem dwa razy zagrałem w jakieś karcianki RPG, a o figurkowym „Warhammerze” czy „Władcy Pierścieni” słyszałem tylko przez przypadek. Nie muszę więc dodawać, że zmierzając na tegoroczną edycję Dragona, czułem się co najmniej nieswojo. Mimo to byłem ciekaw, jak naprawdę wygląda świat gier fantastycznych, który tak mylnie kojarzony jest z dziecięcymi grami typu „Grzybobranie”.

Konwenty - Dragon 2010

Konwent podzielony był na dwa dni – 29 i 30 maja (odpowiednio sobota i niedziela). Pierwszy dzień był jednocześnie dniem głównym: trwał on bowiem od 10 do późnych godzin nocnych, podczas gdy dzień drugi trwał według programu zaledwie do 15. Przed przestąpieniem progu szkoły numer 19 w Lublinie, gdzie odbywał się konwent, myślałem że to stanowczo za mało; gdy jednak ogarnąłem wzrokiem korytarze, które w dni powszednie są więzieniem dla nieszczęśliwych uczniów, zrozumiałem, dlaczego Dragon nie liczy sobie więcej „czasu antenowego” - konwent ten cieszy się bowiem małą popularnością. Na zdjęciach, które są zamieszczone do tej relacji, możecie zobaczyć, o co mi chodzi. Frekwencja na prelekcjach była dramatycznie niska, najwięcej naliczyłem bodaj 15 osób na jednym wystąpieniu. A szkoda, bo niektóre poruszane tematy były ciekawe (np. fantastyka w malarstwie).

Słaba popularność konwentu miała jednak – a przynajmniej dla mnie – jeden duży plus. Otóż udało mi się, po raz pierwszy, zagrać w figurkowego „Warhammera”, którego wcześniej znałem jedynie z komputerowych dzieł od studia Relic. W sobotę bowiem przy bitewniakach było zupełnie pusto, a osoby, które miały swoje stanowiska wyznaczone na czas konwentu, po prostu bezczynnie stały i czekały na kogokolwiek. Pozwoliło mi to spokojnie poznać mechanizmy rozgrywki, a gdy dołączyły inne osoby – też nieobeznane w temacie – można było spokojnie zagrać partyjkę. I myślę, że Dragon jako reklama gier fantastycznych bardzo dobrze się sprawował – kto w nic nie grał, mógł zagrać, a kto już grał, mógł spokojnie poznać inne karcianki czy planszówki.

Konwenty - Dragon 2010
 

Skłamałbym, gdybym nie powiedział, że jednymi z moich ulubionych części konwentów są konkursy. Nie zabrakło ich i na Dragonie, chociaż... były pewne zgrzyty. Jeden konkurs został w ogóle odwołany (Konkurs starych gier komputerowych), a inny został potraktowany po macoszemu (konkurs na najlepszego MG); stwierdzono, że nie ma po co podejmować rywalizacji i najzwyklej w świecie rozdano trzem stawiającym się do rywalizacji osobom nagrody. Co prawda nie byłem na wszystkich zawodach, ale udało mi się spędzić miło czas na konkursie muzycznym, który to udało mi się wygrać. Ale tu wracam do punktu wyjścia – jaka satysfakcja jest z tego, że rywalizowało się z czterema innymi zespołami, w tym z dwoma które na dobrą sprawę mogły odpuścić sobie stawanie w szranki?

Kolejnym punktem programu, który miał przykuć uwagę odwiedzających, były pokazy: kaskaderskie i „fireshow”. Napisałem „miał”, bowiem nie do końca spełnił swoją rolę, a przynajmniej w moich oczach. Już bowiem pierwszy z nich przekonał mnie, że te pokazy to nic innego jak tylko zapychacz dziury. Dwójka skaczących przez siebie chłopaków tylko na chwilę robiła wrażenie; zabawa skończyła się po paru minutach, gdy jeden z nich doznał kontuzji. Sytuację ratowali dwaj inni uczestnicy show, prezentując efektowną walkę na kije. Niesmak jednak był, skoro całe przedstawienie trwało około 10 minut – nie tego się spodziewałem, a na następne pokazy, z racji kolizji z konkursem i późną porą postanowiłem ominąć. Nie mogę więc wypowiedzieć się co do pokazu poskramiania ognia; jedyne co mogę dodać z suchych faktów to informacja, że kaskaderkę i „fireshow” wykonywały dwie inne grupy, więc pokaz ogni mógł być naprawdę gorący.

Konwenty - Dragon 2010

Drugiego dnia, to jest w niedzielę, odbywały się turnieje gier bitewnych – korytarz pełniący rolę miejsca rozgrywek, oraz mała salka, w której były zaplanowane zawody „Warhammera”, były pełne od graczy. Dodatkowo, jeśli ktoś nie był fanem bitewniaków, w tym czasie odbywały się warsztaty witrażu i biżuterii organizowane przez Lubelską Szkołę Sztuki i Projektowania; cieszyły się one – jak na frekwencję ogólną konwentu – dość dużą popularnością, nie tylko wśród płci pięknej. Jeśli jednak ktoś nie interesował się żadną z tych rozrywek, był zgubiony – nic ciekawego bowiem w tym czasie się nie działo. Odbywały się jakieś prelekcje, ale nie były one wykazane w informatorze Dragona. Teraz też pozwolę sobie przeskoczyć na temat organizacji konwentu, która w niedzielę dała mi się właśnie najbardziej we znaki.

Konwenty - Dragon 2010

Dragon cierpiał na wiele problemów natury technicznej. Przenosiny sal, które były w ostatniej chwili podejmowane, mocno utrudniały funkcjonowanie na konwencie. Dodatkowo niedzielny program prelekcji był, mówiąc delikatnie, niedokładny. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem co się właściwie dzieje – w czasie warsztatów nie powinno być nic innego, a tu w innej sali ktoś wykładał do małej grupki osób. Skąd on się tam wziął? Wyżej wspomniana sprawa konkursu na MG też miała miejsce w niedzielę – nieciekawie świadczy to o twórcy konkursu, który wolał grać w karciankę niż wykonać swoje zadanie. Chętnie też ponarzekam na salę sarmacką, bowiem nigdy nie udało mi się trafić na moment, gdy coś się tam działo. W niedzielę była ona w ogóle zamknięta, choć w programie konwentu miała ona zaplanowany event. Doszły mnie też słuchy o paru problemach, które aż nadto mi się nie spodobały. Pierwsza, usłyszana przypadkiem i nie wiem jak się zakończyła i czy rzeczywiście miała miejsce, to sprawa wnoszenia opłaty za konwent. Osoby, które coś robiły na konwencie (np. prelekcję lub konkurs) wchodziły za połowę ceny. Ponoć w pewnym momencie stwierdzono, że wszyscy mają płacić pełną kwotę, to jest 15 złotych. Bardzo mnie to zdziwiło, ale jaki ta sprawa miała finał – tego nie wiem. Druga, już pewniejsza, to sytuacja której bałem się od początku, gdy tylko dowiedziałem się, gdzie Dragon się odbędzie. Otóż w pewnym momencie na teren szkoły weszło około 20 osiedlowych dresów, i raczej nie chcieli pograć w „Ghost Stories”... W każdym razie była ostra kłótnia, pojawiła się policja, sprawę zakończono pokojowo. Wydaje mi się jednak, że do takich sytuacji dojść absolutnie nie powinno, psuje to bowiem klimat konwentu, a i sami uczestnicy czują się niepewnie.

Można sporo na Dragona ponarzekać, ale nie można też stwierdzić, że był kompletną klapą. Dzięki słabej frekwencji były okazje, aby spokojnie pograć w gry, nawet jeśli się ich wcześniej nie znało, pobawić się na konkursach, posłuchać paru ciekawych słów od ludzi, którzy też interesują się fantastyką w wielu różnych formach. A że Dragon od zawsze stoi w cieniu Falkonu, największego lubelskiego konwentu fantastycznego i jednego z najlepszych w Polsce, to nie można od niego wymagać himalajskich szczytów.

» Zobacz pełną galerię Dragona 2010!


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.