Skocz do zawartości

Superkarpik

Użytkownicy
  • Postów

    548
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Superkarpik

  1. Mg jest zawsze nawet jeżeli nie jest oficjalny. Ktoś z was musiał wymyśleć fabułę rozgrywki i ktoś musiał wiedzieć co się stanie za rogiem. Nie mniej jednak pomysł, że wszyscy są Mg wydaje się dosyć ciekawy. Możesz coś więcej napisać na ten temat?
  2. Superkarpik

    Seriale fantastyczne

    No właśnie gdzie jest szata? Kenobi nosił jednocześnie zbroję i szatę co kozacko się komponowało. Serial nie pokazuje całości wojen klonów bo był swoistą zajawką na temat 3 epizodu. Wyjaśnia w fajny sposób skąd bitwa na Coursant i dlaczego Grevious tak kaszle na swoim statku. Wyjaśniają tez skąd anakin ma nową rękę. Vier, nie mów że lubisz tego dzieciaka. Nóż mi się w kieszeni otwiera na sam dźwięk jej imienia
  3. Też chcę być stratowany przez Pilipiuka ;D Chyba wezmę ze sobą wszystkie książki jakie mam o wędrowyczu. Myślicie że podpisze też "Panią Jeziora" ? ;D
  4. - Gabriel! Mamy gościa! – zawołała radośnie matka nastolatka. Prowadziła właśnie zapowiedzianego gościa do salonu. Tajemniczy nieznajomy usiadł naprzeciwko niego. Był to średniego wzrostu mężczyzna. Choć wyglądał na jakieś trzydzieści, może czterdzieści lat, miał śnieżnobiałe włosy. Ubrany był w czarny garnitur. - Powiedz mi Gabrielu. – zaczął nieznajomy – jak podoba ci się w nowym elementariacie? - Szkoła jest świetna proszę pana. - A jak podoba ci się boisko? - Trochę zaniedbane ale może być. - Widzisz, w przyszłości będę chciał zmienić w tej szkole wiele rzeczy. I nie tylko w tej szkole. Czy gdy ten czas nadejdzie mogę liczyć na twoją pomoc? - Oczywiście proszę pana. – Gabriel odpowiedział bez wahania. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. - A jednak odwróciłeś się ode mnie plecami… Gabriel nagle zrozumiał kim jest jego gość. W jednej chwili cały dom stanął w płomieniach. Stół, telewizor, regały z książkami, a nawet fotele na których siedział z gościem. Ów gość nie miał już nawet na sobie wcześniejszego garnituru lecz długą czarną szatę z kapturem nasuniętym na głowę. - Miałeś się ode mnie nie odwracać! Gabriel otworzył szeroko oczy. Leżał na jakimś twardym łóżku przykryty białym kocem Cuchnącym lekami. Znajdował się w dużym pokoju. Pełno tu było łóżek i szklanych naczyń pełnych wielobarwnych substancji. Gdy zaczął się rozglądać, okazało się, że jest w tym pomieszczeniu zupełnie sam. Po chwili udało mu się wstać. Od razu zaczął masować się po klatce piersiowej. Nie wiedzieć czemu, czuł ból w tym miejscu. Dopiero teraz sobie wszystko przypomniał. Pojawienie się tutaj. Walka ze starcem. Wizja płonącego budynku. No właśnie, pomyślał gorączkowo. Muszę znaleźć moich rodziców! Nastolatek nerwowo rozglądał się w poszukiwaniu drzwi. Gdy je w końcu znalazł i otworzył, znalazł się na długim korytarzu. Cały budynek był zrobiony z cegły tak jak stare zamki na pocztówkach, które pamiętał z elementariatu. Wszedł do pierwszego pokoju jaki zobaczył. W środku znajdowały się regały z książkami. Całe mnóstwo. pomieszczenie było wielkie jak supermarket, a każda półka na książki miała prawie trzy metry wysokości. Gdzie niegdzie można było dojrzeć drabinę na kółkach przyczepioną do regału. Widok ten niezwykle onieśmielił i jednocześnie zaciekawił Gabriela. Nigdy nie widział tylu książek naraz. Gdy zaczął chodzić pomiędzy regałami zdziwiły go same tytuły książek. Pyromatyka. Faunomorfia zaawansowana. Nosferacja wschodnio europejska. Chwycił książkę której tytuł zrozumiał. Ogień w dłoni. O ile pierwsza strona była prosta, to też treść całej książki była dla niego nie do zrozumienia: Solaris rex – Słońce w dłoni Umieść dłoń w 14 części swojego ciała. Pamiętaj aby być skierowanym odwrotnie do bieguna Mantikory. Zegnij palce na trzech i jednej czwartej miary całkowitej. Unieś spód dłoni ku niebu. Chwyć drugą dłonią od spodu dłoń prowadzącą tak, aby linie życia stykały się. Następnie wypowiedz inkantację. Gabriel zaczął przewracać kolejne strony w poszukiwaniu końca zaklęcia. Jakieś siedem stron dalej natknął się na słowa: Gdy sformujesz już kulę żarzącą się niczym słońce możesz użyć jej w jakże destrukcyjnym celu… To naprawdę są księgi zaklęć, pomyślał w zadumie. Nagle usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Przestraszony szybko odłożył księgę na miejsce. Po chwili zobaczył Tego samego starca, który ściągnął go tutaj. - Tak właśnie sądziłem, że cię tu znajdę, Gabrielu. - To są księgi na temat magii? - W większości – przytaknął Magnus – wiele z nich to ostatnie istniejące egzemplarze na świecie. Klan Ukrytych posiada największe zbiory wiedzy magicznej ze wszystkich podobnych organizacji. - Po co się tego uczycie? - Czy to nie oczywiste Gabrielu? – Magnus uśmiechnął się wyjątkowo ciepło – żeby móc przekazać tę wiedzę tobie. - Dlaczego właśnie mi? Jestem zwykłym nastolatkiem. - Niedaleko od twojego domu potraktowałeś mnie pociskiem z wiatru. Tutaj próbowałeś mnie podobnym przepołowić. Następnie, chciałeś wywołać lawinę śnieżną, w czym ci na szczęście przeszkodziłem. – starzec wskazał na bandaż na klatce piersiowej chłopaka. – Nadal uważasz, że jesteś zwykłym nastolatkiem? - To nie tak… - Kiedy odkryłeś, że posiadasz taką moc? - Kilka lat temu. Obejrzałem kilka filmów o nadprzyrodzonych zdolnościach. Zacząłem udawać, że też coś takiego posiadam. Pewnego dnia… Tak jakoś… - Jednak nie obnosiłeś się zbytnio tą mocą prawda? Użyłeś jej na mnie dopiero, gdy poczułeś się zagrożony. - Tak… - Magnus wyczuwał, że chłopak coś ukrywa. Postanowił przeciągnąć nieco tę rozmowę. - Te zaklęcia na szczycie… Ten dysk cyklonu i te lodowe kolce… Chciałeś mnie zabić prawda Gabrielu? To nie był pierwszy raz jak używałeś tak destrukcyjnej mocy prawda? Twoje ruchy były zbyt płynne i zbyt przemyślane by było to spontaniczne. Gabriel nic nie odpowiedział. Nerwowo spoglądał na regał z książkami. Pragnął patrzeć gdziekolwiek, byle nie w świdrujące oczy tego starca. - Użyłeś czegoś takiego na innym człowieku prawda Gabrielu? Oczy Gabriela zaszkliły się. Zaczął trząść się na całym ciele. - Opowiedz mi o tym. Jak do tego doszło? Domyślam się, że wcześniej nie miałeś okazji z nikim porozmawiać na ten temat prawda? Przez dłuższą chwilę nic nie przerywało grobowej ciszy w bibliotece… - To było półtora roku temu – zaczął – Banda chuliganów napadła mnie z zaskoczenia. Zostałem związany, po czym zaczęli okładać mnie pięściami. Ich przywódca wyciągnął z mojego portfela zdjęcie mojej rodziny. Zgniótł je i wyzwał moją matkę od najgorszych… - I wtedy dałeś upust złości zgadza się? – Magnus powoli domyślał się zakończenia tej historii. - Wszystkiego dokładnie nie pamiętam. Byłem w takim szale, że nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Gdy już oprzytomniałem… -Głos utknął Gabrielowi w gardle. - Mów chłopcze. Nie mam zamiaru cię potępiać. Sam niejedno mam na sumieniu. Mów dalej. - Gdy oprzytomniałem… Czterech z nich leżało połamanych. Pamiętam, że jeden obficie krwawił. Piąty, ich przywódca… Jego tożsamość została potwierdzona dopiero po zeznaniach pozostałych. Magnus przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Przez cały czas patrzył na chłopaka. - I od tamtej pory zacząłeś unikać swoich zdolności? - Tak. - Nie trafiłeś do więzienia za taki czyn? - Uznano to za działanie w obronie własnej. Poza tym, tamci byli pod wpływem narkotyków. Nikt im nie uwierzył, że mogłem… czarować… - Jak już mówiłem Gabrielu, nie mam zamiaru cię potępiać. Nie po to zresztą tu za tobą przyszedłem. Chciałbym zabrać cię w pewne dobrze znane ci miejsce. Sądzę, że to cię odpowiednio zmotywuje do działania… - Dokąd chce mnie pan zabrać - To chyba oczywiste młodzieńcze? Udamy się na ulicę Harnivala 7
  5. Jadę! chcę zobaczyć Pilipiuka na żywo ! ! !
  6. Superkarpik

    Seriale fantastyczne

    Yoda rzeczywiście jest brzydki, ale Mace Windu niesamowicie wymiata nawet bez miecza. do tego świetnie przedstawili Greviousa który bez problemu masakruje 5 Jedi nie używając wszystkich rąk. słyszałem, że nakład budżetowy na każdy odcinek wynosi aż 2 mln dolarów. To prawda?
  7. Superkarpik

    Seriale fantastyczne

    Ale ten serial robiony ala anime, choć tak bym tego nie nazwał stanowił świetne wprowadzenie dla Zemsty sithów. Nawet postać Asai Vertress ( nie wiem czy dobrze napisałem) W serialu 3D ucieka nawet przed Asoką podczas gdy powinna wypatroszyć ją w kilka sekund. Ponadto jest brzydka W serialu 3D według mnie nie ma wglądu na eskalacje konfliktu. W serialu Tartakowskiego co chwila była jakaś gigantyczna bitwa a nie obrona małego przyczółku przez 15 klonów i 2 Jedi
  8. Superkarpik

    Co czytacie?

    Ja ostatnio zacząłem czytani Lovecrafta "opowiadania o makabrze i koszmarze" Opowiadania robią na mnie takie wrażenie, że nawet gdy nic szczególnego się nie dzieje ja już się boję. Do tego zacząłem słyszeć skrzypienie w mojej podłodze Chyba nawet king nie dorównuje Lovecraftowi
  9. Superkarpik

    Seriale fantastyczne

    A mnie osobiście wydaje się, że ten serial to lukasowe samobójstwo. Rozgłos za cenę kanonu. 1. Postać Asoki władającej mieczem jak apentice z Force unlished. Taka młoda a dorównuje dwóm legendom władaniu mocom i mieczem. Mówi do anakina rycerzyku (zabiłbym na miejscu, nawet bez miecza świetlnego). 2. Klony posiadające uczucia, potrzeby, poczucie humoru. W wielu odcinkach nie widać ich profesjonalizmu ani opanowania ( jak ktoś oglądał serial wojny klonów narysowany przez Tartakowskiego wie o czym mówię ) 3. Głupota droidów które powinny być pozbawione wszelkich uczuć. 4. Przygotowanie serialu pod 10-latka, co z prawdziwymi fanami? 5. Na konwencie Zahkon chodziłem po ulicy Szerokiej w stroju sitha i zaczepiałem dzieciaki (bez skojarzeń) czy wiedzą kim jestem, czy znają gwiedne wojny. Bardzo często uzyskiwałem odpowiedź, że dzieciaki oglądały serial ale filmów już nie. Nie wiedziały kim byl Vader, Imperator czy Luke Skywalker! Czy to chciał osiągnąć Lukas?
  10. - Zabierz mnie natychmiast z powrotem! – wrzeszczał Gabriel. - Spokojnie Gabrielu… - Magnus starał się jakoś uspokoić chłopaka. - On zabije moich rodziców! Widziałem to! – krzyczał dalej – Płonący dom na ulicy Harnivala 7. Powiedział, że jeżeli się od niego odwrócę… - głos utknął mu w gardle. - Prawdopodobnie twoi rodzice już nie żyją Gabrielu… Bardzo mi przykro. Gabriel padł na kolana. Łzy zaczęły płynąć mu po policzkach. Jeszcze pół godziny temu żegnał się ze swoją mamą. Jeszcze wczoraj jadł z nią i z ojcem kolację. Dopóki oni… - Ty! – Młodzieniec na nowo poderwał się na nogi. W jednej chwili wezbrała w nim wściekłość. W oczach miał żądzę mordu. – Gdybyście się nie zjawili, moim rodzicom nic by nie groziło! Nadal miałbym normalne życie! To wszystko przez was! Gabriel w dzikim szale rzucił się z zaciśniętymi pięściami na Magnusa, ten jednak bez trudu uniknął ataku. Nastolatek wylądował w śniegu. - Ochłoń trochę. Nie ja jestem twoim celem, lecz Abasar. - Chrzań się! – Domniemany anioł zaczął obracać rękoma blisko siebie z niebywałą prędkością. Wokół niego znowu zaczął wiać wiatr. Magnus otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. - Czyżbyś potrafił więcej niż tamta wietrzna kula, którą mnie potraktowałeś? Nagle chłopak zatrzymał ręce kierując wyprostowane dłonie spodami do siebie. Pomiędzy nimi uformował się dysk z wirującego powietrza. Oko cyklonu, pomyślał Magnus. Sam do końca nie wierzył w to co widział. Postępowanie chłopaka w ogóle nie mieściło mu się w głowie. Młodzieniec szykował się do ataku, dlatego Magnus szybko skierował swoje dłonie ku ziemi. po czym, pomiędzy nim a chłopakiem pojawiła się gruba ściana jakby ze szkła. To nie zniechęciło Gabriela. Wziął zamach aż za głowę i cisnął uformowany dysk w stronę swojego przeciwnika. Dysk przebił się przez połowę ściany, a następnie rozpłynął się w powietrzu. Magnus dotknął przezroczystego muru, który z powrotem pogrążył się w ziemi. Postanowił nieco podenerwować chłopaka. Już teraz był zaskoczony jego umiejętnościami. Zdecydował jednak dalej grać w tę grę. Chciał poznać pełne możliwości przyszłego anioła. - To wszystko na co cię stać młokosie? Postaraj się bardziej, bo wyjdzie na to, że twoi rodzice zginęli na darmo. Po chwili Magnus pożałował, że posunął się tak daleko. Jego słowa podziałały na chłopaka jak czerwona płachta na byka. Tym razem to właśnie on zanurzył ręce w śniegu. Niewielkie grudki białego puchu zaczęły wznosić w powietrze. Magnus z podziwem patrzył jak śniegowe smugi przemieniają się w cienkie, ostre kawałki lodu w kształcie igieł. - Proszę. – wyszeptał Gabriel. Starzec aż zadrżał jak usłyszał młodzieńca. Wygląda na to, że ten dzieciak podświadomie zrozumiał działanie magii Shinto, pomyślał starzec. Ale samo „proszę” nie jest w stanie nic zrobić. Z drugiej jednak strony skoro potrafił kontrolować wiatr w tak destrukcyjny sposób bez żadnych formuł magicznych, to co stanie się, gdy poprosi o pomoc… Magnus postanowił nie czekać na efekt przygotowań chłopaka. Skierował dłonie w jego kierunku. Z jego palców wystrzeliły pojedyncze języki ognia. Żar jaki wytworzył natychmiast stopił śnieg wokół nich. - Wystarczy Gabrielu. Przepraszam za moje słowa. Jesteś naprawdę nie zwykłym człowiekiem. - Stul pysk! – Chłopak zaczął gorączkowo rozglądać się na boki. Biały puch zniknął odsłaniając pożółkłą trawę i porosty. - Roztopiłem cały śnieg na tym szczycie. Raczej już nic nie powinieneś zrobić… Proszę Gabrielu… - Nic już nie zrobię? – Gabriel uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie. Skierował obie dłonie ku niebu. Magnus poczuł jak drży pod nim ziemia. Gdy się odwrócił z przerażeniem ujrzał, że z pobliskich szczytów opada śnieg. Co gorsza cały ten śnieg kierował się w ich kierunku. Potrafi znacznie więcej niż się spodziewałem, pomyślał. Więcej to mało powiedziane. - Naprawdę wiele potrafisz Gabrielu. Ciekawe jak tam twoja obrona? – Magnus szybkim ruchem ręki posłał w stronę wściekłego nastolatka ognisty pocisk. Eksplozja odrzuciła chłopaka na ziemię. Jego ubranie zajęło się ogniem. Nastolatek stracił przytomność. Śnieg na pobliskich szczytach momentalnie się zatrzymał. - Jasna Cholera! – Magnus szybko podbiegł do chłopaka, poczym zaczął gasić płonący sweter. Ze świątyni nagle wybiegł kozak z długimi wąsami. Miał na sobie gruby płaszcz z wilczej skóry. Nowe ubranie bardziej pasowało do niego niż garnitur i melonik. Na oku nie nosił też monokla. - Świetna metoda na rekrutację Magnusie. – Zaczął Kazitimir. – Sprowadzamy wybrańca, ryzykujemy ujawnieniem wszystkiego jak i własnym życiem, mamy nadzieję na zbawienie świata, a następnie tak dla hecy zabijamy kandydata. Pewnie! Czemu nie? Zasadniczo, jeśli to on był aniołem, na następnego poczekamy sobie zaledwie półtora tysiąclecia. - Możesz się wreszcie zamknąć i mi pomóc? – Magnus był jednocześnie rozzłoszczony co i przestraszony. – Zanieśmy go szybko do Leminalosa. Na te słowa, jak na zawołanie Laminalos wybiegł ze świątyni. Był to Elf o bardzo jasnej skórze. Wyglądał na ludzkie czterdzieści lat choć w rzeczywistości miał dziesięć razy tyle. Długie blond włosy powiewały mu na wietrze. Ubrany był w Cienki płaszcz z aksamitnego materiału. Na całej szacie błyszczały złote napisy w elfickim języku. - Magnusie! Zdobywco Bramy! Siewco Nadziei! Od teraz możesz się zwać zabójcą Anioła! - Czy możecie przestać?! Trzeba pomóc temu chłopakowi! - A co mu się stało? – Laminalosa wyraźnie bawiła cała ta sytuacja. - Cóż… trafił go ognisty pocisk - A dlaczego posłałeś na tego chłopaka ognisty pocisk? Wydawało mi się, że chcesz go trenować. - Ten szczeniak potrafi używać magii Shinto bez żadnych formuł i próśb! Gdy z kolei zaczął prosić, to próbował dosłownie zwalić mi góry na głowę! – Magnus wskazał wokół na szczyty pozbawione śniegu. Laminalos nagle spoważniał. - Co takiego? - O wszystkim pogadamy później! Sprawdź czy nic mu nie jest! Elfi czarodziej przyłożył smukłą dłoń do klatki piersiowej chłopaka. Po chwili zaczął recytować słowa w swoim ojczystym języku. Jego dłoń zajarzyła się błękitnym ogniem. Po chwili płomień ogarnął całe ciało Gabriela. - Złamałeś mu trzy żebra, uszkodziłeś płuca i zatrzymałeś pracę serca… - powiedział nie przerywając zabiegu. - Przyznaję, że trochę mnie poniosło. – zawstydził się Magnus. - Opowiesz mi wszystko później Magnusie. Zanieśmy go do środka…
  11. Polacy mają straszne skłonności do przesadzania i wynoszenia na ołtarze zmarłych. Podobna sytuacja miała miejsce po śmierci papieża. Chyba wszyscy pamiętamy nagły wysyp szkół, parków, ulic, i Bóg wie czego jeszcze imienia Jana Pawła II To samo zaczyna się dziać teraz. Jest projekt ( a przynajmniej tak słyszałem ) nazwania warszawskiego stadionu im. Lecha Kaczyńskiego. Ponadto jestem przeciwny temu pochówkowi na wawelu. Jedyny z niego pożytek był taki, że jadąc dzisiaj do Olsztyna miałem pustą drogę i mogłem pruć bez ryzyka mandatu Na wawelu spoczął bohater narodu Józef Piłsudski a porównywanie zasług Kaczyńskiego do Piłsudskiego to jak porównywać moje opowiadania do Zajdla ( nie to żebym pisał dużo gorzej od Zajdla xD ) Takie jest moje zdanie w tej kwestii
  12. Gdzie ja jestem, zastanawiał się Gabriel. Wokół nic nie było widać. W końcu jednak oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Zobaczył osiedle mieszkalne. Starał się rozpoznać miejsce w którym się znajdował, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Kamienny chodnik, równo przycięta trawa na każdym podwórku, rząd identycznie wyglądających domów. Po chwili zrozumiał, że stoi gdzieś na dworze w samej piżamie. Rozpoznał ulicę na której sam mieszał. Ulica Harnivala. - Jest tu kto? – zawołał. Odpowiedział mu dziwny turkot. Jakby żabi rechot. - Heeej! – zawołał ponownie. - Boisz się? – spytał głos w jego głowie, lodowaty, pozbawiony jakichkolwiek emocji. - Kim jesteś? – Gabriel z trudem ukrywał przerażenie jakie natychmiast poczół. - Jestem taki jak ty. - Gdzie jesteś? – Chłopak zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, jednak nikogo nie zobaczył. Tajemniczy głos brzmiał w jego głowie mimo wszystko. - Przyłączysz się do mnie? - Powiedz mi kim jesteś! Pokaż się! - Można iść jedynie naprzód. Nie wolno się odwracać. – Wyszeptał do niego głos zza pleców. Głos był tak zimny i trupi, że Gabrielowi zrobiło się słabo. Jakby poczuł samą śmierć za sobą. Energicznie odwrócił się za siebie. Nikogo tam nie było. Nagle przed oczami pojawił mu się płonący budynek. Na skrzynce na listy przeczytał dokładny adres domu. Harnivala 7. -Nie wolno się odwracać! – głos świdrował w jego głowie, aż z bólu ugięły się pod nim kolana. -Gabi! – krzyczała matka nastolatka. – Spóźnisz się do szkoły! Chłopak otworzył szeroko oczy. Był cały mokry. Sen, pomyślał. To był tylko sen… Gabriel szybko zjadł śniadanie i pobiegł w stronę szkoły. Ludzki elementariat był oddalony od jego domu dziesięć minut wolnego spaceru. Lekcje zaczynały się o równej ósmej. Miał więc jeszcze ponad dwadzieścia minut. Cały czas myślał o swoim śnie. Był tak realistyczny… Rozmyślania przerwał mu siedzący na przystanku autobusowym mężczyzna. Starszy pan z długą siwą brodą i długimi włosami związanymi w kitkę. Był ubrany w brązowy płaszcz i melonik. - Witaj Gabrielu. – Uśmiechnął się staruszek. - Dzień dobry. – Gabriela nieco zdziwił widok tego samego starca, który jeszcze wczoraj siedział u niego w salonie. - Idziesz do elementariatu? - Tak. - Akurat także idę w tamtą stronę. Potowarzyszysz niedołężnemu staruszkowi? Zawsze ceniłem sobie towarzystwo młodych ludzi. Co za wkurzający dziad, pomyślał sobie chłopak… - Jak ci minęła noc? - Słucham? – Gabriel zupełnie nie pojmował kim może być ten starzec. Skąd mógł widzieć o jego śnie? - Spytałem jak ci minęła noc. – Powtórzył Magnus. - Dobrze. - Znowu kłamiesz Gabrielu… - Nie rozumiem proszę pana. - Tak jak wczoraj, gdy spytałem, czy w twoim życiu nie wydarzyło się nic niezwykłego, coś czego nie byłeś w stanie wyjaśnić. Gabriela sparaliżowało. On wiedział… Ten stary dziad wiedział… - Ja… nie wiem o czym pan mówi. - Gabrielu. Oboje wiemy, że nie jesteś normalnym człowiekiem. Posiadasz nadprzyrodzone moce zgadza się? Udało ci się kontrolować ogień? Poruszać wodą? Zmieniać kształty skał? Powiedz mi Gabrielu. – Głos Magnusa cały czas był spokojny. Zupełnie jakby rozmawiali o pogodzie albo ocenach w szkole. W przeciwieństwie do niego, Gabriel robił się blady. - Nic takiego się nie wydarzyło! – Młodzieniec już zrywał się do biegu, gdy staruszek chwycił go za rękę z niebywałą siłą. - Widzę strach w twoich oczach młokosie. – Zniknęła maska miłego i niedołężnego staruszka. Na jego miejscu pojawił się silny człowiek nie znoszący sprzeciwu. Człowiek, który niejedno już w swoim życiu widział. Człowiek, który nie zawaha się zrobić dosłownie wszystkiego by osiągnąć swój cel. – Widziałeś go prawda? Gabriel był już blady jak ściana. Do oczu napłynęły mu łzy. Starzec coraz bardziej go przerażał. - Widziałeś go prawda Gabrielu? Zimnego niczym śmierć we własnej postaci. Zanurzonego w ciemności. - NIC NIE WIDZIAŁEM !!! – Gabriel złożył wolną dłoń tak jakby trzymał niewidzialną piłeczkę tenisową. Nagle wzmógł się wicher wokół nich. W dłoni Gabriela zaczął gromadzić się wiatr. Energicznie wyprostował dłoń w kierunku starca. Magnus nie tylko puścił rękę chłopaka ale i został odrzucony przez nieznaną siłę kilka metrów do tyłu. Gabriel cały dygotał. Szybko odwrócił się i zaczął biec w stronę szkoły. On potrafi kontrolować wiatr, dziwił się Magnus. Bez żadnego szkolenia, ani nawet zapoznania się z magią shinto. Nie mieściło się to Magnusowi w głowie. Starzec natychmiast poderwał się na równe nogi. Musiał jak najszybciej dogonić chłopaka. - Shinto! Dopomóżcie mi proszę wiatrem w stopach bym, mógł oderwać się od ziemi! Magnus wzbił się w powietrze, po czym zaczął lecieć w kierunku w którym pobiegł Gabriel. Gdy znajdował się kilka metrów przed nim gwałtownie wylądował. Chłopak z przerażenia upadł do tyłu. Drżał na całym ciele. - Nawet ich nie prosiłeś. – dziwił się starzec - O co Panu chodzi? – jęczał młodzieniec. - Nie prosiłeś duchów Shinto o pomoc. Nie wypowiedziałeś, żadnego zaklęcia. Ba, nawet nie wiesz czym są dusze Shinto! Więc jak mogłeś użyć ich magii wiatru? - Nic nie zrobiłem! Jakiej Magii?! Magnus wyraźnie zaczął tracić cierpliwość. Podszedł szybkim krokiem do chłopaka. Ten nie zdążył nawet zareagować, gdy starzec podniósł go do góry za bluzę. - Mam dość tych gierek mały! – Warknął – Masz wielki dar! Nie rozumiesz tego?! Gabriel próbował się wyrwać z uścisku, jednak starzec nawet na to nie reagował. - Zostaw mnie! Na pomoc! – wrzeszczał. - Coria Semenrum! – krzyknął Magnus. Nagle ustały wszystkie dźwięki. Powietrze przestało się przemieszczać. Gabriel natychmiast się uspokoił. Po chwili Magnus postawił go na ziemie. - Jesteś aniołem Gabrielu. Prawdziwym aniołem. Jesteś jedynym , który może pokonać Abasara. – starzec znów zrobił się miły i spokojny. Nagle dotknął ziemi i wyszeptał jakieś słowa. Z chodnika wyrosły dwa kamienne taborety. - Usiądź proszę. Gabriel posłusznie usiadł. Nie śmiał sprzeciwić się starcowi - Zapewne sam zauważyłeś, że potrafisz czynić, rzeczy jakich nie potrafią inni prawda? - Tak… - Chłopak wreszcie przestał się wypierać - Jak też zapewne zauważyłeś, ja też co nieco potrafię. Muszę cię zabrać do naszej siedziby. Do klanu Ukrytych. Przejdziesz szkolenie. Nauczysz się zaklęć tak potężnych, że to co zrobiłeś mi przed chwilą wyda ci się przy tym kuglarską sztuczką. - Zaklęć ? Jak w bajkach? - Tak. Zupełnie tak jak w bajkach. – Magnus uśmiechnął się sam do siebie. - Ja mam obowiązki proszę pana. Uczę się gry na skrzypcach i pianinie. Mam wiele zajęć szkolnych i… - Twoje szkolne zajęcia to w tym momencie najmniej istotna rzecz. Mógłbym cię zmusić, do tego abyś poszedł ze mną. Wolę jednak abyś podjął tę decyzję samodzielnie. Chłopak przez chwilę milczał zastanawiając się nad słowami starca. Nagle coś się zmieniło. Jakby wszystkie budynku zaczęły się wyginać niczym z galarety. Po chwili znów było słychać jadące samochody. Magnus poderwał się na równe nogi. - Wykrył nas! – Krzyknął. – Wybacz Gabrielu, ale w takiej sytuacji nie mogę pozwolić ci wrócić do domu. Jeżeli tu zostaniesz zginiesz na darmo! - Zaraz o co panu chodzi?! Nagle Magnus zesztywniał. W ich stronę szła postać w czarnym płaszczu z narzuconym kapturem na głowę. Postać była oddalona od nich o jakieś sto metrów. - Jasna cholera! – zaklął starzec. – Na ziemię Gabrielu! Chłopak posłusznie padł płasko na chodnik. Zdążył tylko zobaczyć jak Magnus wyciąga z płaszcza długi kawałek pergaminu. Po chwili starzec wypowiedział jakieś słowa w nieznanym Gabrielowi języku i zgniótł kartkę. W jej miejscu pojawiła się płonąca kula. Nie minęła minuta a była już wielka jak opona od ciężarówki. Czarodziej cisnął kulą w stronę zakapturzonej postaci. Ognisty pocisk eksplodował nim jeszcze dotarł do swojego celu. Mroczna istota nadal parła naprzód w ich stronę. - Nie odwracaj się ode mnie! – Gabriel ponownie usłyszał głos w swojej głowie. Ten sam co we śnie. Tak samo mroźny. Tak samo martwy… Zobaczył także płonący dom na ulicy Harnivala 7. - Uciekamy Gabrielu! – krzyczał starzec . Nagle powietrze wokół nich zaczęło drgać. Zaczęli przenosić się w różne miejsca. Przez chwilę byli na szczycie piramidy w Egipcie. Następnie spadali w stronę wielkiej lodowej bryły. Potem byli w jakiejś dżungli, w mieście, na statku w morzu, w czyimś domu i w wielu innych naprawdę dziwnych miejscach. Cała „podróż” trwała prawie godzinę. - Chyba go zgubiliśmy. – Wydyszał Magnus. – Przynajmniej jesteśmy pewni, że na razie nic ci nie grozi… Gabriel energicznie rozejrzał się dookoła. Wokół widział mnóstwo górskich szczytów powyżej poziomu chmur. Sami stali na jednym z nich. Wiał silny mroźny wiatr. Śnieg sięgał im prawie do kolan. Przed nimi samymi znajdowała się sporych rozmiarów budowla. Przypominała chińską świątynię. Szpiczasty, czerwony dach zaokrąglony na samym końcu. Masywne kolumny zdobiły wysokie, błyszczące na złoto drzwi. - Witaj w kryjówce Klanu ukrytych Gabrielu. – zaczął Magnus. – Witaj w swoim nowym domu.
  13. Wydaje mi się, że robisz za długie opisy sytuacyjne. Jest za długa przerwa pomiędzy dialogami. Zaczynałem tracić wątek. Dużo tajemniczości i niewyjaśnionych spraw co jest dużym plusem w moim mniemaniu. Jeśli potraktować to jako prolog byłoby dobrze, tylko nie pasuje mi ten tekst na końcu "moja ty kochana amazonko" W opisach niektóre rzeczy wyszły bardzo różowo, żeby nie powiedzieć cukierkowo. Piękna dziewczyna idzie z pięknym chłopakiem do pięknego domu, wita cudowną siostrzyczkę i kochającą matkę. Czekam na dalsze części i życzę powodzenia
  14. Superkarpik

    Życie

    Czemu 4+ ? hmmm Chyba dlatego, że opowiadanie było bardzo dobre ale nie zwaliło mnie z nóg. Pragnę podkreślić, że korzystam ze studenckiego systemu oceniania gdzie 6 nie istnieje
  15. Nie mogę pisać wiekopomnego dzieła, gdy nie mam jeszcze wyrobionego stylu pisania. Nie wiem nawet w czym tak naprawdę bym się odnalazł. Sci fi, fantasy, może jakiś horror. dlatego tak prubuję po kolei
  16. cz.1 - Goście „Niemożliwe – rzecz, której większość nie potrafi” - Abasar, Spiżowy przewoźnik Był mroźny listopadowy wieczór. Herz, miasto położone w środkowej części Europy. Zegar nad ratuszem wybijał właśnie godzinę dwudziestą. Ludzie zaczynali wracać do swoich domów. Sklepy momentalnie pustoszały. Gdy minęła jeszcze jedna godzina, miasto było już zupełnie puste. Każdy siedział w swoim małym domku czekając na następny dzień. Niektórzy jednak dopiero zdecydowali się na wyjście z ukrycia. Przez starówkę przechadzało się dwóch starszych panów. Każdy z nich miał na sobie długi brązowy płaszcz. - Magnusie jesteś pewien, że go potrzebujemy? – spytał niższy starzec. Z twarzy przypominał wschodniego kozaka. Długie, cienkie wąsy zwisały mu poniżej brody. Na prawym oku nosił monokl, co komponowało się dosyć zabawnie z uwagi na jego ostre, kozackie rysy. Na głowie miał brązowy melonik chroniący ogoloną głowę przed wiatrem. – Przecież mamy już Uriela i Samaela. Jestem pewien, że to któryś z nich jest Aniołem. A poza tym… - Wiem Kazitimirze. – przerwał mu drugi starzec. Był bardzo wysoki i mimo swojego sędziwego wieku szedł szybkim krokiem. Miał długą siwą brodę. Jego twarz była naznaczona licznymi bliznami po poparzeniach. Na głowie również miał melonik tak jak jego towarzysz. Magnus jednak miał długie, związane w warkocz włosy opadający mu aż do środka pleców. – Szczerze powiedziawszy wolałbym, żeby to był fałszywy trop. Nie mam jednak zamiaru zmarnować ani jednej świeczki, która może okazać się tym właściwym światełkiem w tunelu, rozumiesz? - Tak, Magnusie… Resztę drogi starcy spędzili w milczeniu. Po półgodzinnym spacerze doszli do Jagram, osiedla bogatszej części mieszkańców Herz. Powoli zaczynał padać śnieg, co nie było w sumie takie dziwne. Od ponad tygodnia temperatura utrzymywała się grubo poniżej zera. - Harniwalla 7 – przeczytał Kazitimir na skrzynce na listy. – Jesteśmy na miejscu. Starcy szybkim krokiem ruszyli w stronę dużego domu zbudowanego z czerwonej cegły. Cała konstrukcja musiała mieć już ponad sześćdziesiąt lat. Magnus energicznie zapukał do szerokich, drewnianych drzwi. Po chwili usłyszeli kroki osoby zbliżającej się w ich stronę. Otworzyła im wysoka kobieta. Mała najwyżej czterdzieści lat. Ubrana była w niebieskie dżinsy i beżowy sweter oraz fartuch kuchenny. - Słucham Panów – spytała od razu. - Witam szanowną panią. – zaczął Magnus. – czy zastaliśmy może Pani syna w domu? - Tak. Czy coś się stało? – spytała z niepokojem - Ależ nie. – wyjaśnił szybko – chcieliśmy tylko zadać mu kilka prostych pytań. Nic więcej. Kobieta nabrała jeszcze większych podejrzeń co do nieproszonych gości, jednak wpuściła ich do swojego domu. Posadziła obu starców w salonie. - Już wołam syna. – powiedziała niosąc kawę obu panom. - Gabriel! – zawołała głośno – Gabi, chodź tu szybko! Kozak aż zadrżał na dźwięk imienia chłopaka. Nie musiał nawet patrzeć na swojego towarzysza. Oboje wiedzieli… Po schodach zbiegł do salonu dość wysoki młodzieniec o prostych kasztanowych włosach. Miał na sobie białą koszulę i niebieskie dżinsy. Włosy opadały mu prawie do ramion. Kazitimir, gdy tylko zobaczy chłopaka wydawał się być zawiedziony. Magnus jednak nadal patrzył w głębokie niebieskie oczy Gabriela. - Dobry wieczór – przywitał się grzecznie nastolatek . - Witaj młody człowieku. Usiądź chcielibyśmy z tobą porozmawiać, na osobności jeśli to możliwe. – Magnus posłał wymowne spojrzenie matce chłopaka. Ta po chwili wróciła do kuchni. Nastolatek posłusznie usiadł. Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli. - Ten kolor włosów jest naturalny? – zaczął niższy z gości - Tak – odpowiedział chłopak nieco zaskoczony pytaniem. - Powiedz mi Gabrielu – spytał Magnus – Czy zdarzało się w twoim życiu coś niezwykłego? Coś… niemożliwego do wyjaśnienia? Coś co wolałeś ukryć przed najbliższymi? Gabriel przez dłuższą chwilę milczał - Nie, raczej nie. – starzec bez problemu wyczuł kłamstwo jego głosie. - Dobrze. Mam do ciebie jeszcze tylko jedno pytanie. - Słucham Pana? - Czy zraniłeś się kiedyś na plecach? Czy masz może blizny na łopatkach? - Nie, nic mi się nigdy nie przytrafiło. – Tym razem Magnus nie wyczuł kłamstwa, co go nieco zbiło z tropu. Po chwili wstał i uścisnął chłopakowi dłoń. -Gabriel… - powiedział bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy. – Nosisz bardzo rzadkie imię wiesz? - Naprawdę? - Wiesz co oznacza? - Nie Być może niedługo się tego dowiesz, pomyślał Magnus. Obaj mężczyźni po chwili wyszli z mieszkania. Ruszyli w powrotną drogę w stronę starówki. - To nie on Magnusie… - Kazitimirze – ponownie przerwał mu starzec. – Wydawało mi się, że to ty lepiej wyczuwasz oświeconych… - Bo wyczuwam. Ale z tego chłopaka nie wyczułem nic. - No właśnie. Zapominasz, że to nie będzie zwykły człowiek. - Zgadza się jedynie imię. – Stary kozak nie dawał za wygraną. - Kazitimirze. Jeżeli jest szansa, że to on, to jestem w stanie zaryzykować. Nie możemy sobie pozwolić na błąd. Po raz kolejny starcy szli w milczeniu dłuższą chwilę. - Anioł… - powiedział Kazitimir sam do siebie - Tylko on ma szansę pokonać Abasara… - Dobrze Magnusie. Postawmy na jeszcze tę jedną świeczkę… P.S. Będę wklejał kawałkami, bo cały czas poprawiam niektóre rzeczy no i wzbudzę ciekawość dozując opowiadanie w odcinkach jak telenowele na polsacie Pozdrawiam
  17. Niniejszym zamieszczam na łamach EM prolog mojego pierwszego większego opowiadania które (w odróżnieniu od opowiadań o Falloucie ) posiada logiczny sens treściwą fabułę i bohatera nie będącego mary sue. Zapraszam do lektury prologu. [align=center][align=center][align=center]Prolog Wyobraź sobie wszystko co chcesz. Wszystko co jest niemożliwe i daj temu życie. Wyobraź sobie te wszystkie niezrozumiałe zjawiska o których mogłeś jedynie czytać w książkach. A teraz uznaj je za realne i możliwe byty. Wyobraź sobie świat w którym to wszystko istnieje. Świat w którym można uczynić tak wiele, że słowo „niemożliwe” straciło swoje pierwotne znaczenie. Nadaj temu linię czasu podobną do swojej, aby łatwiej ci było to wszystko pojąć. Zobacz rzeczy, które widywałeś jedynie w bajkach. Wszystko co nazywałeś fantazją, magią czy też iluzją jest częścią tego świata. Witaj w moim świecie. W świecie pełnym niemożliwego. W świecie, gdzie jedynym ograniczeniem twoich możliwości jest twój własny umysł. Tak właśnie wygląda mój świat. Świat który stworzyłem. Świat idealny. W moim świecie panuje całkowita harmonia. Zarówno pomiędzy istotami magicznymi, jak i tymi pozbawionymi takowych zdolności. Wszyscy; Elfy, krasnoludy, wampiry, gnomy, smoki, ludzie. Wszyscy żyją w zgodzie bo tego od nich wymagam. Witaj w świecie Bramy. Witaj w Utopii Abasara [/align]
  18. Superkarpik

    Życie

    To takie... smutne Aż mi się żal Jana zrobiło nagle. Ostatnie linijki zaskoczyły mnie zupełnie, a nie ma nic lepszego w opowiadaniu jak zaskoczenie czytelnika. Tak jak powiedziała mrs. Shane Krótkie treściwe i prawdziwe 4+ P.S. Można zginąć tak nagle na środku ulicy od zakrzepu krwi? Aż się przestraszyłem.
  19. Superkarpik

    Alatariel

    Opowiadanie jednym słowem nudne. Pomiędzy dialogami jest zbyt długa przerwa. W niektórych momentach traciłem wątek. Opisy też są zbyt długie jak na mój gust. Zaskoczyło mnie to przejście akcji. Takie trochę jakby na siłę. Tutaj bal arystokratów a tu nagle sypialnia. Utkwiły mi w głowie strasznie skontrastowane wypowiedzi. Jest opis wychwalający Alatarię pełen ozdobników a obok, cholerny ideał. Jakkolwiek mi to nie pasuje Przepraszam za tak dosadne słowa krytyki, ale "ja człowiek wylewny jestem" Może taki jest tylko mój odbiór. Nie jestem takim specem jak Jedi czy Shane Tatuś w moim uznaniu zasługiwał na 5+ Tutaj niestety dałbym 3
  20. Superkarpik

    Tatuś

    Mi wydaję się jednak, że autor świetnie przedstawił całą sytuację. Z punktu widzenia tej dziewczyny Lekarze rzeczywiście byli półgłówkami. Autor doskonale uchwycił nie tyle postać ojca czy dziewczyny, lecz misia i lalki ( ale to według mnie ) Część w szpitalu nie jest symboliczna, lecz zamyka historię w całość. Według mnie nadal 5
  21. u mnie w Olsztynie jest aleja gen. Józefa Piłsudskiego naprawdę. A przynajmniej tak mi się wydaje. ;D
  22. Superkarpik

    Tatuś

    Nie mam w zwyczaju poprawiania błędów, bo też nie potrafię tego za bardzo robić, więc po prostu napiszę co myślę. Opowiadanie naprawdę dobre. Każda część wydaje się być czymś oddzielnym. Jednocześnie wszystkie trzy części ze sobą współpracują. Czytałem z zapartym tchem Zastanawiam się czy nie lepszy byłby tytuł związany z misiem niż z tatusiem. Pisz dalej. w mojej ocenie 5
  23. Spójrz na to tak Jedi Jeszcze 2 miesiące nic nie robienia fakt potem trzeba będzie się przyłożyć, ale 2 miesiące nic nie robienia
  24. I'm back ******************* Był wyjątkowo ciepły dzień. Pomimo, że był to marzec, musiało być co najmniej dwadzieścia stopni. Ludzie na ulicy chodzili w porozpinanych zimowych kurtkach. Inni mieli już na sobie lżejsze ubranie. Stałem właśnie na przejściu dla pieszych, gdy zobaczyłem przebiegającą dziewczynę na czerwonym świetle. Stary mercedes zahamował z piskiem tuż przed nią. Idiotka. Wszyscy ludzie to idioci. Starają się zaoszczędzić trzy minuty ryzykujący przy tym czasami ponad trzydzieści lat życia. Młoda licealistka nawet nie przejęła się tym, że prawie spowodowała wypadek. Co tam wypadek. Prawie sama nie straciła życia. Zanim właściciel tego dwudziestoletniego złomu zdążył wysiąść dziewczyna już zniknęła w nadjeżdżającym autobusie. Wreszcie zapaliło się zielone światło . Ruszyłem przed siebie. Byłem umówiony na spotkanie. Taka moja praca. Nie pamiętam jak długo już siedzę w tym zawodzie. Każdy dzień wydaje się być taki sam, jednak każdy przypadek jest inny. Korzystam z okazji by poobserwować wystawy sklepów odzieżowych. Martwe manekiny stojące cały dzień na wystawie przypominają mi o własnej egzystencji. Martwej, tak jak one. Patrzę na zegarek, choć wcale nie muszę. Zawsze jestem punktualny. Mijam jeszcze dwa przejścia dla pieszych. Długie białe pasy przypominają most zbudowany na tej asfaltowej rzece. Jestem na miejscu dziesięć minut przed czasem. Zawsze tak robię. Adres się zgadza. Generała Józefa Piłsudzkiego 7. Była to wysoka kamienica wyglądająca na zapuszczoną. Wysoki żywopłot nie był przycinany chyba odkąd został posadzony. Cały budynek był porośnięty winoroślami. Otworzyłem zardzewiałą furtkę skrzypiącą niemiłosiernie. Z trudem można było w ogóle rozpoznać jej kolor. Z początku myślałem, że musiała być biała, choć później zacząłem wątpić. Nie zastanawiając się dłużej nad wyglądem tego zdewastowanego budynku podszedłem do dużych dębowych drzwi. Przeczytałem listę lokatorów. Jędrzymowicz. Mieszkanie numer 4. Chwyciłem za klamkę. Drzwi nawet nie były zakluczone. Skrzypiące pod moimi budami schody obwieszczały sąsiadom moje przybycie. Zanim dotarłem na drugie piętro, zapewne wszyscy już wiedzieli o mojej obecności. Z trudem rozpoznałem numer 4 na zaśniedziałym medaliku przybitym do ściany. Zapukałem głośno. - Wojtek? To ty? – Otworzył mi przygarbiony staruszek. Wyglądał na jakieś osiemdziesiąt lat. Miał na sobie podarty i pobrudzony sweter. Ortalionowe spodnie także były podarte na kolanach… – A przepraszam pana najmocniej! Myślałem, że to mój syn, Wojtek. - Zbigniew Jędrzymowicz? - Zgadza się. - Pozwoli pan, że porozmawiam z panem. To nie zajmie więcej jak dziesięć minut… Staruszek zaprosił mnie do swojego salonu. Wszędzie unosił się zapach stęchlizny. Normalny człowiek zrzygałby się na miejscu. W salonie stał stół na trzech nogach. Czwartą nogę zastępował przywiązany kij golfowy. Usiadłem na kanapie okrytej starą derką. Przez moment patrzyłem na stary telewizor jeszcze z czasów PRL-u. Po chwili Pan Zbigniew przyszedł trzymając dwa kubki z gorącą herbatą w środku. Być może herbata było to złe słowo. Substancja była tak okrutna w smaku, jakby ten staruszek najpierw ugotował parówki, a potem z tej samej wody zaparzył herbatę. Być może moje przypuszczenia były słuszne. W „herbacie” widoczne były kropelki tłuszczu. - Co więc pana do mnie sprowadza. - Pana syn tu mieszka? – spytałem z ciekawości, choć i tak już znałem odpowiedź na to pytanie. - Nie. Wpada ty do mnie od czasu do czasu. – Staruszek wyraźnie posmutniał. - A kiedy był u pana ostatnio? - W Boże Narodzenie. - A kiedy rozmawiał z nim pan ostatnio? - W Boże Narodzenie… Wojciech Jędrzymowicz. Postaram się zapamiętać tego typka… - Dlaczego pyta pan o mojego syna? - Chciałbym, żeby pan do niego zadzwonił panie Zbigniewie. Niech usłyszy pana głos. Niech przypomni sobie, że ma ojca mieszkającego w rozpadającej się kamienicy. Niech przypomni sobie, że od kiedy skończył czternaście lat, gdy umarła pańska żona, wychowywał go pan samodzielnie. Chwytał się pan różnych zajęć, byle tylko zarobić na edukację syna. - Skąd pan to wszystko wie? – Starzec był wyraźnie zaskoczony. - Gdy wyjechał na studia, przyjeżdżał raz na pół roku. Mógłby częściej, z uwagi na to, że to było zaledwie sto kilometrów stąd. Nagle przestałem wyliczać widząc, że starcowi napływają łzy do oczu. Już dawno przyzwyczaiłem się do tego widoku jednak… - Kim pan jest? - Przyszedłem właśnie po pana panie Zbigniewie Jędrzymowicz. Chciałbym aby pożegnał się pan ze swoim synem. Pański czas na tym ziemskim padole dobiegł końca. Przez kilka minut starzec siedział w fotelu jak sparaliżowany. Patrzył mi w oczy a ja patrzyłam w jego. Ujrzałem cierpienie i zmęczenie życiem doczesnym. Zobaczyłem także uczciwość i miłość. Miłość do syna. Jedynej rodziny jaką posiadał. - Proszę do niego zadzwonić. - Staruszek wstał z fotela. Chwycił za telefon stojący na szafce, lecz ręce tak mu się trzęsły, że komórka spadła na podłogę. - Niech pan usiądzie. – poleciłem mu. Staruszek powoli zaczynał płakać… Znalazłem w „kontaktach” tylko trzy pozycje. Szpital. Wojtek. Mój Numer. Wybrałem numer Wojtka i rozpocząłem połączenie. Następnie podałem telefon Panu Zbigniewowi. Niech pan z nim porozmawia. Proszę powiedzieć, co tylko pan zechce. Starzec przyłożył komórkę do ucha obiema dłońmi. - Madziu? Halo Madziu? Co? Ale… Aha, dobrze. Pa Madziu. Pa. - Co się stało? - Powiedziała, że abonent jest teraz niedostępny. Zawsze mówi do mnie tak oficjalnie jak nie ma Wojtka. - Magda to żona Wojtka tak? - Tak. Zabrałem telefon z rąk starca. Ponownie wykręciłem numer Wojtka. Gdy odezwała się poczta głosowa zacząłem mówić. - Witaj Magda. Pan Zbigniew chciałby z wami porozmawiać. Może mówić? Świetnie. Przekazałem telefon powrotem w ręce starca, któremu oczy aż zaczęły błyszczeć na sama myśl o rozmowie synem . - Madzia? Słyszysz mnie? Kocham was wszystkich. Cieszę się, że przyszliście do mnie na święta. Co u was słychać? Jesteście zdrowi? Bardzo chciałbym was odwiedzić… - Właściciel mieszkania znów zaczął płakać. – Chciałbym jeszcze raz was usłyszeć. Zobaczyć was i wasze dzieci. Ja… Chciałem powiedzieć, żebyście zawsze byli zdrowi… Ja… Pan Jędrzymowicz rozpłakał się już na dobre. Zabrałem mu ponownie telefon. Wiadomość została nagrana. Mam nadzieję, że ją odsłuchają. - Panie Zbigniewie. Czas na nas. Chwyciłem go za ramie. Poczułem jak jest wychudzony. Poczułem jaki smutek i żal zgromadził w sercu przez tyle lat. Cały czas zanosił się płaczem. Potem było już po wszystkim… Opuszczając kamienice spojrzałem na zegarek. Cała wizyta zabrała mi dziesięć minut. Jak zwykle zresztą… Czasami denerwuje mnie perfekcyjność mojego zawodu. Nie miałem jednak czasu na ponowne rozmyślania o własnej z góry zaplanowanej egzystencji. Za godzinę mam kolejną wizytę na drugim końcu miasta. Wiem jednak, że będę o czasie. Jak zwykle zresztą…
×
×
  • Dodaj nową pozycję...