Skocz do zawartości

Hazreth

Użytkownicy
  • Postów

    238
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Hazreth

  1. Fantasy to u nas gatunek fantastyki, więc fantasy anielskie będzie również fantastyką anielską. Nasi bracia mówiący językiem Szekspira (jak również Amerykanie) nie mają, z tego co mi wiadomo, takiego określenia jak 'fantastyka', które grupowałoby zarówno sci-fi jak i fantasy. Still, z mojego utylitarystycznego punktu widzenia, umowne szufladki tego typu mogą istnieć o ile są użyteczne - dostatecznie szeroko rozpoznawalne, by w poręczniejszy sposób aniżeli opis składający się z większej ilości słów przekazywać odpowiednie znaczenie - dla wygody czytelnika. Tworzenie kolejnych, coraz bardziej szczegółowych szufladek wszelako w pewnym momencie powoduje, że przestają być one użyteczne, bo stają się zbyt wąskie znaczeniowo (samo określenie 'angel fantasy' jest IMHO zbędne i wcale nie bardzo poręczne - odnosi się do wąskiej grupy twórczości, która nie charakteryzuje się niczym szczególnym poza wątkiem anielskim, który w 'regularnym' fantasy może przecież występować równie dobrze, a i kryterium rozpoznawalności nie do końca chce działać tu na korzyść tej etykietki: google wyrzuca mi na takie zapytanie np. sklepy z bielizną, hoho - niemniej to tylko mój głos; sama kwestia nieszczególnie wydaje mi się warta prowadzenia długich i zaciętych sporów). Tutaj język ewoluuje bardzo szybko i ograniczanie się do używania form tylko słownikowych jest zwyczajnie niewygodne (np. w SJP PWN nie udało mi się znaleźć hard science-fiction, trans/posthumanizmu), nawet dla czytelnika, bo wymaga definiowania problemu za każdym razem na nowo, zamiast użycia jednego/dwóch słów. Aczkolwiek nie odnosi się to nijak do kwestii, czy są to określenia 'prawdziwe' - bo stwierdzenie, czy sa prawdziwe czy nie do niczego nie prowadzi, nie ma bowiem nawet odpowiednich kryterów 'prawdziwości', które nie byłyby przynajmniej równie umowne, co same te etykietki.
  2. Link do regulaminu jest - tylko zrób, Mroz, żeby się wyświetlał w nowym oknie - bo tak ktoś wypełni wszystkie rubryki, a kliknie link do regulaminu...
  3. Sprawdziłem z Chrome i tam też nie mam tego problemu.
  4. Hm, u mnie problem nie występuje. Możesz napisać, z jakiej przeglądarki korzystasz, czy masz włączone cookies?
  5. Geralt początkowo jest intrygujący, bo z jednej strony to übersprawny twardziel, ale, że Wiedźmin to generalnie postmodernistyczna zabawa z kliszami fantasy, to jest też niezrozumianym i chętnie rozmyślającym nad swoim losem odmieńcem. Z kolejnymi opowiadaniami wszelako, a z kolejnymi tomami sagi tym bardziej, Geralt staje się już dużo nudniejszą Mary Sue - sieka potwory i ludzi, bo tak wspaniale wywija mieczem, zalicza laski, bo tak jest wspaniały generalnie, a przy tym dopadają go melancholijne nastroje i strzela fochy tak, że można by podejrzewać, że jest w ciąży. Jakier jest IMHO sporo fajniejszą postacią, bo jest przede wszystkim bezpretensjonalny - i dużo bardziej naturalny. Żeby nie było, że nie lubię Wiedźmina - lubię jak najbardziej, czytałem z dużą przyjemnością, natomiast fascynacja Geraltem jako takim mi już przeszła, bo on nie jest najciekawszą postacią, jaką w książkach, które czytałem z dużą przyjemnością spotkałem. Tyle tylko, że nie bardzo tutaj pasują, bo raczej nie mają wiele wspólnego z fantastyką.
  6. Fakt, u mnie też to tak działa. Zmień, Mrozie, linki, żeby kierowały do subdomeny bez www na początku, bo spodziewam się, że to miesza z cookies (z http://crpg.enklawanetwork.pl przechodzi do http://www.crpg.enklawanetwork.pl/something/). Cookies niezależne od subdomeny i wyłączenie ich lokalnego przechowywyania nie naprawia problemu - widać traktuje www.crpg.enklawanetwork.pl jako subdomenę crpg.enklawanetwork.pl, a nie enklawanetwork.pl. Możesz w .htaccess dodać regułkę, która przekieruje z adresu z www na początku do takiego, który nie ma tego. Ponadto napraw martwe linki i schrzanione includowanie plików, które ci wypunktowałem na gg, to cholernie ważne.
  7. Szalom, witamy w skromnych progach, et cetera (o ile jako członek teamu zajmujący głownie opierdalaniem się mam prawo mówić w liczbie mnogiej; jeżeli nie, to potraktuj to jako pluralis maiestatis związany z przerostem ego). Przyjemnego pobytu :] Nowa w drodze. ;]
  8. Hazreth

    Co czytacie?

    Przecież to nie ma dziesięciu minut nawet, można obejrzeć w przerwie na kawę. Co innego opowiadanie Dukaja o tym samym tytule, które było inspiracją - to jest długie jak na opowiadanie, jak chyba wszystkie utwory z 'W kraju niewiernych'. Ale IMHO też warto.
  9. Hazreth

    Co czytacie?

    Czarne oceany Dukaja - po Perfekcyjnej niedoskonałości i W kraju niewiernych, które przeczytałem do tej pory, rozczarowuje zdecydowanie. Dobrze przynajmniej, że nie szarpnąłem się na wydanie hardcover.
  10. Hazreth

    Seriale fantastyczne

    Pierwszy to powiedziałem, 5 stron temu. Sucker! But yeah, hive-five o/\o
  11. Hazreth

    Manga i Anime

    Ugh... Bebopa podałem jako coś lekkiego raczej ;] Light sci-fi w stylistyce lat siedemdziesiątych, epizodyczna fabuła, łatwo się ogląda, sporo rzeczy jest z mocnym przymróżeniem oka... Bajdełej, soundtrack jest super, a opening , bardzo wyraźnie odróżniając się od a) ciężkich mhrocznych brzmień, b) paskudnego jpopu, który zwykle się tam znajduje. Jasne, pod koniec robi się trochę poważniej, ale nie przesadzałbym z 'trudnym klimatem', serio. Death Note natomiast... Sam Light mi nie przypadł do gustu, bo ambicje zrobienia z niego postaci moralnie niejednoznacznej szybko się twórcą skończyły i jest to de facto bardzo prosty villain protagonist ('STWORZĘ NOWY ŚWIAT, POZBYWAJĄC SIĘ ZŁA! A złem jest każdy kto się ze mną nie zgadza!' - jakkolwiek sympatii mojej przysparza mu to, że odnajduję w nim pokrewną duszę, nie obraziłbym się za coś bardziej złożonego). Natomiast przyznaję, serię oglądało mi się przyjemnie, przynajmniej do pewnego momentu - aż kolejne plany Lighta nie przekroczyły granicy z 'przy sprzyjających okolicznościach i dobrym rozegraniu to może się udać' do 'równie prawdopodobne co nagły atak rozwścieczonego t-reksa w centrum NYC'. Więc seria byłaby naprawdę dobra i nawet znalazłaby się pewnie na mojej liście anime, które jednak lubię, gdyby trwała jedną czwartą tego, co trwa - i twórcy skupili się na intelektualnej potyczce między dwoma geniuszami, a nie potyczce między dwoma czytającymi w myślach jasnowidzami, strasznie przegadanej zresztą i od pewnego momentu zwyczajnie nudnej. (powinienem zmienić nazwę tematu na Manga & Anime? Gdy pojawia się jedno, drugie prędzej czy później też, w końcu...)
  12. Hazreth

    Manga i Anime

    Did you mean: filler Ja generalnie odradzam tasiemcowe shouneny, bo to kupa przepotworna. Jak zresztą większość anime w ogóle, ale większość nie jest tak koszmarnie długa. Zdarzają się natomiast fajne tytuły, od lekkostrawnych (ale znakomitych) jak Cowboy Bebop, po ciężkie i depresyjne jak Texhnolyze czy onirczno-lynchowsko-matrixowo-pokręcone jak Serial Experiments Lain - te tytuły stanowią moje top 3 i polecam szczerze, przy czym ostrzegam, że - oprócz Bebopa - mogą być dla niektórych niejadalne.
  13. :* Now, either GTFO of my thread, or GTFO of my thread.
  14. I'm not gonna write the same thing twice. You may now officially fuck off.
  15. Rzadko gram; w ciągu ostatnich dwóch lat trafiły się może trzy gry, które uznałem za warte zainstalowania. Cztery, licząc The Void, która wybija się ponad pozostałe tym, że uznałem, iż warto dla niej (i tylko dla niej) zainstalować Windowsa - możecie wyobrazić sobie, co to oznacza dla takiego macfaga jak ja i co mówi o tej grze. Cóż w niej jest na tyle niezwykłego, że popchnęło mnie do tak dramatycznego kroku? Przede wszystkim wspaniała atmosfera. Ta z kolei budowana jest przez pozostałe elementy składające się na grę komputerową: grafikę, muzykę, opowiedzianą historię, etc. The Void opowiada historię duszy, która tuż przed śmiercią, zstąpieniem wgłąb Koszmaru, zawędrowała z niewiadomych przyczyn do Pustki - dziwnego świata zamieszkałego przez piękne Siostry i pilnujących ich nieustępliwych Braci, gdzie niepodzielnie rządzi Kolor. Kolor był w Pustce niegdyś powszechny, teraz zostały go nieledwie krople, od dawna panuje tu więc okres głodu - Kolor jest bowiem tym, co umożliwia życie - stanowi pożywienie, daje energię. Powoli uczymy się, jak Koloru używać, poznajemy prawa, jakimi rządzi się dziwny, oniryczny świat. Nie wszystko jednak, co jest nam powiedziane, musi być prawdą - Siostry nie mówią nam wszystkiego, co chcielibyśmy wiedzieć, a niejednokrotnie zwyczajnie kłamią; Bracia ślepo podążają za swoimi Przykazaniami, próżno więc oczekiwać od nich wyjawienia przyczyn jakichś zjawisk - dlatego też część z nich bierze nas za jednego z nich, nie są w stanie bowiem wyobrazić sobie innej przyczyny naszego pojawienia się w ich świecie. Nie chcę opowiadać zbyt wiele, bowiem przez pierwsze momenty gry naszym zadaniem jest przede wszystkim zorientowanie się się, o co w tym wszystkim chodzi i co ze sobą zrobić - na początku celem jest znalezienie celu. Pierwsze, co można zobaczyć to... to co widać. Grafika jest piękna nie dlatego, że wykorzystuje najnowsze zdobycze technologii (chociaż woda czy światła wyglądają ślicznie), bo ta starzeje się szybko, a dlatego, że znakomitą robotę odwalili projektanci, tworząc coś, co ma charakter i jest spójne. Większość lokacji, jakie przyjdzie nam odwiedzić, skąpanych jest w półmroku, ale są od tego wyjątki - na przykład komnaty Sióstr, gdzie w wyglądzie lokacji odzwierciedlenie ma osobowość każdej z dziewczyn. Projekty postaci są również warte uwagi - każda z Sióstr jest charakterystyczna, ale największe wrażenie robi wygląd Braci - mają w sobie ludzkie elementy, zniekształcone jednak w potworny sposób, co daje znakomity - i wywołujący ciarki - efekt. Muzyka jest w większości delikatna, często niepokojąca, z rzadka mocniejsza i szybsza, zawsze jednak doskonale podkreśla atmosferę miejsca, które odwiedzamy - nie wybija się bardzo, ale stanowi znakomite tło; można się zatrzymać na moment i w nie wsłuchać - i nie będzie to czas stracony. Mechanika gry obraca się wokół Koloru - on jest wszystkim, czego nam potrzeba. Jest pożywieniem, działa jak satystyki bohatera w grach RPG, stanowi punkty życia, umożliwia poruszanie się, jest bronią i amunicją. Kolor występuje w siedmiu odmianach: srebrnej, karmazynowej, bursztynowej, azurowej, szmaragdowej, fioletowej i złotej. Zebrany ze świata gry w postaci Lymphy trafia do naszej Pamięci i można wypełnić nim Serca postaci. Kolor, gdy znajduje się w Sercach, daje nam dodatkowe możliwości: Karmazynowy zwiększa siłę naszych ciosów, Azurowy powoduje, że poruszamy się szybciej. Ale wszystko to ma też złe strony: im więcej Karmazynowego w naszych Sercach, tym agresywniejsi stają się Bracia, im więcej Azurowego, tym prędzej pobiegną oni w stronę komnat, w których znajduje się Kolor, by je z niego ograbić. Gdy wyjdziemy z komnaty w Pustkę, rusza czas, zatrzymany, gdy odwiedzamy poszczególne lokacje. Wtedy Lympha z Serc zaczyna być zmieniana w Nervę i trafia do Palety - stąd możemy brać Kolor, by wejść w interakcję ze światem gry - by zaatakować, wypełnić Kolorem drzewo, nakarmić którąś z Sióstr. Ważne jest jednak, by zawsze mieć odpowiednią ilość Lymphy w Serach, w przeciwnym bowiem wypadku nasza postać umiera. Kolor możemy zyskać zbierając pojawiające się w komnatach z początkiem każdego cyklu (na które podzielona jest gra; jeden cykl to jak dzień w grze) kwiaty, polując na niewielkie, pełne Koloru stworzenia, odkrywając żyły w komnatach zwanych kopalniami, lub wypełniając Kolorem drzewa, by w następnych cyklach móc zebrać go z nich więcej. Więcej możemy go pomieścić, gdy znajdziemy bądź otrzymamy kolejne Serca - każde z Serc zaś daje nam Glif, czyli znak, którego narysowanie przy pomocy Nervy daje określony efekt. Każde jednak użycie Koloru uszkadza krainę Siostry, do której należy komnata, w której Koloru używamy - co powoduje, że z kolejnymi cyklami pojawia się w niej mniej Lymphy, a więcej agresywnych stworów gotowych nas zaatakować. To winduje, i tak wysoki, poziom trudności jeszcze w górę. Gra bywa przez to niejednokrotnie frustrująca: na początkowych etapach jeden błąd może oznaczać, iż skończymy w połowie cyklu pozbawieni Koloru, skazani na śmierć; później zaś możemy się zorientować, iż nie powinniśmy byli napełniać wszystkich drzew w ogrodzie kolorem, którego teraz mamy pod dostatkiem, a jedynym sposobem na naprawę tej sytuacji jest powrót do zapisanego stany gry... sprzed kilku godzin. Tu The Void jest bezlitosna od samego początku - nie prowadzi nas za rękę nawet przez moment, od razu rzuca na głęboką wodę. To jednak powoduje, że ukończenie gry jest szalenie satysfakcjonującym doznaniem, tym bardziej, że do końca prowadzi więcej, niż jedna ścieżka. Warto zwrócić uwagę na dubbing - grałem w angielską wersję gry i przyznać muszę, że jest znakomity - spora część gier tworzonych przez duże studia developerskie nawet się nie umywa do produkcji małego rosyjskiego Ice-Pick Lodge pod tym względem. Wpadki, jeżeli są, to drobne - mnie udało się jedynie zauważyć, że Bracia czasem podczas walki krzyczą modlitwy innym głosem niż ten, który słyszałem z ich ust, gdy rozmawiali ze mną wcześniej. Jak każda produkcja, która całą sobą krzyczy, że to nieprawda, że gry komputerowe nie mogą być sztuką, tak i The Void w całej swojej poetyckości, oniryczności i skomplikowaniu jest mocno pretensjonalna, ale to już od gracza zależy, czy da się pochłonąć niepowtarzalnej atmosferze i przymknie na to oko, czy nie - i grę odrzuci. Warto jednak dać jej szansę, ze względu choćby na to, jak inna od ogromu pojawiających się na rynku produkcji jest The Void. PS. Grałem w wersję angielską, zatytułowaną The Void. W Polsce pojawiła się pod tytułem Tension, i jest to trochę inna gra. The Void zostało wydane na rynek anglojęzyczny, gdy Atari zaproponowało Ice-Pick Lodge, że zajmie się dystrybucją, ale chętnie zobaczyliby parę zmian - pomajstrowano trochę w mechanice, przepisano i nagrano od nowa wszystkie kwestie mówione, poziom trudności poszedł zauważalnie w górę. Tension jest więc starsza, ma też polską wersję językową, ale pod względem atmosfery i fabuły nikt nie odważył się odejść bardzo daleko. PPS. Ze względu na to, że gra rzeczywiście jest trudna i pewnie nie mnie jednemu zdarzało się wczytywać save sprzed paru godzin, bądź w ogóle zaczynać grę od nowa, za sprawą jednego z użytkowników forum IPL pojawiły się patche dodające łatwy i średni poziom trudności, aby każdy mógł zakosztować tej produkcji bez zniechęcania się, gdy coś pójdzie nie tak. Auch, trailer: http://www.youtube.com/watch?v=bZ-FvuzPrgk
  16. Hazreth

    [Gra PC/Mac] The Path

    Pudełkowa The Path (wersja PL i EN w jednym pudełku) teraz kosztuje tylko 2 dychy
  17. Fakt, to sympatyczne. Jasne, trochę banalne w przekazywaniu życiowych prawd, ale przynajmniej nie ma elfów. Niemniej napisane fajnie i czytałem z przyjemnością. Przy okazji, pamiętam, że fragment Czarnoksiężnika z Archipelagu znalazł się w którymś z moich szkolnych podręczników do polskiego (nie pomnę wszelako który to był) - fragment taki, że uznałem osobę odpowiedzialną za umieszczenie go tam za idiotę skrajnego. Była to bowiem sama końcówka, czyli gigantyczny spoiler. Hm, a King czy Koontz to nie czytadła? O ile Koontza czytałem raptem jedną czy dwie pozycje, tak Kinga sporo więcej - i nic mu nie ujmując, produkuje on właśnie takie pozycje. Bardzo sprawnie napisane, łatwo się czytające i na wysokim poziomie, ale nie reprezentujące sobą jakiejś szczególnej głębi - czytadła. Wśród tychże wyróżniające się in plus, ale nie będące niczym więcej. Różnie to bywa - są autorzy starający się trzymać tejże techniki i kładący nacisk na aspekt 'science' w tym całym science-fiction, ale są też tacy, którzy kompletnie go pomijają - vide wspomniane gdzieś wcześniej przeze mnie książki z uniwersum Star Wars, które mało, że są w ogromnej większości tanią grafomanią, to na dodatek powsadzane są tam plot devices, których jakieś technologiczne prawdopodobieństwo jest zupełnie pomijane. Akurat w przypadku Star Wars to naturalne, bo całe uniwersum tak działa, ale podałem to jako przykład szerszego trendu, gdzie cała otoczka to de facto fantasy IN SPACE. Ah, to przypisałbym rachunkowi prawdopodobieństwa. Równie wiele (jeśli nie więcej) tych przewidywań się nie sprawdziło, ale to normalne biorąc pod uwagę ich ilość. Dużo ciekawszym aspektem S-F wydaje mi się zadawanie pytań bardziej uniwersalnych, jak czynił to Lem - wtedy traci na znaczeniu to, że jego eksploratorzy obcych planet korzystali z płyt perforowanych jako nośnika informacji, albo taśmy filmowej w tradycyjnej kamerze do zapisu obrazu - to zaledwie detale; dlatego książki Lema, pomimo upływu czasu, w większości się nie zestarzały i nie zdezaktualizowały, a jedynie pokryły patyną. Cóż, sporo jest rzeczy w tejże trylogii, które trzeba bronić na zasadzie: licenta poetica! Ale to w sumie bez znaczenia, bo nie mam zamiaru bawić się w czepianie szczegółów. Niemniej niedokładnie o to mi chodziło - nie widzę konieczności powiązania fantastyki z jakimś historycznym okresem (chociaż to ciekawy zabieg) - miałem na myśli fakt, że obecność świata wymyślonego od podstaw przez autora nie usprawiedliwia nielogiczności, braku prawdopodobieństwa psychologicznego postaci (chyba, że znajdzie się dla tego jakieś wyjaśnienie, np. zupełnie nieludzka rasa) - a odstępstwa od tego typu reguł powinny być dobrze przemyślane i spójne, bo samo 'to MÓJ świat!' to zdecydowanie za mało. Och, pomijam wartość kolekcjonerską. Chodzi mi o książki autorów o oczywistych problemach warsztatowych, zwyczajnie kiepskie w możliwie najbardziej obiektywnych kategoriach. Jasne, że nie są to rzeczy pokroju My Immortal (choć i to ktoś wydał! Z drugiej strony chyba ten przypadek to przegięcie na tyle mocne, że wydrukowanie tego jest usprawiedliwione) - ale i tak naprawdę słabe.
  18. Hohoho, takie rzeczy zwykle mi się nie zdarzają. To znaczy, zwykle moja złośliwość jest dostatecznym argumentem, żeby uznać moje wypowiedzi za nic niewarte, tym bardziej zabawnie (ironicznie?) wygląda powyższy cytat. Anyway, no problem, sir. Nah, dyskusja ma to do siebie, że rzadko chce podążać jednym wyznaczonym torem, a dygresje są bardzo fajnym ich elementem, dzięki którym nie wyczerpują się one po kilku wypowiedziach. (A i erystyczne chwyty, dobrze użyte, są interesującym elementem dodającym do skomplikowania łamigłówki, jaką jest budowa argumentacji, so, yeah). Ja dorzucę jeszcze coś w kwestii literatury fantastycznej. Nie jest to mój ulubiony gatunek (o ile takowy istnieje w ogóle), aczkolwiek cenię pewną grupę autorów weń się wpasowujących. Zauważyć można natomiast całe mnóstwo literatury śmieciowej, należącej do tego gatunku (fantasy chyba nawet bardziej niż S-F i pochodne) - podobnie duża ilość autorów debiutujących amatorskimi pracami (na różnym poziomie) decyduje się na pisanie fantastyki. Co fantastykę odróżnia od innych gatunków to brak wyraźnych granic wyznaczających prawdopodobieństwo: 'NIEPRAWDA, że to jest bez sensu, to MÓJ ŚWIAT i tutaj TO MA SENS' - rozumiecie, co mam na myśli? Sporo bzdur da się obronić na tej zasadzie - to wymyślony świat i rządzi się swoimi prawami! Ponadto zwalnia to autora z konieczności zebrania informacji dotyczących czasu i miejsca osadzenia akcji w celu jej uprawdopodobnienia, co daje złudzenie, że pisanie fantastyki (dobrej fantastyki, that is) jest łatwe. 'Złudzenie' jest tu słowem kluczowym i efekt jest taki, że ulegają owemu złudzeniu wszelacy autorzy, zapełniając półki w empikach kijową literaturą fantastyczną, drastycznie obniżając średni poziom w tym gatunku. Pytanie: czemu ktoś to wydaje i czemu ktoś to kupuje?
  19. Hazreth

    Próbka

    Ups, nie zauważyłem, że temat jest zamknięty. Nie odniosę się więc do niczyjej wypowiedzi, bowiem to byłoby nie fair wobec dyskutantów - za wyjątkiem Mroziego, to zaraz. Powiem jedynie, że nie będę przepraszał za formę moich wypowiedzi; pomimo usilnych próśb nie udało mi się doprosić o wskazanie mi, gdzie dokładnie byłem tak chamski i napastliwy, że k-trine aż się obraziła - a szkoda, bo istnieje możliwość, że doszło do nieporozumienia, którego nie miałem zwyczajnie jak naprawić. Tego żałuję. A do Mroza: Informacji, że tekst jest bez korekty oczywiście nam oszczędzono, więc potraktowałem go jak potraktowałbym każdy inny tekst w dziale Twórczość Własna, gdzie ludzie wrzucają przeważnie rzeczy już o stopniu bliskim ukończenia lub ukończone, chyba, że zaznaczą inaczej. Ów nieszczęsny ciężki buc zaś był niczym więcej, jak krzyknięciem (w dyskusji IRL krzyknąłbym właśnie, tutaj z racji ograniczonych środków niewerbalnych - i. e. żadnych - inaczej zwróciłem uwagę), że życzę sobie odnoszenia się do moich argumentów, a nie mojej osoby. Przewidzieć można było, że samo to słowo wywoła efekt emocjonalny uniemożliwiający odebranie go tak, jak zamierzone było w danym kontekście, ale to też i nie moja wina że w postaci wyrwanej z tego kontekstu został odebrany. Niemniej przewidzieć to mogłem, zatem cóż, przykro mi. -------EDIT-------- Przemyślałem wszystko. Nie, tak naprawdę czekałem tylko, aż Mroz przestanie być dostępny na gg, bo jego obecność psuje mi zabawę. Ale ad rem: do czego się przyznam, to rzeczywiście jest ze mnie cholerny internet superhero*, i tak, rozrywką jest dla mnie prowadzenie przydługich i pozornie bezcelowych dyskusji na forach. Tyle tylko, że to przyjemna gra, gdy dyskusja już się wykolei, pretekst wyczerpie, a wszystko leci siłą inercji w uliczki kolejnych dygresji (a czasem pretekst służy niczemu więcej niż takiemu właśnie obrotowi rzeczy, choć nie w tym wypadku), wyszukiwanie luk w argumentacji przeciwnika - i swojej, żeby je załatać. Nic nie mam do nikogo z was osobiście (nie znam was, FFS). *określenie mocno (znaczy: MOCNO) ironiczne, gwoli ścisłości. Styl wypowiedzi mam złośliwy, a jak wiadomo, INTERNET IS A SERIOUS BUSINESS. No cóż, nie dla mnie, jak widać. Zatem szalom i specjalnie dla was: A temat otwieram (yah, srs bsns, ya can ban me if ya will, Mroz), przy czym nie będę go ciągnął, idę znaleźć inną zabawkę w innym kącie Internetów.
  20. Hazreth

    Próbka

    Już? Szkoda. Zarzucasz mi bycie niemerytorycznym, ja przytoczę kilka cytatów od was: Argumeny merytoryczne jak jasna cholera. Jakimś cudem jednak udaje mi się nie obrażać i nie trzaskać drzwiami. Zabawne, czyż nie? Spróbuj wyobrazić sobie, że nie jestem idiotą i niejednokrotnie widziałem zachowanie osób, które usiłują pokazać, że ich jest na wierzchu przy braku argumentów. I naprawdę - odnoszę się do waszych wypowiedzi merytorycznie. Cytat po cytacie. O wskazanie, które fragmenty moich wypowiedzi są tak chamskie, żeście się poobrażali się nie doprosiłem. Przy okazji, to przeoczyłem: Nie, wystarczy: programiści. To tak jakby na wstępie recenzji filmu powiedzieć 'scenografowie rzucili nas w świat dzikiego zachodu' - chociaż za wybór miejsca i czasu odpowiadał scenarzysta, za wizję ogólną jakiś dyrektor artystyczny, czy ktoś, a ci scenografowie przygotowali - może i piękne - kaktusy do poustawiania na planie, ale nie ich rola była decydująca. Zatem proszę po raz kolejny, nie obrażaj się, a spróbuj dostrzec, co mam do powiedzenia. W każdym razie nie martwcie się - nie komentuję często tego, co się w tym dziale dzieje, nie biorę udziału w korekcie tekstów, jestem tu tylko takim charakterystycznym elementem krajobrazu: jak już przywykniecie do mojego istnienia, pojawiania się od czasu do czasu i tego, że nie stawiam emotek, od razu wam będzie weselej.
  21. Hazreth

    Próbka

    W takim razie powiedz, że sprawia ci to problem, a nie zarzucaj mi hipokryzji - bo to dwie osobne kwestie. Gdyby nie to, że tekst jest recenzją, słowa bym nie powiedział na wtręty po angielsku. Użyłem wyrazistego przykładu. To do mnie tutaj się mówi, że moja krytyka jest chamska i bezzasadna, że krytykuję jako złą każdą opinię niezgodną z moją i sprowadza się moje argumenty do mojej osoby i tak atakuje. Nie mówiąc często nawet, gdzie konkretnie zawiniłem - gdy ja tymczasem staram się do konkretów właśnie odnosić i do wypowiedzi, nie do osób. Ale gdy to mówię, dalej jestem ignorowany, więc może trzeba trochę głośniej, żeby zwrócić uwagę.
  22. Hazreth

    Próbka

    Bo nie obrażam. Zdanie wyrwane z kontekstu tak brzmi, ale napisałem dalej: Co nieco zmienia obraz sytuacji, czyż nie? Ależ ja nie piszę w tej chwili tekstu publicystycznego - wydawało mi się, że specyfika recenzji jest zgoła odmienna od swobodnej wypowiedzi na forum, która jest de facto analogiem wypowiedzi w mówionej dyskusji, tyle, że z użyciem innych środków do przekazania treści (piszę, zamiast mówić). Przy okazji - dopuszczam możliwość, że niespójne stosowanie skrótów w dwóch językach w recenzji wynika z niedociągnięć lokalizacji - ale znowu, owa recenzja tej informacji nie dostarcza, więc to nielewie moje przypuszczenie, możliwe zresztą, że błędne.
  23. Hazreth

    Próbka

    Powinien być jakiś odpowiednik Godwina, odnoszący się do implikowania przez internet dyskutantowi wzburzenia emocjonalnego. I cóż, jeżeli z rzutu izometrycznego przesiadamy się do FPP, gdzie sterowanie, sposób reakcji protagonisty na nie, modele postaci, zręcznościowa walka przypominają Obliviona dużo bardziej, aniżeli jakiegokolwiek Fallouta... To to są raczej rażące podobieństwa. Ale nawet jeżeli nie i uznajesz, że to kwestia subiektywnej oceny, OK - niemniej oprócz oceniania recenzja winna informować, ażeby o recenzowanym produkcie nawet ktoś o innym guście niż ten recenzenta mógł się czegoś dowiedzieć - i w tym wypadku tekst tej roli nie wypełnia. Dostajemy jedynie 'brak rażących podobieństw', co, jak widać, znaczy tyle, że autorowi nie wydało się bardzo podobne. W takim razie może warto powiedzieć, przez kogo został okrzyknięty? I nie pomijać informacji, że pojawiły się też głosy skrajnie przeciwne - nie tylko, uważaj, na fejsbukach fanów? Dostajemy niepełne, wybiórcze i jednostronne informacje. Z faktu, że dane wyrażenie jest nazwą własną wynika, że zgodnie z zasadami ortografii pisze się je wielką literą. Stosując synonimy: Implikacją faktu, że mamy do czynienia z nazwą własną jest to, że pisze się je wielką literą. Następstwem tego faktu jest to, że pisze się tę nazwę wielką literą. Dalej: implikacją, następstwem, które tyczy się ortografii. Zatem: implikacją, następstwem ortograficznym. Literkami prościej nie potrafię. Mam ci to rozrysować, czy przyjmiesz do wiadomości, że umiem mówić i pisać w języku polskim? W takim razie czemu czepiasz się mojej wypowiedzi? Każde zdanie muszę oznaczać tagami? Spodziewałbym się po ludziach zajmujących się pisaniem, że potrafią odróżnić jedno od drugiego bez takich wskazówek. Dlatego zwróciłem uwagę na nieprawidłowe użycie słów, co ty zbyłeś, mówiąc 'e tam, każdy wie o co chodzi', z czego wynika, że uznajesz ten błąd za nieistotny. Nie widzę, w jaki sposób ten argument działa na moją niekorzyść - bo o ile twoje uznanie go za nieistotny to twoja opinia, o tyle jego istnienie jest faktem. Nie, nie dlatego błędny. Na ten sukces składa się wiele czynników, wskazanie jednego jedynego jest niewykonalne, a ten (hype generowany przez słowo 'Fallout' w tytule, czyli darmowa reklama podbudowująca zainteresowanie mediów i graczy tytułem) należy do tych składowych. Odrzucanie go jest błędem. Wy ze skrajności w skrajność. Mówię, że odrzucenie tego czynnika ('odniósł sukces wcale nie dlatego, że jest pod marką Fallout!') jest błędem, nie zaś, że jedyną przyczyną (ani nawet najważniejszą przyczyną) sukcesu FO3 była nazwa 'Fallout'. Zechciej łaskawie darować sobie strawmany. Odnoś się do moich argumentów, a nie baw się w zatruwanie studni (nikt z dyskutantów mnie tu nie lubi, więc i tak nie masz po co). Ponawiam prośbę - wskaż konkretnie, co ci nie pasuje. Jesteś ciężkim bucem. Nie, nie mówię tego serio, po prostu ty właśnie wobec mnie coś takiego zastosowałeś. Na razie na wszystkie twoje opinie odpowiadam broniąc swojego stanowiska i sprzeciwiając się zarzutowi, że moja krytyka jest 'bezzasadna' - w tej chwili ignorujesz to i po prostu jedziesz po mnie argumenty ignorując. Gdy skończysz, możemy kontynuować, kay? I almost forgot how much fun this was :]
  24. Hazreth

    Próbka

    Autor ma prawo do subiektywnej oceny faktów. Nie ma za to czegoś takiego, jak subiektywne fakty. Jeżeli podaje się nieprawdziwe informacje, to to już nie jest subiektywna ocena. 'Został okrzyknięty' nie oznacza 'przedstawiono go w reklamach'. Zatem jest to błędna informacja, błąd rzeczowy, dziękuję. Bo, jak wiadomo, akcja FO3 dzieje się na zachodnim wybrzeżu wyspy Wolin. Słowo 'implikacja' znaczy tyle, co 'następstwo' lub 'konsekwencja'. To synonim. Za to już przeprosiłem. Za formę znaczy, bo błędy interpunkcyjne tam są. To jest wyraz mojej subiektywnej niezgody z subiektywną oceną autora. Ja nie mam do niej prawa? Każdy wie o co chodzi, gdy mówimy 'poszłem'. To nie jest dobry argument. Odniosłem się do tego. Stwierdzenie, że marka 'Fallout' nijak nie przyczyniła się do sukcesu FO3 to po prostu błędny wniosek.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...