Księgarnie i kościopył - Travis Baldree - Recenzja

Legendy i latte okazały się jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek ostatnich miesięcy, głównie za sprawą unikalnego, ciepłego klimatu. Przyznam, że usłyszawszy o kolejnej odsłonie przygód Viv, obok radości poczułem też ukłucie niepokoju. Czy pozbawiony elementu zaskoczenia Baldree wciąż będzie potrafił wciągnąć mnie do wyczarowanego przez siebie świata? Druga spokojna, pozbawiona walk książka o przyjaźni może stać się wszak zwyczajnie męcząca i wałkować te same motywy, podmieniając jedynie kawiarnię na sklep z książkami. Ujmę to tak: wątpliwości okazały się zupełnie bezpodstawne, a przez liczącą ponad 370 stron powieść przefrunąłem w dwa wieczory.

Akcja rozgrywa się dwadzieścia lat przed wydarzeniami z Legend i latte. Viv nie jest jeszcze zmęczoną życiem, szukającą wytchnienia orczycą w dojrzałym wieku, ale młodą awanturniczką z głową wypełnioną marzeniami o własnej chwale. Tak to już osobliwie na świecie bywa, że im dłuższe życie ktoś ma w perspektywie, tym chętniej nim szafuje, plując na pojęcia takie jak „ostrożność” czy „zdrowy rozsądek”. Twarz Viv mogłaby służyć za ilustrację tej prawidłowości. Nie zważając na ostrzenia doświadczonych kompanów, orczyca zapuszcza się w szale bitewnym daleko przed resztę drużyny… i zostaje ciężko ranna, skazując się na przymusowy postój w pewnym nadmorskim miasteczku. To, co początkowo wydawało się być istną torturą, wkrótce stało się jednym z najważniejszych etapów w życiu bohaterki.

Baldree nie zmienił zanadto podejścia do narracji od czasu Legend i latte. Tempo wciąż jest zatem bardzo powolne, Viv stopniowo zapoznaje się z nowym miejscem, poznaje ludzi i zawiera pierwsze przyjaźnie. Centrum jej świata – w miejsce mającej powstać za dwie dekady kawiarni – stanowi prowadzona przez szczurołaczkę podupadająca księgarnia. Dalej wszystko toczy się już wedle znanego schematu – orczyca wraz z szybko rozrastającą się czeredką kompanów (niektórzy z nich są BARDZO osobliwi, a wszyscy przesympatyczni) stopniowo wyprowadza przybytek na prostą. Nie zabrakło też oczywiście nieco bardziej „żywych” fragmentów, jednak wciąż nie jest to powieść dla tych, co nie mogą żyć bez wiader juchy i toczących się głów. Pomijając kilka wulgaryzmów Księgarnie i kościopył nadają się bowiem zarówno dla dorosłych, jak i dzieci.

Czytając powyższe słowa, mogliście odnieść wrażenie, że Baldree stworzył dzieło będące kwintesencją wtórności: zapyziała dziura, pozbawione szans na świetlaną przyszłość przedsiębiorstwo, grupka przyjaciół i nieliczne fragmenty akcji. Cóż, nie da się ukryć, że tak wygląda prawda… ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Niepowtarzalny styl autora wciąż działa cuda, zalewając czytelnika poczuciem błogości, spokoju i optymizmu. Mam świadomość, że „z zewnątrz” brzmi to trochę jak przesłodzona pulpa dla osesków, ale uwierzcie mi – nic z tych rzeczy. Owszem, książka jest w pocieszny sposób naiwna, ludzie są dla siebie permanentnie mili, słońce zaś zawsze świeci, jednak czytając, nie ma się wcale wrażenia, że Baldree pisze do pięciolatków. Mam bardzo cyniczne podejście do życia i mówiąc szczerze jestem cholernie marudny, a czytając to, nie mogłem zetrzeć z twarzy uśmiechu odprężenia i prostej satysfakcji. Człowiek pragnąłby momentami, by prawdziwy świat miał w sobie choć ćwierć radości sączącej się z każdej niemal strony. Szczerze polecam absolutnemu każdemu – to idealny sposób na redukcję stresu i odpoczynek po ciężkim dniu.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.