Czasy, które nadejdą - Andrzej Pilipiuk - Recenzja

Zabawny jest żywot internetowego pismaka. Niedawno miałem styczność z silnie postępową i lewicującą twórczością Becky Chambers, dziś los rzucił mnie na przeciwną stronę barykady, prosto w metaforyczne objęcia utożsamianego z prawą stroną sceny politycznej Andrzeja Pilipiuka. W moim odczuciu faktycznie zdarzało mu się niekiedy przesadzać z przelewaniem na czytelnika swojego światopoglądu (zwłaszcza w ostatnim Wędrowyczu), jednak w przypadku Czasów, które nadejdą w zasadzie nie ma o co kruszyć kopi. To ten Pilipiuk, którego bardzo sobie cenię – jak nikt inny potrafiący zabrać czytelnika w przeszłość i przekonać go, choć na chwilę, że rzeczywistość była wtedy prostsza i bardziej... honorowa. Nawet jeśli okazjonalnie straszna. Często mawia się, że jego książki są jak grzebanie w zakurzonej skrzyni na babcinym strychu i choć serdecznie dość mam już tego porównania, najzwyczajniej nie mogę z nim polemizować. Tak właśnie się bowiem czułem, przerzucając kolejne kartki jego najnowszej powieści. Przyznam też, ze trochę za tym wrażeniem tęskniłem.

Czasy, które nadejdą, to dość typowy dla dorobku Pilipiuka zbiór opowiadań, w tym przypadku pięciu rozpisanych na około 370 stronach. Czytelnicy będą mieli okazję kolejny raz zagłębić się w przygody Pawła Skórzewskiego, Roberta Storma oraz kilku innych bohaterów. Jak zwykle nie zabrakło ciekawostek historycznych i zaskakujących – przynajmniej dla laika – informacji. Opisy stanu XIX-wiecznej medycyny oraz relatywnie niegroźnych dziś chorób, które wywoływały wówczas w organizmach chorych prawdziwe spustoszenie, to lektura o tyle ciekawa, co przerażająca. Tym bardziej, że stosowane kuracje oraz cena, jaką trzeba było zapłacić za postęp nauki, również nie napawają optymizmem.

Oczywiście nie wszystkie utwory utrzymano w tym samym tonie. W zbiorze znalazło się też miejsca dla humorystycznej, peerelowskiej wersji czerwonego kapturka czy poszukiwań zaginionych gdzieś na Lubelszczyźnie armat z okresu potopu szwedzkiego. Słowem: na monotonię nikt raczej narzekać nie powinien. Co ciekawe, opowiadanie tytułowe wydaje się mi najsłabsze z całego zestawienia. Pisarz porzuca w nim bowiem historyczny sznyt, w zamian posyłając jedną ze swoich postaci na średnio porywające śledztwo z lekkim posmakiem science fiction.

 

W kwestii stylu czy warsztatu Pilipiuka trudno rzec już coś odkrywczego, bo jest to autor na tyle płodny i doświadczony, że każdy, kto interesuje się fantastyką, miał już zapewne z jego dziełami styczność i wyrobił na ich temat własną opinię. Osoby, w których ręce wpadały do tej pory wyłącznie książki o Jakubie Wędrowyczu, powinny jednak wiedzieć, że „historyczna” twórczość Pilipiuka to zupełnie inna para kaloszy (a może gumofilców?...). Charakterystyczny dla perypetii wiejskiego egzorcysty głupkowaty acz sympatyczny humor zastępuje w nich trudny do opisania klimat obcowania z dawnymi dziejami, wynikający nie tylko z przemycania przeróżnych faktów i ciekawostek, ale też prezentacji sposobu postępowania i myślenia poszczególnych postaci. Doktor Skórzewski rozmyślający o przyszłości medycyny oraz marzący o oczywistych dziś lekach oraz próbujący opracować (z mniejszymi lub większymi sukcesami) drogę do ich stworzenia to tylko najprostszy przykład.

Kto darzy historię choćby najlżejszym afektem, powinien poczuć się tutaj jak ryba w wodzie. Czasy, które nadejdą to książka, która nie zaskoczy absolutnie nikogo. Pytanie tylko, czy to koniecznie musi oznaczać coś złego. Jeśli podoba wam się to, co Pilipiuk oferował wam do tej pory i wciąż nie macie dość, będziecie zadowoleni. 


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.