Warszawa 2048 - Ireneusz Kołodziejczyk - Adam (fragment)

Przeskakiwał z dachu na dach: precyzyjnie odmierzał każdy krok, jaki został mu do odbicia. Chwilę przed każdym wybiciem drażniący prawe oko hologram zapalał się na czerwono, sygnalizując najlepszy moment do oddania skoku przed zbliżającą się krawędzią. Dzięki założonemu na siebie ultrasuitowi był szpiegiem niemal idealnym.

Niemal - bo tym razem coś poszło nie tak. Został wykryty w momencie, gdy kradł zaszyfrowane dane największej na świecie korporacji - Mega Industries. To ona pociągała za najważniejsze sznurki w skorumpowanym świecie, gdzie każdy polityk był nic nieznaczącym pionkiem.

Jego czarny strój był, w świecie futurystycznych wynalazków i ubrań, tworem niezwykłym. Łączył wymyślny krój z najnowszą technologią, która pozwalała być niemal doskonałym wojownikiem ninja. Naszpikowano go technologią w takim stopniu, że ubrany weń człowiek stawał się dodatkiem do ubioru. Każdy jego krok, każdy ruch i kierunek, w którym biegł, precyzyjnie wyliczały mikrokomputery, a komunikaty wyświetlane w ciasnej przestrzeni pomiędzy okiem a ciemną szybą hełmu wydawały mu dokładne polecenia. Wszystkie procesy przejęły mikrokomputery: tylko wdech i wydech były domeną jego woli, reszta działa się poza nim.

 

Adam pamiętał, jak wiele dni poświęcił na przyzwyczajenie się do tak niewygodnego sposobu przekazywania informacji, właściwie nawet teraz czuł się nieswojo, gdy holograficzny komunikat wyskakiwał dosłownie znikąd. Jednak technologia opracowana przez Bractwo nie pozostawiła miejsca na jakiekolwiek błędy. Gdy pojawiał się hologram, zmysły się wyostrzały i Adam odnosił wrażenie, że staje się dwiema osobami w jednym ciele. I tu mikrokomputery odwalały za niego robotę. W końcu po wielogodzinnych treningach zaczął nie tyle korzystać z technologii ukrytej w stroju, ile stał się jej częścią. Powoli przestawał zwracać uwagę na obrazy przekazywane przez mikroprojektor, a zaczynał czuć je całym sobą. W momencie pojawienia się informacji, rozkazu lub ostrzeżenia całym ciałem wyczuwał przekaz, już o nim wiedział.

Technologia opracowana przez Bractwo była cennym sprzymierzeńcem w świecie nieustannej walki, gdzie człowiek przestał był człowiekiem i spadł do roli narzędzia. Narzędzia, które w rękach korporacji nie było niczym więcej niż tylko marnym materiałem, który można łatwo zastąpić innym. W świecie, w którym o władzę walczyło siedem największych korporacji, nie istniały żadne zasady. Ludzie dzielili się na tych, którzy mieli pieniądze i broń, i na tych, którzy byli bezimiennymi zjadaczami chleba, żyjącymi z dnia na dzień tylko po to, by wykonywać niewolniczą pracę za marne pieniądze. A wszystko to nastało dzięki ludzkiemu przyzwoleniu.

Na samą myśl o tym robiło się Adamowi niedobrze. Po kryzysie gospodarczym, który nastąpił w 2022 r., zmieniło się dosłownie wszystko. Był dzieckiem, kiedy ceny wystrzeliły jak oszalałe. Ludzie masowo tracili pracę, wylatywali na bruk i zapominali o swych ambicjach. Stawali się zwierzętami, których jedynym celem jest przetrwanie. To wtedy powołano jednostkę, która zaczęła siać strach wśród ludzi. Sama nazwa, Czarna Policja, urosła do rangi mrożącego krew w żyłach symbolu. Była to jednostka wyjęta spod prawa - czarni policjanci mogli robić, co im się żywnie podobało, a odpowiadali jedynie przed samym prezydentem. To dzięki ich terrorowi utrzymywano w kraju jako taki porządek. W innych państwach natychmiast podchwycono pomysł i utworzono odpowiedniki Czarnej Policji. Jej funkcjonariusze, w czarnych uniformach, z hełmami na głowach, brutalnie pacyfikowali protesty, na których ludzie dawali wyraz swemu niezadowoleniu. Wszystko szło w najgorszym kierunku i chyliło się ku upadkowi.

I to właśnie wtedy siedem największych korporacji w wyniku potajemnych narad zawiązało sojusz, który zapewnił im władzę nad światem. Plan był prosty. Pomóc ludziom i pokonać kryzys (który rzeczywiście definitywnie zakończył się sześć lat później). Wszystko pozornie wróciło do normy. Jednak ludzie podżegani przez wysłanników korporacji, zwący się Głosicielami Prawdy, zaczęli się domagać większych praw dla korporacji, które pozwoliły im przetrwać. Domagali się dymisji wielu znaczących polityków, a na ich miejsce wybierali wskazanych przez korporacje. Świat zaczął się zmieniać i to w iście przerażającym tempie. Powolna ewolucja przerodziła się w rewolucję. Zmieniało się dosłownie wszystko. Od żywności, przez ubrania czy leki, na rzeczach codziennego użytku skończywszy. Do roku 2042 sytuacja na świecie była jeszcze stabilna i pozornie bezpieczna. Jednak korporacjom nie wystarczyła już dominacja nad światem i narzucanie cen.

Chciały władzy absolutnej. Chciały rządzić wszystkim i wszystkimi. A kiedy jedne korporacje zachciały sprawować władzę nad innymi, wybuchła wojna. Początkowo subtelna, przerodziła się w otwarte starcia i masowe morderstwa. Zaczęło się niewinnie, od zwykłych obniżek cen, żeby opanować dany segment rynku. Jednak to dawało tylko chwilową dominację. A szefowie korporacji chcieli więcej. Opracowano więc pierwsze technologie, które umożliwiały przeprowadzenie sabotaży i wywołanie dezorganizacji w szeregach konkurencji. Jednak i z tym szybko sobie poradzono. Kolejnym krokiem było wynajmowanie najemników do zabójstw ważnych osobistości i uzbrojenie ich w nowinki technologiczne. Gdy świat obiegła informacja o morderstwie szefa jednej z korporacji, inni wpływowi ludzie szybko domyślili się, co się święci. Każdy zaczął się zbroić. Jasne się stało, że korporacje dążą do wyeliminowania konkurencji, jednak nikt o tym głośno nie mówił, media były odpowiednio zmotywowane do zachowania milczenia. Terror i pieniądze potrafiły wiele zdziałać.

 

Bomba, dosłownie i w przenośni, wybuchła w roku 2043. Wtedy wyeliminowano pierwszą korporację. Jej główna siedziba została zmieciona z powierzchni ziemi przez ładunek wybuchowy, pochłaniając życie wielu tysięcy ludzi, a fala uzbrojonych po zęby najemników dobiła tych, którym udało się przeżyć. W świat poszła informacja o wybuchu wojny między korporacjami. Ludzie chcieli się jej przeciwstawić: zaprotestować i obalić rządzących, lecz to właśnie wtedy okazało się, że zwykły człowiek przestał się liczyć. Stał się dosłownie nikim. Okazało się, że każde mniej lub bardziej znaczące stanowisko obsadzili ludzie z korporacji. Ale najgorsze było to, że spokój na ulicach i ustrój demokratyczny kraju okazały się zwykłą fasadą, za którą rzeczywistość skrywała swoje prawdziwe oblicze. Zaczęły się nagonki i wyłapywanie mniej zamożnych ludzi, by siłą wcielać ich do grup robotniczych, które wytwarzały narzędzia destrukcji i ochrony przed nią. Świat zmienił się i to nieodwracalnie, a wszystko przez chore ambicje kilku ludzi i przyzwolenie innych. Dla zgubionego świata była jednak nadzieja.

Organizacja, która powstała w 2046 r., nazwała się Bractwem. Cel, jaki sobie postawiła, to obalenie wszystkich korporacji. Jedna właśnie chyliła się ku upadkowi, a dane, które Adam wykradł z korporacji Mega Industries, mogły przyczynić się także do jej upadku. Świat musi zostać oczyszczony z zarazy, którą są korporacje. Ale żeby tak się stało, Adam musiał uciec.

Warszawa, ekskluzywna dzielnica Stara Praga. Graniczy z nią Dzielnica Robotnicza, obie części oddziela wielki mur, zasieki i działka obsługiwane przez najemników. Szans ucieczki Adam upatrywał właśnie w Dzielnicy Robotniczej, mimo że właśnie tam korporacja mogła przestać się z nim patyczkować.

- Zatrzymaj się i zaczekaj na służby porządkowe, a pozwolimy ci żyć!

Rozkaz z bojowego helikoptera unosił się tuż obok Adama, który właśnie wbiegał na krawędź wieżowca i odpalał małe silniki odrzutowe mające wybić go na kilka metrów w górę i na drugie tyle w dal, umożliwiając przeskoczenie nad ulicą. Zewsząd oblewało go światło neonów i reklam obiecujących godne życie w świecie, którym będzie rządziła korporacja Mega Industries. Próbki godnego życia wybrani szczęśliwcy mogli zaznać już teraz, jednak za wielkim murem oddalonym o niecały kilometr zaczynała się szara rzeczywistość, w której nikomu nie było do śmiechu.

Gdy tylko przeleciał nad ulicą, hologram ukazał mu pozycję, jaką ma przyjąć, by wyjść z upadku bez szwanku. Zastosował się do instrukcji natychmiast. Zrobił na dachu przewrót i zerwał się na nogi, następnie rzucił się w bok i przekoziołkował, by natychmiast wstać i schować się za zbiornikiem na wodę. Hologram ostrzegł go przed snajperem, który mierzył do niego z pokładu helikoptera. Pozwoliło to Adamowi uniknąć kuli. Chociaż pole siłowe wokół uniformu zapewniało ochronę przed kilkunastoma takimi pociskami, nie było sensu osłabiać osłony pancerza, która nie odnawiała się tak szybko jak w grach komputerowych. Hologram znowu ostrzegł go przed niebezpieczeństwem. Czarna Policja w śmigłowcu przestała się z nim patyczkować, strzelec odbezpieczył pierwszy pocisk energetyczny. Nie chroniło przed nim pole energetyczne wokół uniformu ani nawet zbiornik na wodę, za którym się chował.

A więc zdobyłem cenne dane, skoro są tak zdeterminowani, by je odzyskać - pomyślał i rzucił się biegiem przed siebie, odrzucając prawą rękę do tyłu: pojawiły się w niej małe energetyczne shirukeny. Cisnął trzema na raz w stronę helikoptera: miał nadzieję, że dolecą do strzelca i przynajmniej go zranią. Zbliżył się do krawędzi budynku i skoczył. Natychmiast zauważył, że do pościgu dołączyło kilkanaście androidów. Wspinały się po ścianach budynku z ogromną wprawą i szybkością. Zaczynało się robić gorąco.

Adam zrozumiał, że skacząc z dachu na dach, nie ucieknie. Był pewien, że musi zmienić taktykę, tak jak i tego, że nie trafił strzelca, gdyż zbiornik z wodą właśnie eksplodował.

- Zidentyfikuj się! - usłyszał po raz kolejny, lecz nie zamierzał się zastosować do polecenia. Zmienił plan działania. Wystarczyła jedna myśl, aby komputer połączony z jego neuronami uwzględnił zmianę i natychmiast opracował nową trasę ucieczki. Adam wybił się w powietrze, lecz nie dosiągł dachu. Cisnął kolejnymi energetycznymi shirukenami w szybę, która rozpadła się z brzękiem. W mieszkaniu znajdowało się kilku ludzi. Zdumiał ich widok zamaskowanego ninja, który po uprzednim chwyceniu dwóch rękojeści, znajdujących się za jego plecami, i pociągnięciu ich, uwolnił dwa jelce. Natychmiast mocniej zacisnął ręce na trzonie i z rękojeści wyskoczyło ostrze. Wpadł do mieszkania, po czym wstał i przebiegł obok zaskoczonych domowników. Kopniakiem otworzył drzwi wejściowe, wybiegł na korytarz. Skierował się w stronę windy, wjeżdżającej na wyższy poziom. Nie miał czasu, by czekać. Użył więc shinobi-gatana, których ostrza utworzyły dziurę w drzwiach i zaczął przecinać stalowe liny. Zupełnie nie interesował się tym, kto był w środku. Teraz, kiedy posiadał tak ważne dane, nie liczyło się, że windą mogła jechać matka z dzieckiem. Liczyła się tylko ucieczka.

Po drugim uderzeniu posypały się iskry i liny pękły ze świstem, natychmiast uwalniając windę, która z krzykiem uwięzionych w środku ludzi popędziła w dół. Adam usłyszał za sobą odgłosy wyskakujących z pokoju androidów. Zwykli ludzie nie byli w stanie ich zidentyfikować i brali za członków swej rasy. Jednak wzmocnione oko Adama natychmiast wyłapało subtelne różnice. Zresztą, nikt oprócz nich nie umiał tak się wspinać po budynkach. Spojrzał w ich kierunku i skoczył głową w dół, w głąb szybu.

Leciał na spotkanie z dołem, jednak wiedział, że gdzieś w połowie drogi będzie musiał opuścić szyb, by eksplozja windy nie pozbawiła go życia. Opadał z ogromną prędkością, którą dodatkowo zwiększały wbudowane w buty silniczki. W połowie drogi przekręcił się w powietrzu, by opadać nogami w dół i aby te same silniki pozwoliły mu w pewnym stopniu wytracić prędkość. Gdy tylko osiągnął odpowiednią szybkość opadania, wbił miecze w ścianę szybu i zaczął się zsuwać w dół, aż w końcu wyhamował całkowicie. Po chwili winda kilkanaście pięter niżej z hukiem uderzyła o ziemię, wyrzucając swoje resztki w górę (Za hukiem nie podążał żaden ogień jak w większości filmów, które miał okazję oglądać). Jednak Adam był już na korytarzu, wyciąwszy w niesamowitym tempie przejście. Hologram poinformował go, że jest na osiemnastym piętrze, i skierował do najbliższego pokoju, skąd miał wyskoczyć na ulicę.

Kopnięciem wyrwał drzwi pokoju z zawiasów i wpadł do środka (Tym razem pokój był pusty). Rzucił jeden z mieczy w stronę okna, który rozbił szybę i wypadł na zewnątrz. Adam, cały czas w biegu, wyskoczył przez wybite okno. Usłyszał krążący w pobliżu śmigłowiec, ale nie zwracał na niego uwagi. Gdyby stanowił niebezpieczeństwo, hologram by go ostrzegł. Wyciągnął wolną rękę w dół, w stronę opadającego miecza, i włączył pole magnetyczne, które przyciągnęło do niego miecz. Schwycił go w dłoń i od razu obydwie ręce przyłożył do ciała, kierując miecze ku górze, żeby zwiększyć prędkość opadania.

Był blisko ziemi, gdy rozłożył ręce na boki: wówczas pomiędzy rękoma a tułowiem pojawiła się błona elektromagnetyczna, która zaczęła go unosić w powietrzu. Mimo wszystko skierował się w dół, lecąc tuż nad ulicą, gdzie zaskoczeni ludzie podziwiali go i jego wyczyny. Niektórzy przystawali, aby pokazać sobie palcami ten niecodzienny widok, a także androidy, które wyskakiwały z okien na ulicę, by z ogromną prędkością gonić lecącego tuż nad autami, Adama. Ten szybował jeszcze przez chwilę, aż zbliżył się do motocyklisty, który stał na czerwonym świetle. Wylądował obok niego i uderzył łokciem z całej siły w kask, niszcząc szybkę. Zrzucił nieprzytomnego kierowcę na jezdnię, zajął jego miejsce i natychmiast wrzucił jedynkę, po czym nacisnął hamulec, zwolnił sprzęgło i dodał gazu. Gdy tylko mikrokomputer przesłał mu komunikat, że może ruszać, puścił sprzęgło i na jednym kole przeciął skrzyżowanie na czerwonym świetle. Słyszał za sobą klaksony, a w lusterku widział, że spowodował ogromny karambol. Zaśmiał się w myślach i popędził przed siebie, na pierwszym skrzyżowaniu skręcając w lewo. Według danych, jakie ciągle otrzymywał, za minutę miał dojechać do granicy, gdzie będzie mógł opuścić Starą Pragę i dostać się do Dzielnicy Robotniczej, gdzie czekało na niego wsparcie.

Androidy pojawiły się nagle i nieoczekiwanie, wyskakując z bocznych uliczek. Cały czas skracały dzielącą ich odległość, jednak Adam widział już wysoki mur oddzielający dwie dzielnice. Wiedział także o obecności małej wyskoczni, znajdującej się przy budynku, do którego właśnie dojeżdżał. Nowy komunikat kazał mu jechać chodnikiem i przygotować się do przejścia w tryb szybowania. Chociaż nie widział żadnej rampy, ufał swemu skafandrowi bezgranicznie. Dopiero gdy był u celu, zauważył go i dopiero wtedy uświadomił sobie, że widział go już wcześniej. Były to schody prowadzące do domostwa, tyle że postawione w dziwny sposób, w dodatku zaopatrzone we wjazd dla wózka inwalidzkiego. Prowadziły do drzwi frontowych nie od przodu, jak zazwyczaj, tylko z boku. Stanowiło to wspaniały najazd, z którego zamierzał teraz skorzystać. Zobaczył krzątającą się w oddali Czarną Policję, dodał gazu i skierował się do miejsca, które wskazywał komputer.

Wjechał z dużą szybkością na rampę przeznaczoną dla wózków inwalidzkich. Gdy tylko wzbił się w górę z motorem, wstał i wybił się jeszcze wyżej, na ile tylko potrafił, po czym odpalił silniki i przeszedł w tryb szybowania. Ręce rozłożył na boki i od razu pojawiła się błona energetyczna. Wzniósł się ku górze, aby być jak najwyżej w momencie przelatywania nad murem. Motor spadł z hukiem, a Adam wyczuł ostrzeżenie przed nadlatującym śmigłowcem, który tym razem był uzbrojony w działka i pociski krótkiego zasięgu. Zdecydował się poinformować członków Bractwa, że opuszcza Starą Pragę i prosi o pomoc. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nawet tak fantastyczna broń jak skafander nie wystarczy, by zwyciężyć i śmigłowiec, i androidy. Nie to było przeznaczeniem uniformu. Nie był on przystosowany do użycia w ciężkiej walce, ale do cichego przemieszczania się. Mimo to sprawdzał się nad wyraz dobrze w ucieczce.

W odpowiedzi na swe wezwanie Adam dostał wiadomość, aby się o nic nie martwił, gdyż Bractwo zna jego położenie i szykuje imprezę powitalną. Mimowolnie się uśmiechnął, bo wiedział, że niedługo zrobi się gorąco. Był już blisko muru, gdy śmigłowiec się z nim zrównał i ponowił swój komunikat:

- Zatrzymaj się, albo otworzymy ogień!

W odpowiedzi Adam wytworzył mały impuls elektromagnetyczny, który trafił śmigłowiec i na chwilę zakłócił jego pracę. Natomiast sam zrównał się z murem, gdy kolejny komunikat ostrzegł go przed zagrożeniem. Spojrzał w dół: czarni policjanci chodzili chaotycznie, nie wiedząc, co robić. Coś takiego nigdy wcześniej się nie przytrafiło i nie wiedzieli, czy otworzyć ogień, czy nie, tym bardziej że androidy były już na miejscu, a śmigłowiec cały czas czekał, aż Adam opuści bogatą dzielnicę.

Wysoki na kilkanaście metrów mur oddzielał nie tylko dwie różne dzielnice, bogatą od ubogiej, ale dwa różne światy. Jeden oświetlony tysiącami neonów, gdzie pedantyczna czystość uderzała z każdej strony, a każdy dom, każde mieszkanie, było luksusowym apartamentem, po ulicach zaś sunęły leniwie piękne samochody. Nad wszystkim czuwali Czarni. Ludzie wydawali się szczęśliwi, a w porównaniu z tym, co było po drugiej stronie muru, mogli uważać się za największych szczęściarzy na świecie. Tam, gdzie porządku nie pilnowała policja, ale wojsko, nie było mowy o jakimkolwiek luksusie. Odrapane domy pamiętające jeszcze drugą połowę dwudziestego wieku czasem musiały mieścić więcej mieszkańców niż powinny. Wszechogarniający brud i syf przypominały na każdym kroku, że tym światem żądzą ci, którzy mają na tyle wielkie cojones, by nie bać się ludzi korporacji. To tutaj kwitł największy rynek handlu narkotykami, bronią, a przede wszystkim informacjami, które dla niektórych mieszkańców były niezwykle cenne. Dezerterzy - to oni płacili krocie za świeże wieści. Jednak niełatwo było dotrzeć do ludzi, którzy po skorzystaniu z korporacyjnej dotacji ulepszyli swe ciała w wojsku i zniknęli, by wieść lepsze życie w gorszej części świata. Dość często przechodzili na usługi mafii lub innych korporacji i udzielali swych umiejętności, czasem skuszeni okrągłą sumą, a czasem zmuszeni szantażem. Byli oni niezwykle niebezpieczni i niewątpliwie niegodni zaufania. Bractwo starało się wytropić ich wszystkich i monitorować każdy ruch.

Jeden z pierwszych androidów z ogromną szybkością wspiął się po murze i wybił w górę. Adam zauważył wroga i musiał na krótką chwilę wypiąć rękę z pancerza, by móc chwycić rękojeść miecza. Gdyby sięgnął ręką w pancerzu po broń, błona energetyczna pękłaby i runąłby na ziemię. Zacisnął rękę mocniej na rękojeści, z której od razu wysunęło się ostrze. Ciął na odlew nadlatującego robota, przekroił go wpół. Po chwili w górę wzbiły się inne androidy, ale ludzie Bractwa już otworzyli do nich ogień. Adam przez chwilę mógł czuć się bezpiecznie. Ale gdy tylko przekroczył mur graniczny, usłyszał komunikat ze śmigłowca:

- To było ostatnie ostrzeżenie!

Chwilę potem maszyna rozpoczęła ostrzał. Adam zdążył na czas odłożyć rękojeść miecza i schować rękę do pancerza, po czym przycisnął obydwie ręce do ciała i zaczął opadać. Włączył silniki i znacznie przyspieszył. Gdy już był tuż nad ziemią, wyciągnął lewą rękę do przodu i wystrzelił umieszczoną pod nadgarstkiem małą kotwiczkę, która wbiła się w róg budynku na wysokości drugiego piętra i od razu zaczęła przyciągać Adama. Niczym przemieszczający się po mieście człowiek-pająk użył linki jak huśtawki i z dużą prędkością opadł na ziemię, przy czym mikrokomputery wyliczyły optymalną pozycję zderzenia z asfaltem, tak by nie odniósł obrażeń.

Gdy upadł na ziemię, wykonał kilka przewrotów, po czym zerwał się na nogi i popędził przed siebie. Cały czas miał przed nosem komunikat, aby udać się na ulicę św. Piotra, gdzie czeka powitanie. Biegł tam więc z całych sił, unikając kul z działka pokładowego. Energetyczny pancerz skafandra z każdą chwilą słabł coraz bardziej. Uratowało go tylko to, że strzelec pokładowy przerwał ostrzał, a zaczął namierzanie rakietami (o czym nie omieszkał poinformować go komputer). Choć skafandra nie zaprojektowano do walki ze śmigłowcem, można w nim było podjąć tę walkę, a nawet ją wygrać. Adam doskonale wiedział, że nie ma szans dobiec do ulicy św. Piotra, od której dzieliło go kilka przecznic. Cieszył się w myślach, że przynajmniej roboty są zajęte unikaniem ostrzału, a tym samym, chwilowo, lekceważyły go.

Wysłał więc komunikat, że zmienia plan i włączył tryb ducha, który czynił go niewidzialnym dla ludzkiego oka i urządzeń na kilkanaście sekund. To wystarczyło, żeby komputer zdążył odnaleźć najbliższą studzienkę kanalizacyjną i wskazał mu drogę do włazu. Adam skręcił na skrzyżowaniu w prawo i od razu wbiegł na pustą ulicę. Zobaczył właz studzienki. Uniósł go, chociaż pokrywa była ciężka - skafander dawał mu odpowiednio dużo siły, by poradził sobie z tym szybko i sprawnie. Gdy wskoczył do środka, usłyszał gdzieś w górze huk eksplozji. Rakiety nie dosięgły celu, ale na pewno wyrządziły wiele szkód. Odciął się od tej myśli i ruszył biegiem przed siebie drogą, którą wskazywały mu mikrokomputery. Czuł się bezpiecznie, gdyż wiedział, że ludzie korporacji nie wyśledzą go tutaj ani tym bardziej nie schwytają. Wiedział, że najpóźniej za godzinę dotrze do podziemnych baz Bractwa. Przyśpieszył kroku, na ile tylko mógł, i zapomniał o tym, że tam na górze istnieje gorszy świat.

Gdy wszedł do centrum dowodzenia Bractwa, od razu powitał go przewodniczący ugrupowaniu, a także jego założyciel, Robert. Kiedyś milioner, ekscentryk, a dziś poszukiwany przez cztery korporacje za zbrodnie przeciw nim. Można go było nazwać wrogiem publicznym lepszego świata, bo po tej stronie barykady dla wielu był bohaterem, a w dodatku człowiekiem honoru i niezwykłej prawości: człowiek wzór, niezwykle rzadkie zjawisko w tak podłej rzeczywistości. Ludzie tacy jak on byli skazani na wymarcie.

Nie był jednak sam. Stał w towarzystwie Alberta, który był tu widywany nie raz. Każdy go widział, każdy o nim słyszał, ale nikt tak naprawdę nic o nim nie wiedział. Być może tylko sam Robert znał jego prawdziwą tożsamość. Albertowi niewątpliwie towarzyszyła aura tajemniczości i niezwykłej potęgi. Przyjęło się mówić, że chociaż to Robert jest głową Bractwa, to tak naprawdę dzięki Albertowi nadal ono istnieje. Miał być łącznikiem między starym światem, gdzie ubóstwo było tak wielkie, że w niektórych miejscach praktycznie wcale nie było złodziei, bo nie było czego kraść, a światem, gdzie bogactwo i przepych biły w oczy z każdej strony. Ponoć to on chronił Bractwo przed ujawnieniem. Ponoć, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, czego oczekuje od Bractwa i samego Roberta.

Niewątpliwie teraz Albert miał poznać Adama, który podszedł do niego z wahaniem i uścisnął podaną mu rękę. Adam poczuł uścisk mocny i pewny, a zarazem delikatny. Był stonowany. Dawało się odczuć, że jest silny i zdecydowany zrobić to, co uważa za koniecznie, jednak nastawiony był przyjacielsko.

- Ujawnij się - powiedział Robert. - Niech nasz gość, a zarazem i samo Bractwo pozna twą

prawdziwą tożsamość.

Adam stał przez chwilę w milczeniu, przetwarzając otrzymane polecenie, i po chwili zastosował się do niego, choć zrobił to z aż nadto widocznym wahaniem. Złapał za hełm, który natychmiast uwolnił się od przyssawek umocowanych na części chroniącej szyję. Gdy zdjął hełm z głowy, wielu osobom zaparło dech w piersiach. Nawet sam Albert, który do tej pory nigdy nie okazywał emocji, był zaskoczony tym, co zobaczył, choć zawsze chował swe prawdziwe oblicze za maską. Gdy tylko Adam uwolnił głowę od hełmu, po tułowiu rozsypały się luźno czarne włosy. Rysy twarzy na pewno nie należały do mężczyzny. Kostium ninja dostał się kobiecie! Kobiecie, która według kodeksu Bractwa, nie miała prawa brać udziału w misjach szpiegowskich z powodu jakichś dziwnych fobii żądającego tego Alberta. Coś niesamowitego. Jako informatyk, poświęciłem ponad dwa lata, by podpiąć się pod skafander Adama, by móc patrzyć na świat jego oczyma, a nawet wyczuwać ogólny zarys tego, o czym myśli, ale nigdy przez ten czas, ani razu nie przeszło mi przez myśl, że to kobieta! Teraz, kiedy siedzę w pokoju dowodzenia, podglądając tą całą sytuację z ukrytych kamer, chce mi się śmiać, że tak łatwo dałem się oszukać i nie poznałem prawdziwej tożsamości ninja.

Gdy tylko czarne włosy opadły na tułów, osoby obecne przy tym zajściu stanęły jak wryte. Sam "Adam" wydawał się trochę zdenerwowany, w przeciwieństwie do Roberta, który tą sytuacją był uradowany.

- Poznaj Ewę - powiedział energicznie do Alberta. - Poznaj najlepszego człowieka do zadań

specjalnych. Nikt wcześniej nie potrafił tak się zżyć ze skafandrem, aby stać się wręcz jedną całością. Jednym organizmem.

- To kobieta. - To była jedyna odpowiedź, jaką Albert wydusił z siebie.

- Oczywiście, że kobieta. Nigdy nie stosowałem się do przepisów Bractwa. Dzięki temu nadal trwamy i dzięki temu mamy najlepszych ludzi na zajmowanych przez nich stanowiskach.

- Jestem zaskoczony i zarazem pod wrażeniem. Nieczęsto kobieta dostaje tak ważną funkcję.

Gratuluję i szczerze podziwiam. Niestety, muszę was już opuścić. Wzywają mnie obowiązki. Nie musisz mnie odprowadzać, przyjacielu - odezwał się do Roberta. - Znam drogę. Niebawem znów się spotkamy. Mamy parę spraw do przedyskutowania.

Mężczyzna odwrócił się plecami do kobiety i założyciela Bractwa, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę wyjścia.

- Wiem, co się stało, i nie będę ukrywał, że zawiodłem się na tobie. Po raz pierwszy, odkąd

tylko zaczęłaś u nas pracować - powiedział Robert.

- Mam jednak to, po co mnie wysłałeś - próbowała się bronić kobieta.

- Ujawniłaś się, a tym samym potwierdziłaś istnienie Bractwa. Korporacja nie zaprzestanie pościgu, dopóki nie odzyska tego, co im skradliśmy i dlatego nie zaprzestanie poszukiwania nas. Skierowaliśmy ich wzrok na nas, a tym samym, czego możesz być pewna, do polowania zostaną użyci dezerterzy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, co na nas ściągnęłaś. Słowa Alberta, że ma ze mną do przedyskutowania parę spraw, są zapowiedzią zmian i to dużych zmian. Być może Bractwo zmieni siedzibę, a nawet będzie musiało zreorganizować swoje szeregi. A wszystko przez ciebie i twoją wpadkę. Dobrze wiesz, że świat, w którym żyjemy, nie wybacza błędów i mści się za wszystkie błędy ze zdwojoną siłą. Rozpoczęłaś wojnę między Bractwem a Mega Industries. Nie ominie cię za to kara. A teraz idź, odpocznij. To był dla ciebie ciężki dzień.

 =KONIEC cz. 1=


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.