Skald. Kowal Słów. Tom 2 - Łukasz Malinowski - recenzja #2

Końcówka pierwszego tomu Skalda. Kowala słów zakończyła się nagle i niespodziewanie, ucięta niczym szyja więźnia na chwilę po spotkaniu z katowskim toporem. Historia rzuciła Ainara i jego kompanów w zupełnie różne zakątki Rusi, jednakże to Skald zakończył przygodę w zdecydowanie najgorszej sytuacji. Norny w całym swym szaleństwie jednak sprzyjają składaczowi strof, dlatego drugi tom opowieści miast od egzekucji, rozpocznie się od kolejnego pokazu kunsztu Skandynawa. Bynajmniej nie ostatniego.

Trzecia już fantastyczna książka Łukasza Malinowskiego znacząco różni się od poprzedniczek. W Karmicielu kruków Ainar zajmował się takimi "błahostkami" jak odpędzanie nieumarłych, prowadzenie śledztw i zdobywanie niewieścich serc. W pierwszym tomie Kowala Słów Skald nie wyrzekł się ostatniej z wymienionych czynności, jednak fabuła niczym w klasycznej powieści drogi skupiła się na wędrówce przez środkowo-azjatyckie stepy i wykonaniu karkołomnego, choć z pozoru banalnego zadania zleconego przez jednego z kaganów. Druga część historii to już typowa powieść militarystyczna - zwiastuny nieubłaganie nadciągającej wojny pomiędzy dwoma kaganatami widać od samego początku, a z biegiem czasu sytuacja się tylko zaostrza. Konflikt na ogromną skalę wydaje się nieunikniony, a bohaterowie znajdą się w samym oku cyklonu.

W drugiej części Kowala Słów nie brakuje żadnej postaci, które poznaliśmy już wcześniej. Co więcej, działania wojenne pchnęły je w szeregi wrogich sobie wojsk. Szybko okazuje się, że ani Ainar, ani blamad Ali, ani zmiennokształtny Haukrhedin nie odnajdują się zbyt dobrze w nowych rolach, lecz związane z tym wydarzenia znakomicie obrazują ich osobowość, wzajemny stosunek, motywacje. Tak jak w pierwszym tomie opowieści, narracja "przeskakuje" pomiędzy poszczególnymi osobami, dzięki czemu mamy dobry wgląd do "wnętrza" każdej postaci. Wszyscy członkowie dawnej kompanii postrzegają świat na swój własny, osobliwy sposób, a przy tym zachowują swoje unikatowe cechy: Skald tnie ostro zarówno swym językiem jak i mieczem, czarny berserker przeraża wrogów zdolnościami nabytymi w swoich rodzinnych stronach, a człowiek-jastrząb... Cóż, w dalszym ciągu preferuje poruszanie się po drzewach. Malinowski stworzył postaci prawdziwie nietuzinkowe, które w najnowszym tomie Skalda nabierają dodatkowej głębii i bez wątpienia są wielkim atutem jego twórczości.

Wojna, którą w drugim tomie Kowala Słów można by nawet określić głównym bohaterem powieści, została opisana w sposób bardzo pieczołowity. Przez narrację przebijają się opisy wojsk, ich uzbrojenia oraz stosowanych manewrów. Obie armie próbują się wzajemnie zaskoczyć, odciąć linie zaopatrzenia i zyskać przewagę przed ostateczną potyczką, zaś bitwy prowadzone są zarówno na lądzie, jak i rzece - krótko mówiąc, wojna totalna (przynajmniej jak na średniowieczne warunki). Malinowski radzi sobie na tym polu całkiem dobrze, odpowiednio stopniując akcję i przedstawiając walki z perspektywy obu stron. Momentem kulminacyjnym jest oblężenie i bitwa o jeden z grodów, w czasie których tempo akcji oraz zniszczeń rozpędza się do takiego poziomu, że nie sposób się oderwać od książki aż do samego jej końca. Ostrza zgrzytają, krew leje się strumieniami, a nam coraz trudniej odnaleźć się w powstałym chaosie. I takie właśnie były średniowieczne bitwy, dlatego autora należy znów pochwalić za nieustępliwe trzymanie się realiów historycznych.

Niewiele zmieniło się pod względem językowym. Powieść pełna jest obcych wtrętów, głównie pochodzenia ruskiego lub skandynawskiego. Pomocą przy niezrozumiałych terminach służy zamieszczaony na końcu książki słowniczek, który jest także cennym źródłem informacji na temat realiów epoki. Niemniej miłośnicy prozy Malinowskiego, którzy mieli już okazję zapoznać się z poprzednimi częściami cyklu, raczej powinni pamiętać już większość zapożyczonej terminologii.

Konkludując, tom drugi Kowala Słów, choć nieco różni się od poprzedniczki, w ostatecznym rozrachunku oferuje więcej tego samego: znakomitej rozrywki utrzymanej w klimacie wczesnośredniowiecznej, wareskiej Rusi. Powieść kończy etap przygód Ainara w tej części Europy i, co warto podkreślić, wieńczy wyprawę na ruskie ziemie w naprawdę godny sposób. Na szczęście bynajmnej nie oznacza rozbratu z dzielnym Skaldem. Wszak na świecie pozostaje wciąż zbyt wiele złota oraz mężatek, które nie miały jeszcze okazji wejść w jego posiadanie... Za sprawą Łukasza Malinowskiego niewątpliwie ulegnie to zmianie. Czekam z niecierpliwością!


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.