Łukasz Malinowski

Przygody Ainara Skalda należały przed laty do moich ulubionych cykli fantasy, bo nie tylko bawiły świetnie napisanymi postaciami, ale też uczyły o zwyczajach ludów zamieszkujących naszą planetę w X wieku. Kłopoty z poprzednim wydawcą sprawiły jednak, że ostatni tom nigdy się nie ukazał, a ja zacząłem powoli tracić nadzieję, że kiedykolwiek dowiem się, jak się to wszystko skończyło. Na szczęście norny zaczęły wreszcie znowu prząść równo, a pisarz podjął współpracę z Genius Creations. Zanim jednak w nasze ręce trafi długo oczekiwany Pasterz pieśni, postanowiono przypomnieć czytelnikom początki Ainarowych perypetii. Zamiast po prostu przepakować stare książki w nowe okładki i ponownie wypchnąć je na rynek, przy okazji poddano je lekkim modyfikacjom.

Powiadają, że prawdziwy dreng ma jeno dwie miłości: wino i dziewki. Ja jednak mam jeszcze jedną – prozę Łukasza Malinowskiego. Zaprawdę Skald to biegły w strof składaniu i w mojej opinii jeden z najlepszych polskich pisarzy ostatnich lat. Nie zamierzam więc trzymać was w niepewności – to bardzo dobra książka. Znowu.

Skald. Karmiciel kruków był bez wątpienia jednym z najlepszych fantastyczno-historycznych debiutów ostatnich lat. Szybkie tempo akcji, wiarygodni bohaterowie o nietuzinkowych osobowościach czy wreszcie niesamowicie drobiazgowe oddanie historycznych realiów okazały się sztandarowymi elementami książki, która na przestrzeni ostatnich lat rozwinęła się w kilkutomowy cykl. Z jego autorem, Łukaszem Malinowskim, miałem okazję porozmawiać o jego twórczości, ale też o historii i dawnej kulturze.

Przygoda życia Ainara Skalda wciąż trwa. Po przebojach w swoim rodzinnym Noregu i na Wyspie Irów, wiking postanowił zwiedzić kraje wschodniej Słowiańszczyzny i Azji Środkowej, lecz i tam nie zagrzał długo miejsca. Sprawny w strof składaniu dreng obrał tym razem kierunek południowy, kierując się oczywiście do Bizancjum. W literaturze fantastycznej nie jest to zbyt często eksplorowany kierunek, stąd zawarte w tytule tekstu odniesienie do twórczości Guya Gavriela Kaya nie jest bynajmniej przypadkowe.

Recenzowanie kolejnego tomu popularnej serii to wyjątkowo niewdzięczne zadanie. Miłośnicy twórczości danego autora doskonale wiedzą czego oczekiwać, nowicjusze powinni zacząć od początku, a malkontenci i tak będą marudzić, bo siłą rzeczy nie doczekają się raczej rewolucyjnych zmian. Wężowy język nie jest pod tym względem wyjątkiem i oferuje więcej tego samego. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to najlepsza możliwa rekomendacja.

Końcówka pierwszego tomu Skalda. Kowala słów zakończyła się nagle i niespodziewanie, ucięta niczym szyja więźnia na chwilę po spotkaniu z katowskim toporem. Historia rzuciła Ainara i jego kompanów w zupełnie różne zakątki Rusi, jednakże to Skald zakończył przygodę w zdecydowanie najgorszej sytuacji. Norny w całym swym szaleństwie jednak sprzyjają składaczowi strof, dlatego drugi tom opowieści miast od egzekucji, rozpocznie się od kolejnego pokazu kunsztu Skandynawa. Bynajmniej nie ostatniego.

Od premiery pierwszego tomu Kowala słów minął blisko rok. Oczekiwanie na kontynuację dłużyło się tym bardziej, że największą wadą rusińskich przygód Ainara Skalda – skądinąd całkiem udanych – było przesadnie otwarte zakończenie. Opowieść urywała się tak nagle, że nietrudno było poczuć zawód, a nawet lekką irytację. Na szczęście najnowsze dzieło Łukasza Malinowskiego w pełni wynagradza nam wszelkie niedogodności i udowadnia, że czasem naprawdę warto zaczekać.

Skald. Karmiciel kruków był bez wątpienia jednym z najbardziej udanych debiutów w polskiej fantastyce ubiegłego roku. Ainar, tytułowy bohater książki, swoimi wyczynami w trzech kolejnych opowiadaniach podbił serce niejednego czytelnika. Na kontynuację przygód skandynawskiego awanturnika przyszło nam trochę poczekać, jednakże drakkar ze Skaldem na pokładzie w końcu przybił do brzegu. Czego się po nim spodziewać tym razem?

Istnieje wiele książek opowiadających o przygodach wikińskich wojowników. Rzadziej spotyka się takie, które za głównego bohatera obierałyby wędrownego barda, chociaż zapewne i takie można znaleźć na rynku literatury popularnej. Ale gdyby tak połączyć oba archetypy postaci w jedną, wojownika i minstrela, wyszłaby z tego mieszanka iście nietuzinkowa. I taki właśnie jest Ainar, tytułowy Skald z debiutanckiego zbioru opowiadań Łukasza Malinowskiego o podtytule Karmiciel kruków.

Strony: 1