Dar Anomalii. Księga 2 - Paweł Zbroszczyk - Recenzja

Pierwsze dzieło Pawła Zbroszczyka pozostawiło po sobie zaskakująco przyjemny posmak. Rok, jaki minął od chwili, kiedy miałem okazję się z nim zapoznać, zatarł w mojej pamięci szczegóły, ale przy ilości gier i książek, jakie przerabiam w ciągu miesiąca, za sukces autora poczytuję, że Dar Anomalii kompletnie nie wyleciał mi z głowy. Ba, niedawno zastanawiałem się nawet, „co się stało z tym obiecującym debiutantem od łowców magów i ptakoludzi”. Na szczęście wszystko w porządku: siedział i dłubał nad „dwójką”. Też całkiem niezłą.

Początek lektury sprawił mi jednak pewne problemy. Stało się bowiem dokładnie to, czego obawiałem się, recenzując „jedynkę”. Zbroszczyk urwał wówczas akcję niemal w połowie, zakładając najwyraźniej, że czytelnik ma pamięć idealną i ponowne wskoczenie w wir wydarzeń będzie dla niego błahostką. Nie zamierzam jednak krytykować pana Pawła jakoś szczególnie mocno, bo raz, że identyczny błąd regularnie popełniają o wiele bardziej doświadczeni pisarze, a dwa, że od czasu do czasu serwuje nam jednak retrospekcje. Nie są na tyle dokładne, by przypomnieć sobie szczegóły, ale kiedy wspomina o scenach w kostnicy czy więzieniu, niejeden mruknie pewnie pod nosem „no faktycznie, było coś takiego!”. Dobre i to.

Ktoś mógłby rzecz, że wszystko, co napisałem powyżej, to moja stara śpiewka i powinienem łykać coś na sklerozę. Możliwe, że faktycznie tak jest. Kolejnej niedoróbki niestety już tak łatwo zignorować nie sposób. Pamiętacie fascynujące wyprawy do świata Leby, gdzie pierzasty sędzia musiał rozstrzygnąć dylematy, decydujące o losach całych społeczności? Mnie sprawiały masę frajdy, bo autor wykazał się niemałą wyobraźnią i potrafił mnie zaskoczyć, co na tym etapie czytelniczego życia cenię sobie bardzo wysoko. W „dwójce” niestety wypada to znacznie gorzej. Wyrażając się precyzyjniej: bohaterowie wciąż trafiają w ciekawe miejsca, niestety Zbroszczyk poświęcił poszczególnym uniwersom raptem po kilka stron i o ile miały potencjał, to jednak to, co z nim zrobiono, wypada tak sobie. Z reguły całość sprowadza się bowiem do zagadki rodem ze starej gry komputerowej, takiej co to jest oczywista od samego początku, a herosi dumają nad nią niczym nad lekiem na raka. Doczytacie do smoków, zrozumiecie.

 

Marudzę okrutnie i ktoś mógłby pomyśleć, że drugi tom Daru Anomalii to niewypał. W żadnym razie. System magii, jaki powstał w wyobraźni autora, uważam za absolutnie fascynujący i opisywana książka tylko tę refleksję umocniła. Teoretycznie nie brzmi to jakoś przełomowo – ot, magowie płacą za swoją potęgę pogłębiającym się kalectwem. Wszystko rozbija się jednak o szczegóły. Cierpienie może przybrać rozmaite formy i konsekwencje, jakie spotykają tutejszych czarokletów, niejednokrotnie zdumiewają. Autor ponownie powołał też do życia kilka ciekawych lokacji. Pamiętacie górskie więzienie, w którym skazańcy byli wmurowywani w ścianę tak, że wystawały im tylko głowy? Poczekajcie zatem, jak dowiecie się trochę o podwodnym fedrowaniu…

Skoro już o głębiach mowa, w „dwójce” przyjdzie nam nieco odważniej zanurkować w psychikę bohaterów, nie tylko Brena stojącego na rozdrożu pomiędzy dawną, stroniącą od ludzi naturą, a coraz silniejszym przywiązaniem do towarzyszy. Dowiemy się też nieco o przeszłości Zadry oraz Styksa. To, że ten ostatni nie jest miłym gościem, można było wywnioskować i poprzednio, ale rzeczy, jakie lęgną mu się pod zdeformowaną „kopułką”, tym razem to zupełnie inny poziom. Zaznaczam przy tym, że bohaterowie nie są jakoś szczególnie złożeni pod względem charakterologicznym i reprezentują raczej znane archetypy, ale sami rozumiecie, że psychopata psychopacie nierówny. Tutejsi są całkiem nieźli.

Paweł Zbroszczyk wciąż jest jeszcze stosunkowo młody stażem i ma do odrobienia kilka lekcji, bo trafiają mu się jeszcze drewniane dialogi czy te nieszczęsne, uwłaczające inteligencji czytelnika zagadki. W kwestii wyobraźni wciąż jednak imponuje i potrafi zaciekawić, a to jest przecież w tym wszystkim najważniejsze. Umiejętności językowe zawsze można przecież wyćwiczyć, a pomysły? Cóż, jedni je mają, inni nie. Zbroszczykowi na szczęście ich nie brakuje, więc chętnie sięgnę po jego kolejne powieści. Może dowiem się wreszcie, „co z tym Lebą”…


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.