Psalm dla zbudowanych w dziczy - Becky Chambers - Recenzja

Tym razem będzie nietypowo, bo na początek muszę niestety poruszyć temat polityki. Zwykle tego nie robię, ponieważ szlag jasny mnie trafia, że wciska się ją dziś absolutnie wszędzie, aż czasem strach lodówkę otworzyć, bo kto wie, czy i tam dwie grupy jaskiniowców nie okładają się znowu pałami. W przypadku Psalmu dla zbudowanych w dziczy światopogląd jest jednak w mojej opinii kwestią, która zadecyduje o tym, czy powieść ma szansę się wam spodobać. Osoby o nowoczesnych poglądach lewicowych powinny poczuć się zainteresowane, zaś ci, którzy patrzą na realia nieco bardziej tradycyjnie, niemal na pewno się odbiją.

Mamy tu powiem do czynienia z książką mocno postępową. Silny wątek ekologiczny, mówiący o zaletach życia w zgodzie z naturą i wadach industrializmu, zapewne przejdzie bez większego echa, ponieważ całą uwagę skupi na sobie inna kwestia. Autorka ma bowiem w zwyczaju nieustannie pisać o głównej postaci w liczbie mnogiej. Rozumiecie: Dex zrobili, Dex poszli, Dex powiedzieli. Najoczywistszym wnioskiem byłoby stwierdzenie, że Dex uważa się za osobę niebinarną, ale to nie wyjaśnia, dlaczego obcy ludzie z miejsca ją jak takową traktują. Nie jest to wszak informacja, którą każdy ma wypisaną na czole. Bliski krąg znajomych i przyjaciół przez wzgląd na szacunek do Dex mógłby oczywiście przyjąć tę manierę, jednak przygodnie spotkani wędrowcy w naturalny sposób w pierwszym odruchu dostrzegliby kobietę bądź mężczyznę i tak się do Dex zwracali. Dopiero później mogliby ewentualnie zrewidować swoje postępowanie. W powieści pojawia się też robot identyfikujący się jako rzecz i myślący o sobie per „to”. „Zrobiłom”, „przyszłom” i tak dalej.

Jak ostrzegałem: decydujący okaże się tu prawdopodobnie wasz światopogląd. Lewicowi czytelnicy wzruszą ramionami i przyjmą to jak naturalniejszą rzecz na świecie, prawicowcy odpadną z kolei po kilku stronach. Jako centrysta miałem ze stylem autorki pewien problem, bo jej zabiegi wymuszały dość nienaturalną budowę zdań i niekiedy wprowadzały do nich sporo chaosu. Po jakimś czasie nauczyłem się to tolerować na tyle, że przestało mi całkowicie przesłaniać resztę.

 

Pomijając powyższe, Psalm… jest przedstawicielem stosunkowo nowej kategorii powieści, które na własny użytek nazywam „odstresowywaczami”. Zamiast iść tropem większości książek fantasy i wzbudzać w czytelniku silne emocje poprzez sceny walki, pościgów czy ognistych romansów, autorka robi coś zupełnie odwrotnego – zdejmuje nogę z gazu, pomagając się zrelaksować i wyciszyć. Gdybym miał szukać porównania, wskazałbym zapewne na Legendy i Latte Travisa Baldree. Miejsce znanej z tego ostatniego emerytowanej łowczyni przygód u Becky Chambers przypadło osobie należącej do osobliwego zakonu.

Dex, żyjący w zgodzie z naturą mnich, postanawia pewnego dnia opuścić bezpieczne mury zgromadzenia i ruszyć w drogę jako obwoźny sprzedawca herbaty, a zarazem lekarz dusz – taki co to wysłucha żalów klientów, pozwoli im się wypłakać i poratuje filozoficzną poradą. Szybko spotyka na swojej drodze robota, przedstawiciela rasy, która przed laty odłączyła się od ludzkości, tworząc własne społeczeństwo. Dex i Mszaczek postanawiają podróżować razem, ucząc się przy okazji wzajemnie swoich kultur i zwyczajów. Ich dyskusje mają często filozoficzny charakter, przy czym są to raczej rozważania relatywnie proste, właściwe dzieciom bądź nastolatkom. Nie uważam tego bynajmniej za wadę, przeciwnie, ich radosne pogawędki miały w sobie pewien niezaprzeczalny urok. Jeśli należycie do osób, potrafiących oglądać kreskówkę mimo (zbyt) wielu lat na karku, rozumiecie, co mam na myśli. Wspomniane debaty kończą zresztą listę atrakcji Psalmu…, gdyż w tradycyjnym sensie „nic się tu nie dzieje”. Rozmowy stanowią sedno programu, nie zapychacz mający wypełnić czas do kolejnej przesyconej akcją i ważnymi wydarzeniami sceny. Tych ostatnich po prostu tutaj nie ma. Trudno zresztą oczekiwać czegoś innego, skoro powieść liczy sobie raptem 180 stron, z czego duża część zajmują ozdobniki poprzedzające poszczególne rozdziały. W rezultacie mówimy tu o lekturze na dwie, góra trzy godziny. Do pociągu jak znalazł.

Z uwagi na językowe zabiegi autorki nie mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Psalm dla zbudowanych w dziczy przypadł mi do gustu. Z drugiej strony nie żałuję spędzonego z nim czasu, bo możliwość obcowania z innym spojrzeniem na świat dostarczyła mi szeregu świeżych bodźców i emocji. Na tym etapie mojego życia stanowi to dla mnie sporą zaletę. Dzieło Chambers jest specyficzną publikacją, więc jedno jest akurat pewne: nikt nie przejdzie obok niej obojętnie.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.