World of Warcraft: Jaina Proudmoore. Wichry wojny (wyd. 2) - Christie Golden - Recenzja

Tempo, z jakim Insignis pompuje na nasz rynek kolejne pozycje ze świata Warcrafta zadziwia, ale też cieszy, bo rodzimi fani uniwersum są wreszcie na bieżąco z nowościami, a dodatkowo mają okazję nadrobić zaległości. W przypadku Wichrów wojny mamy do czynienia z nieco bardziej złożonym przypadkiem, bo książka ukazała się na zachodzie w 2012 roku i wówczas za sprawą Fabryki Słów po raz pierwszy trafiła też nad Wisłę. Jeśli przegapiliście tamtą okazję, warto się zainteresować, bo poświęcono ją interesującemu dla Azeroth okresowi.

Kim jest Jaina Proudmoore nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, bo to bez wątpienia jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci stworzonych przez Blizzarda. Uzdolniona czarodziejka towarzyszy fanom od prawie dwudziestu lat i przez ten czas zdążyła przeżyć całą masę różnych przygód, których nie sposób byłoby zamknąć w jednej książce. Szczęśliwie Christie Golden nie próbuje tego robić i stawia na oryginalność. Z racji na czas, jaki minął od pierwszego wydania Wichrów wojny, oryginalność tę należy rozumieć specyficznie, bo z upływem lat Blizzard zaczął się odwoływać do przedstawionych tu wydarzeń, choć nigdy wprost ich nie powielał. Kto nie czytał książki wtedy, miał zapewne trudności z dokładnym zrozumieniem późniejszych poczynań Jainy, chociażby w ramach Battle for Azeroth.

No dobrze, a o czym w ogóle mowa? Akcja zabiera nas ładnych parę lat wstecz, bowiem osadzono ją pomiędzy dodatkami Cataclysm a Mists of Pandaria. Zagrożenie ze strony upadłego smoczego Aspektu zostało zażegnane, ale sytuacja pomiędzy Hordą a Przymierzem jedynie się pogorszyła, przede wszystkim za sprawą agresywnych posunięć Garrosha. Syn Groma, chcąc dorównać legendzie swego ojca, ze wszystkich sił stara się dowieść swojej wartości jako przywódca i generał, ale wrodzona zapalczywość i brak doświadczenia wiodą go na manowce i zachęcają do czynów, które nawet jego podwładni uważają za niehonorowe. Kolejną ofiarą jego rządzy krwi ma paść ojczyste miasto Jainy, Theramore. Miejsce, które w przeszłości doświadczyło już niejednej tragedii i odcisnęło głębokie piętno na czarodziejce (przypomnijcie sobie kampanię Rexxara z The Frozen Throne), mimo wszystko stało się bliskie jej sercu, więc zamierza zrobić wszystko, by je ochronić.

 

W tym akapicie trochę sobie pospoileruję, więc jeśli nie graliście w WoW-a przez ostatnich dziesięć lat i nie bardzo znacie jego historię, radzę go pominąć. Wiedzcie tyle, że dzieje się tu sporo ważnych rzeczy. Już można? No dobrze. Słyszeliście na pewno o bombie many, czyli czymś w rodzaju warcraftowej atomówki i wiecie, że po spotkaniu z nią Theramore już nigdy nie było takie same. Tutaj przekonacie się dokładnie, jak do tego doszło, co konkretnie straciła Jaina i dlaczego z orędowniczki pokoju i przyjaciółki Thralla stała się nagle aniołem zemsty, gotowym palić na popiół wrogie miasta. Dowiecie się też, co u licha stało się z jej charakterystycznymi złotymi lokami i poznacie los Rhonina, męża Veressy Windrunner.

W Wichrach wojny powrócił znany ze Zbrodni wojennych słowniczek pojęć, czyniąc kontrowersyjne tłumaczenia nazw własnych nieco mniej uciążliwymi. Oczywiście można by kwestionować sposób, w jaki dobierano hasła, bo zabrakło chociażby wzmianki, że „Coldarra” to od teraz „Mrozarra”, zaś wspomniano, że „druid” przełożono na – uwaga, niespodzianka – „druid”. Tak czy owak słowniczek to dobry ruch i miejmy nadzieję, że zostanie z nami na stałe. Skoro już o tłumaczeniu mowa, wypadło ono nieźle, ale nie ustrzeżono się kilku wpadek. Mimo że zwrotu „położyć uszy po sobie” nie należy traktować dosłownie, to raczej nie powinno się go stosować w odniesieniu do smoków, które uszu w tradycyjnym sensie tego słowa nie mają. Bzdurka, ale stosunkowo niegroźna i w gruncie rzeczy zabawna. Na pierwszy rzut oka może też dziwić, że imię „Kalec” zamieniono na „Kaleg”, ale ma to jak najbardziej sens, bo zdania w rodzaju „zawołał Kaleka” czy „pokonał Kaleka” byłyby z oczywistych względów kłopotliwe.

Wracając do meritum: po lekturze Wichrów wojny sporo ważnych puzzli trafi na swoje miejsca, więc jeśli interesuje was historia Azeroth, pominięcie powieści byłoby błędem. Nie jest ona może dziełem na miarę Wojny Starożytnych czy Władcy Klanów, ale z pewnością plasuje się powyżej warcraftowej średniej i zaciera niezbyt przyjemny posmak po znośnym, ale pozbawionym treści Przebudzeniu cieni i zupełnie nieudanym Malfurionie. Nie jest to także z pewnością bezczelnie dublujący fabułę gier Arthas. Warto.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.