World of Warcraft: Podróż przez Azeroth. Wschodnie Królestwa - Christie Golden - Recenzja

Wydawnictwo Insignis nie przestaje rozpieszczać polskich fanów Warcrafta i przygotowało dla nich kolejną nietypową książkę. Podróż przez Azeroth nawiązuje do świetnych Kronik, ale cechuje się nieco inną skalą. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wyraźnie mniejszy format – coś pomiędzy „zeszytowym” A5, a „blokowym” A4. W środku również sporo zmian, bo w liczącej trochę ponad 120 stron pozycji ilustracje wyraźnie ustąpiły pola tekstowi. Nie dość, że jest ich mniej niż w Kronikach, to jeszcze odstają jakościowo, bo zamiast pięknych, dopracowanych w każdym szczególe artów dostaliśmy proste, choć niepozbawione uroku ryciny. Wbrew pozorom nie należy tego wszystkiego jednak postrzegać za wadę, bo jest spójne z przyjętą koncepcją. Podróż… jest bowiem stylizowana na zapiski z dziennika, jaki w trackie wspólnej eskapady przez Wschodnie Królestwa sporządzili mistrz szpiegów Mathias Shaw i jego piracki partner Flynn Fairwind.

Panowie zabierają nas na krótką wyprawę przez wschodnią stronę Warcraftowej mapy, zahaczając po drodze o większość istotnych lokacji w tym Stormwind, Undercity czy Karazhan. Wspominają co nieco o historii danego miejsca, ale znacznie większy nacisk kładą na jego obecny stan, pisząc o istotniejszych sekcjach czy lokalnych ciekawostkach. Mówiąc szczerze, nie dowiecie się raczej niczego nowego, bo książka stawia przede wszystkim na wywołanie nostalgii. Przerzucając kolejne strony raz po raz uśmiechałem się pod nosem i mruczałem: „ach, pamiętam ten pokój!” czy „no faktycznie, ten boss dropił coś takiego!”. Parę niespodzianek jednak się trafiło – pamiętacie tajemniczy nagrobek w okolicach latarni morskiej, strzegącej dostępu do portu Stormwind? Po lekturze dowiecie się o nim nieco więcej.

Największą zaletą Podróży przez Azeroth nie jest „wartość historyczna”, ale specyficzny klimat i wszechobecna lekkość. Stylizacja na dziennik podróży okazała się strzałem w dziesiątkę, a Christie Golden całkiem dobrze oddała różnice w charakterach wiecznie spiętego i do bólu obowiązkowego Mathiasa i znacznie swobodniejszego, wyluzowanego Flynna. Wpisy mistrza szpiegów wyglądają niemal jak służbowy raport: są suche, pełne faktów i uwag na temat znaczenia politycznego czy taktycznego, zaś Flynn… jest po prostu sobą. Bezczelnie bazgrze po cudzym dziele, zaznacza fragmenty tekstu czy wciska złośliwe, zabawne dopiski na marginesach. Bardzo to wszystko sympatyczne.

 

Podróż przez Azeroth przypadła mi do gustu, ale nie ukrywam, że mam nie tak znowu małego fioła na punkcie Warcrafta i wszystko, co nosi jego logo z miejsca dostaje +10 do fajności. Obiektywnie rzecz biorąc, bardziej niż z drugą Kroniką mamy tu jednak do czynienia z kolekcjonerskim gadżetem: efektownym, ślicznym, ale jednak dość kosztownym jak na oferowaną zawartość. Niespełna 60 złotych za około 120 stron pełnych w większości znanych już informacji to jednak dość drogo jak na mój gust. Z drugiej strony to świetny pomysł na prezent dla Warcraftoholika: sam raczej groszem nie sypnie, bo szkoda, ale chętnie by przytulił, bo frajdy w tym niemało. Wiem, bo w innych okolicznościach sam miałbym tę rozterkę. 

PS: Używam oryginalnych terminów, bo przywykłem i wydają mi się naturalniejsze dla fanów gry, ale w książce obowiązują oczywiście wersje zlokalizowane. Sprawy byłyby o wiele prostsze, gdyby ktoś wziął się wreszcie za przetłumaczenie WoW-a… Tak, tak, wiem - to mało realne i potencjalnie niezbyt wygodne w kontaktach z graczami zza granicy, ale pierwsze Guild Wars, o ile mnie pamięć nie myli, rozwiązało to bardzo prosto: domyślnie było zlokalizowane, ale jeśli zaistniała potrzeba, by sprawdzić oryginalną nazwę własną, wystarczyło wcisnąć dosłownie jeden przycisk.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.