Trzy lata po ostatnim tomie Sagi Wiedźmina na półki sklepowe trafiła pierwsza część nowej trylogii polskiego mistrza fantasy, Andrzeja Sapkowskiego. "Narrenturm", bo taki tytuł nosi pierwszy tom Trylogii Husyckiej, był ze zniecierpliwieniem wyczekiwany przez wielu fanów prozy AS-a, w tym także przeze mnie. Obawiałem się tylko jednego - mianowicie nie wytrzymania presji, jaką nałożyło na autora jego poprzednie dzieło. Wiedźmińska saga jest obecnie chyba najwybitniejszą polską powieścią fantasy i już przed premierą oczywiste się stało, że nowa trylogia nie uniknie porównań do pięcioksiągu opisującego przygody Geralta z Rivii. Jak się okazało, oba dzieła mają ze sobą tyle wspólnych cech, co różnic.
Akcja "Narrenturmu" przenosi nas na XV-wieczny Śląsk, który w owych czasach był targany wieloma niepokojami. W całym regionie szalała Święta Inkwizycja, w efekcie czego szafoty bezustannie spływały krwią, zaś heretycy wesoło skwierczeli na stosach. Wśród możnych i rycerstwa panowało poruszenie, ponieważ papież szykował się do krucjaty wymierzonej przeciwko Czechom, którzy mieczem i ogniem próbowali zreformować Kościół. W wir tych wszystkich wydarzeń rzucono niejakiego Reinmara z Bielawy zwanego Reynevanem, głównego bohatera powieści. I to bohatera "niebylejakiego".
Reinmar z Bielawy jest alchemikiem i lekarzem, absolwentem praskiego Uniwersytetu Karola. Nieoficjalnie studiował również magię w szkole w Toledo, dzięki czemu nieobce mu są metody leczenia polegające na wykorzystywaniu zaklęć czy też magicznych wywarów. O ile magia okazuje się bardzo przydatna i nieraz ratuje Reynevanowi skórę, jest tez źródłem wielu kłopotów... a do wpadania w nie bohater "Narrenturmu" ma naprawdę wybitny talent! Czytając książkę można odnieść wrażenie, że Sapkowski chciał stworzyć postać całkowicie różną od znanego wszystkim wiedźmina i to w pewnym sensie mu się udało. Reynevan jest szlachetnym lekkoduchem, który najpierw działa, a potem myśli. Nieostrożność i łatwowierność to jego dewiza, a w czasach tak niebezpiecznych jak średniowiecze ludzie o podobnej charakterystyce kończyli swój żywot zazwyczaj przedwcześnie. Również i Reynevan mógłby zapłacić wysoką cenę za swoją nierozwagę, gdyby nie magia, spore koneksje na Śląsku (tych naprawdę można naszemu bohaterowi pozazdrościć) i niemal niewyczerpane szczęście, które z czasem sprawia, że losy "von Bielau'a" przestają nas obchodzić - i tak wiadomo, że na końcu wydarzy się jakiś cud i Reinmar wyjdzie cało z opresji. Właściwie Reynevan i Geralt nie różnią się tylko pod jednym względem - obaj mają pecha do kobiet.
Jak już wcześniej wspomniałem, akcja powieści toczy się w realiach XV-wiecznego Śląska. Przez pierwsze kilka rozdziałów można odnieść wrażenie, że jest to powieść historyczna - odwiedzamy wiele znanych grodów, jak chociażby Strzelin, Świdnicę czy Wrocław. Te, jak i inne lokacje są opisane bardzo szczegółowo, tak jak miało to miejsce w Wiedźminie; teraz jednak, owe obrazy nie są wymysłem wyobraźni autora, a informacjami zawartymi w średniowiecznych, śląskich kronikach. Tak obszerne opisy z pewnością spowalniają akcję, ale są potrzebne książce. Dlaczego? Otóż dodają takiego niesamowitego klimatu, który ciężko opisać - po prostu miło jest się przejechać wraz z Reynevanem starym traktem strzelińskim, czy zajrzeć do którejś ze słynnych piwnic świdnickich. Poza samymi miejscami, Sapkowski nie omieszkał postawić na drodze naszego bohatera wielu postaci historycznych, w tym nawet takich sław jak Zawisza Czarny czy Jan Gutenberg. Spotkania z nimi zostały bardzo dobrze wplecione w całą opowieść i niezwykle ją ubarwiają. Za to pisarzowi należy się duży plus.
Powieści Sapkowskiego mają jednak to do siebie, że nie są typowo lekką prozą, którą można czytać dla relaksu. AS często porusza różnorakie dylematy moralne, nie inaczej jest również w "Narrenturmie". Autor niejednokrotnie stawia głównego bohatera przed wyborem szlachetnej i skomplikowanej drogi lub prostszej, aczkolwiek niemoralnej. To jednak nie wszystko. Odsłaniając kolejne zasłony świata Sapkowskiego szybko spostrzeżemy, że tak naprawdę nie ma tam "dobrych charakterów" - postępowanie praktycznie wszystkich postaci zdaje się mieć jak najmniej wspólnego z pojęciem bezinteresowności. Nieprawi i tchórzliwi rycerze, chciwi i bezlitośni księża czy nie dbający o swój lud władcy - Sapkowski w dobitny sposób niszczy tutaj wszystkie wzorce parenetyczne, tak głęboko zakorzenione w świadomości średniowiecznych ludzi. Niemniej można odnieść wrażenie, że autor wyolbrzymił nadto postawę wspomnianych grup społecznych - wszak nawet w tak mrocznych czasach, jak wieki średnie, nie każdy mieszczanin był konfidentem, nie każdy klecha był otumaniony żądzą bogactwa.
Warto również wspomnieć o języku, jakim jest pisana książka. Autor po raz kolejny dał popis swojej elokwencji, ale to nie o tak oczywistych rzeczach miał być ten akapit. Podobnie jak w Wiedźminie, Sapkowski nie pozwolił sobie na pominięcie w tekście obcych języków. O ile w przywoływanej już po raz n-ty sadze o białowłosym wojowniku taki zabieg był dosyć sporadyczny, o tyle w "Narrenturmie" pieśni, psalmy, cytaty i różne inne kwestie po niemiecku, czesku czy łacinie są na porządku dziennym - trzeba jednak zauważyć, że nie wszystkie zostały przetłumaczone na nasz rodzimy język. Jest to zarówno atut, jak i wada powieści. Z jednej strony takie wtrącenia dodają opowieści autentyczności; po prostu czuje się, że ówczesny Śląsk był zlepkiem kultur, swoistym kotłem etnicznym. Z drugiej strony, jeśli nie ma się dostępu do odpowiednich leksykonów i nie można tłumaczyć fraz na własną rękę (np. w podróży), książka traci wiele na wartości.
Bez wątpienia mocną stroną są z kolei dialogi. Świetnie skonstruowane, niekiedy ociekające ironią i cynizmem, potrafią naprawdę rozbawić! Niektóre co prawda nieco odstają od ogólnego poziomu, ale mimo wszystko, Sapkowski "Narrenturmem" potwierdza fakt, że wśród polskich fantastów (a może i dalej?) na próżno szukać drugich tak rozmyślnie zbudowanych dialogów.
Pierwszy tom Trylogii Husyckiej z pewnością wytrzymał porównanie ze słynną sagą o wiedźminie. Jest to powieść pisana z dużym rozmachem - wielowątkowa, z wieloma nagłymi zwrotami akcji, a mimo to skłaniająca do refleksji i posiadająca świetne dialogi, które stały się już wizytówką autora - to wszystko czyni z "Narrenturmu" jedną z najlepszych polskich książek fantasy ostatnich lat. Dla fanów prozy AS-a - pozycja obowiązkowa. Tytuł jest również godny polecenia każdemu fanowi dobrej fantastyki, który do tej pory nie miał okazji zaznajomić się z twórczością autora, a dla którego gatunek ów nie oznacza jedynie niezliczonej ilości spektakularnych bitew i spływających po polach rzek krwi. Zwłaszcza, że "Narrenturm" liczy ponad pół tysiąca stron, dzięki czemu na brak wrażeń podczas podróży z Reynevanem nie będzie można narzekać.
Komentarze
Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!