Alpha Team - Robert J. Szmidt - Recenzja

Robert J. Szmidt w swoim życiu wykonywał wiele ciekawych zawodów związanych z szeroko rozumianą kulturą medialną; był między innymi przedstawicielem wydawnictwa Amber do 1991 roku, założył też Dom Wydawniczy Ares. Szmidt jest także twórcą miesięcznika „Science Fiction”, który dzisiaj jest znany pod nazwą „Science Fiction, Fantasy i Horror". Był pomysłodawcą nagrody Sfinksa, która później wyewoluowała w nagrodę im. Janusza A. Zajdla. Dzisiaj jest znany jako pisarz oraz tłumacz gier i książek. Jego dorobek jest imponujący, a mimo tego o Robercie Szmidtcie mało się mówi. Efekt jest taki, że dopiero będąc w Enklawie Magii miałem okazję zainteresować się twórczością Wrocławianina. W moje ręce trafiła najnowsza książka Roberta J. Szmidta pod tytułem „Alpha Team”. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że książka mi się spodoba. Jak miło, że życie potrafi płatać tak słodkie figle...

Po lekturze pierwszego opowiadania wiedziałem już, że trzymam w ręce nie byle jaką książkę. „Pogromca smoków” otworzyło mi klapki na oczach i sprawiło, że autentycznie się zawstydziłem. Znowu z góry założyłem, że skoro o kimś nie mówi się codziennie, to nie jest on wart uwagi. Błąd! Przeżyłem istne deja vu – tak samo było w przypadku Andrzeja Ziemiańskiego, gdy po lekturze „Zapachu Szkła” zrozumiałem, że dobra postapokalipsa nie jest zła. Ale wróćmy do omawianej tu książki – patrząc na okładkę i opis „Alpha Team”, ma się nieodparte wrażenie, że pozycja ta jest z dziedziny postapokaliptycznego science-fiction. I tu kolejny błąd! Jest ona zbiorem nie tylko opowiadań o katastrofie świata przyszłego, ale zawiera także teksty o świecie alternatywnym ulokowanym w przeszłości, charakterystycznym w literaturze fantasy. Byłem mile zaskoczony, gdy po zapachu charakterystycznym dla wybuchu bomby mogłem poczuć stary, dobry smród smoczej siarki, usłyszeć chrzęst żelaza i posmakować smak piwa z najznamienitszej tawerny w mieście. Pomimo, że Szmidt uchodzi za pisarza powieści science-fiction, z wielką radością przeczytałbym też i historię z gatunku fantasy – autorowi bowiem równie dobrze wychodzą teksty o dzielnych wojownikach, magach i nekromantach.

Trzeba przyznać, że i samymi fabułami opowiadań Szmidt niejeden raz mnie zagiął. I żeby tego było mało, kończy je w diablo dobrym stylu, przez co ani razu nie miałem uczucia zniesmaczenia. Jedyny przymiotnik, jaki przychodzi mi na myśl jeśli chodzi o zakończenia, to „filmowy”. Czułem się bowiem jak w kinie, gdzie kulminacyjny moment mrozi krew w żyłach, a cała historia wydaje się zgoła odmienna od tego, co było na początku. Przez długi czas w głowie będzie mi się jeszcze kołatało zakończenie opowiadania „Pola dawnych zapomnianych bitew”, nie mówiąc już o „Ogniu w ruinach” i „Małym”. Największą zaletą pisarstwa Szmidta, jaką wyciągnąłem z lektury „Alpha Team”, jest to, że umie on nie tylko wymyślić rewelacyjny pomysł na fabułę, ale i doskonale go wykorzystać i dokładnie wykończyć.

 

Nie gorsza od treści jest sama forma opowiadań. Każdy tekst, czy to s-f czy fantasy, napisany jest językiem bardzo dobrze przyswajalnym. Mamy więc w „Alpha Team” charakterystyczne dla poszczególnych gatunków schematy językowe, którymi Szmidt umiejętnie włada. I tak opowiadania postapokaliptyczne są napisane językiem zwięzłym, wręcz sprawozdawczym, reporterskim. Dialogi, jak na uczestników ekip specjalnych - soczyste i mocne, pełne żargonowych tekstów ludzi walczących na froncie. Okrzyki zwycięstwa, przekleństwa, docinki. Za to w fantasy jest trochę inny styl, mianowicie gawędziarski („Umrzeć w Lea Monde”), bajkowy („Pogromca smoków”). Dialogi są często podniosłe, napompowane starodawnymi zwrotami, nie stroniąc też od przedniego dowcipu. Za to tekst, który całkowicie różni się od reszty opowiadań, to „Aniołowie” - groteska na temat walki Nieba z Piekłem o duszę zwykłego, współczesnego człowieka. Zdrowo się przy nim uśmiałem, bowiem oprócz komicznych sytuacji historia ta zawiera kilka motywów nadających się do parodii dzisiejszych „gwiazd” show biznesu.

Dawno nie czytałem tak porządnej i równej pod względem poziomu tekstów antologii. Książkę czyta się po prostu rewelacyjnie - można się i pośmiać, i przestraszyć. Brak w tej pozycji ciężkich wad, jest ona wręcz nieskazitelnie dobra. Mogę ją z czystym sumieniem polecić każdemu, kto liznął cokolwiek związanego z fantastyką i ją polubił. Błędem bowiem byłoby przejść obok Roberta J. Szmidta obojętnie, a ci wszyscy, którzy wcześniej wątpili, winni głowę w pokorze pochylić, co i ja niniejszym czynię.


Zimek


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.